« Poprzednia strona Spis treści Następna strona »

[Strona 53]

Ostatni taniec

Autor: Y. L. L. Shlomi

Tłumaczenie: Roberta Paula Books

Tłumaczenie z języka angielskiego: Justyna Beinek

© by Roberta Paula Books

Boże mój, który obiecałeś Abrahamowi, Izaakowi i Jakubowi pomnożenie ludu wybranego jako schodów do nieba, jako ziarnek piasku na ziemi, wielki stwórco.

Ja, uniżony sługa i pasterz twoich owiec, nie ośmielam się wypowiedzieć twojego imienia.

Ty, wszechmogący, który podniosłeś rękę Abrahama, twego wybranego, aby zabił porywacza Lota, syna swego brata, i powiedziałeś jego ustami, że ten, kto podniósł rękę na Żyda, musi być zabity.

Jak to się stało, że zaistniała taka siła, która chce zniszczyć twój ukochany lud, zawsze wprzódy modlący się do ciebie i śpiewający pieśni miłosne? Boże mój, czy naprawdę odwróciłeś swą twarz od swego narodu i pozwoliłeś, by byli pożartymi żywcem przez te bezduszne bestie? Boże mój, wzmocnij mego ducha, abym nie zaczął wątpić. Boże mój, ty wybawiłeś czystych z płomieni Sodomy, a tu pozwalasz wszystkim umrzeć? Boże, czy nie widzisz, że największy zwierzchnik wszystkich kosciołów błogosławi narzędzia zbrodni tej machiny morderstw? Drogi Boże! Nie opuszczaj swego ludu…

Rebe… Rebe… posłuchaj mnie. Rebe, słuchaj, to ja, jasnowłosy Icek (Itche). Rebe… Popatrzył na mnie zmęczonymi, zdumionymi oczami, jak gdyby wracał z dalekiej, trudnej podróży.

Czy nie widzisz, Icku, wszystko się psuje i rozpada.

Rozumiem, Rebe. Chciałem, muszę z tobą porozmawiać. Czy nie powinniśmy zabrać zwojów Tory z synagogi, aby ocalić je od płomieni, które je czekają?

Dobrze zastanów się nad tym, proszę.

Nie! Icku, nie wolno nam. Synagoga jest szczelnie zamknięta. Ktokolwiek tam wejdzie, będzie zabity. W tym położeniu musimy myśleć inaczej. Ktokolwiek chce bronić Tory, upadnie. Teraz musimy bronić honoru Tory, ale zarazem chronić życie ludzkie. Jeśli przeżyjemy, Icku, z Bożą pomocą, będziemy oddawać chwałę Torze i oddawać należny jej szacunek.

A ty, Icku? – Ty!

A ja, Rebe? Czuję, że nie jestem w stanie tego przeżyć. Czy On jest aż tak mocny?

A teraz, Rebe, czy wszyscy są przeciwko nam?

[Strona 54]

Posłuchaj mnie, Icku. Ty, dobry, oddany mi, prawy Icku, słuchaj i powiedz innym, że każdy musi wiedzieć jak umrzeć i że często musimy bronić honoru człowieka i naszego narodu. A jeśli chodzi o Torę, to może lepiej, jeśli zwoje Tory skończą w płomieniach, bo symbolizują naszą duchowość i wyjątkowość. Będzie lepiej, jeśli nie staną się pośmiewiskiem.

Lato tego roku było suche, bez deszczu. Pszenica zaczynała dojrzewać, a drzewa uginały się pod ciężarem owoców. Życie owego roku było męczące i opieszałe, niepokój paraliżował ducha. W tym czasie Dni Trwogi przybliżały się, były już tutaj.

W poprzednich latach padał deszcz na Sukot, Święto Szałasów, ale nie tego roku, tak jakby przyroda współpracowała. Żydów obarczono podatkami. W międzyczasie Żydów wyłapywano w różnych miejscach i zmuszano do pracy. Naśmiewano się z Żydów się, zmuszając ich do dręczącej gimnastyki. Obcinano połowy bród Żydów, co sprawiało, że twarz zdawała się być zdeformowana grymasem albo sparaliżowana. Kradzieże, akty przemocy, okrutne poniżanie.

A Żydzi – Żydzi czekali, jakby byli zamrożeni.Czuli, że był to początek, ale też rozumieli, że od momentu bólu do śmierci jest daleka droga, pełna chaotycznych trudności.

Niemcy planowali spalenie synagogi bez ostrzeżenia, a żeby szyderstwo było bardziej wyraziste, wybrali noc Szmini Aceret. Mimo że Żydzi zachowywali się cały czas bez zarzutu, zadano im ten straszliwy cios. Nawet Żydzi, którzy nieczęsto chodzili do synagogi, byli zaszokowani.

Synagoga stała spokojna, szara, na końcu ulicy, i patrzyła na miasto ze swej wysokości, tak jakby jej funkcja nie zmieniła się, a jej drzwi były zamknięte aż do momentu kiedy, aż do momentu kiedy.

Wchodzisz do synagogi, prowadzony ręką ojca, i przez całe Twoje ciało przechodzi wstrząs. Duch Boży mieszka tutaj. Rozglądasz się, nie wiedząc, na czym zatrzymać wzrok. Ojciec mówi ci, żeby się modlić i wówczas zmiana dotyka twego ciała. Miarowe kołysanie i ciche dzwięczenie kryształowych żyrandoli wydawało się łączyć z nami w modlitwie, a półokrągły sufit ukazywał niebo i kolorowe gwiazdy, które ilustrowały symbole dwunastu znaków zodiaku. Na ścianie południowej

[Strona 55]

znajdował się obraz grobu Racheli. Namalował go nasz geniusz malarski Monisz Sajka (Monish Sayka). Na ścianie wschodniej po obu stronach arki były wąskie okna z kolorowanego szkła. Nad arką znajdowało się okno z niebiesko-białym witrażem w kształcie „Gwiazdy Dawida”.

Święta Arka stała w milczeniu i była domem dla naszych świętych ksiąg, wielkości, intelektu i czystości naszych ludzi. Była symbolem tego, że „jesteśmy wybranymi”.

A kiedy jest Twoja kolej czytania Tory, czujesz fizyczną bliskość z wielkim jedynym, najwyższym i najwspanialszym w świecie. Wchodzisz na podium, zawinięty w szal modlitewny i zaczynasz błogosławieństwo, a jesteś tak przejęty, że czytanie nigdy nie brzmi tak, jakbyś chciał.

Wzdłuż całej zachodniej i północnej ściany, zbudowano miejsce modlitwy dla kobiet i przyozdobiono artystycznie wyrzezbionymi kolumnami. Tam nasze kobiety modliły się w soboty i w czasie świąt. W te dni kobiety modliły się, śpiewając tak, że można było zapomnieć o całym świecie.

Teraz synagoga stoi i głucha, i osierocona. Jest zamknięta na cztery spusty, a wielki klucz do niej nie znajduje się już w rękach woznego Icka (szamesa).

Parę dni wcześniej, kilka osób w szaro-zielonych mundurach podjechało samochodem wojskowym. Wnieśli kilka kanistrów i coś, co wyglądało na stare opakowania. Miasto czekało.

Żydom zmroziła się krew w żyłach. Dni ciągnęły się bez końca, ciche tempo przygotowywania się na cierpienie. Kilku protestowało w ciszy i oddali.

Noc była jasna. Policja zmusiła wszystkich do pozostania w domach. W oknach wisiały zasłony, światła uliczne zgaszono, ulice były martwe. Można było tylko słyszeć rytmiczne postukiwanie podków końskich Coś dzieje się wokół synagogi, gasną światła w żydowskich domach. Z niepokojem i ostrożnością ludzie wyglądają przez okna.

Ciemność kryje drzewa i bramy wokół synagogi. Jest to noc Szmini Aceret. W synagodze widać jakieś światło. Z początku wydawało się, że czerwono-niebieski język płomienia coś sprawdza, czegoś szuka. Czołga się, wspina, szuka czegoś koło podium. Płomień przeszedł przez kolumny w miejscu modlitwy kobiet. Przez okna synagogi widać teraz było krwistoczerwony płomień i dym, wznoszące się i opadające płomienie, szukające i dotykające, liżące owoc

[Strona 56]

wokół Świętej Arki. Ściany stają sie czarne, a kolory eksplodują. Budynek drży, wybuchając dzikim śpiewem, przy dzwonach żyrandoli. Niemiłosiernie pomrukując i trzeszcząc, płomienie dziko tańczą i szukają wyjścia.

W tym samym czasie kilka osób cicho otwiera dzwi domu rabina. Starsi i młodsi przyszli z najdalszych zakątków miasta, wiedząc, że ten czyn zagraża ich życiu. Zebrało sie około piętnastu mężczyzn. Byli to Monisz Sajka (Monish Sayka), Jakub Jakubowicz (Yakov Yakubovitz), syn krawca Krela, Pinchas Rauch (Pinkhas Rauch), Hersz Zingerman (Hersh Zingerman), Jakub Burnsztajn (Yakov Burnshteyn), jasnowłosy Icek (Itche), Icek (Itche) wozny synagogi i jego zięć Ezechiel Mordechaj Lęczycki (Yekhezkel Mordkhai Lentshitsky), Abel Kora i kilku innych, cieszących się poważaniem. Błagali, wznosząc ramiona: Rebe, pozwól nam, chcemy ocalić zwoje Tory. Rabin był głęboko poruszony ich oddaniem, ale po długim namyśle dał im tę samą odpowiedz, którą dał swemu pomocnikowi Ickowi kilka dni wcześniej. Lecz…

Ojcze, jak możesz? Dlaczego? Nawet jeśli nie zgadzasz się z nami, czy nie czujesz bólu swoich ludzi? Nawet Hersze Bup prosi cię.

To boli, Mordechaju, naprawdę boli. Ale nie jestem gotów umrzeć dla rzeczy materialnych.

Nie, ojcze, nie, ojcze, nie masz racji. Umrzeć w proteście nawet bez wymiernego pożytku jest lepszą rzeczą niż umrzeć bez protestu. Być może uda się nam. Nie mogę sie zgodzić. Jestem niezauważalnym i często wyśmiewanym synem Hersza Bup Frankensztajna (Hershye Bup Frankenstein).

Z domu Grinblata (Greenbla) jakiś cień skoczył przez ulicę i z pewnością siebie kota przeczołgał się przez cienie domów na starym rynku, przeszedł rynek, skoczył przez ogrodzenie podwórka Kubiaka i stamtąd swobodnie pobiegł przez ogrody. Prześlizgnął się szybko jak lew. Nie zaszczekał żaden pies. Cień był już w ogrodzie Lamena Malkowskiego (Lamen Malkovsky). Wtedy czuje na twarzy gorący podmuch pożaru. Skacze przez ostatnią przeszkodę i podkrada się do okna holu synagogi, wybija szybę rękami. Wtedy słychać jeden strzał…

Płomienie rozprzestrzeniają się. Otoczyły Świętą Arkę jak bukiet ognia. Otoczyły podium i ugryzły kolumny miejsca modlitwy kobiet. Paliło się też krzesło proroka Eliasza. Płomienie hałasowały, kręciły i wiły się, wznosiły się i opadały. Święta Arka zadrżała. Miejsce modlitwy kobiet prawie

[Strona 57]

runęło. Okna stały się straszliwymi figurami, utworzonymi przez płomienie. Z wielkim hukiem Święta Arka upadła, tablice rozbiły się. Pergamin zwojów Tory zakrzyknął, wijąc się, a litery wylały się i wyparowały. Miejsce modlitwy upadło, robiąc wielki hałas. Gazy wybiły okna, a ogień wyleciał z otworów z dzikim śmiechem. Wypalony sufit już nie ochraniał dachu, warstwy blachy wzniosły się i upadły, dach odetchnął.

Ukochany Boże, dlaczego nas karzesz? Nie odwracaj od nas swojej twarzy. Pokaż nam twarz swoją i ocal swój naród.

Boże mój, ochroń mnie od złych myśli. Nie może być prawdą to, co mówią ludzie: wiara nie pomaga słabym.

Boże mój, ochroń mnie od zwątpienia. Chcę Ci służyć i być Twoim sługą do ostatniego tchnienia.

Czy powinienem wyrzucić moją laskę pasterską i rozlać krew?

Drogi Boże, nie pozwól, by prześladowano twoje owce. Być może gdybyśmy nie istnieli, bylibyśmy stworzeni?

Drogi Boże. Pozwól mi Tobie służyć. Wysłuchaj mego błagania.

 

W miejscu, gdzie kiedyś stała synagoga, budowany jest blok mieszkaniowy.
Fot. Simkha Noymark, 1965

[Strona 58]

Tragedia i ból razem mogą złamać nawet najmocniejszych.

To nie jest kara, to jest powszechne morderstwo. To nie jest wyrok – ja idę. Umrę śmiercią męczennika!

Z krzykiem, warstwy blachy oddzierają się od dachu i spadają do stóp patrolujących morderców.

Braindl, popatrz, wyszeptał stary Lejbke (Leybke), woda w jeziorze jest czerwona, jest to nasza krew.

Patrzcie, dzieci, I ty też, Malke, powiedział Tewje Bursztajn (Tuvye Burshteyn), palą naszą synagogę. To jest początek końca. Nasze modlitwy i błagania nie pomogły.

Ogień i dym sięgają wyżej, wyżej i jeszcze wyżej. Cały budynek zatańczył. Ostatni taniec. Ostatnie święto Simchat Tora w mieście. Kolumny dymu dosięgają nieba. Płomienie wznoszą się wyżej i rozprzestrzeniają jak bukiet czerwonych iskr.

Są jak śmiejące się gwiazdy na niebie, jak ziarnka piasku na ziemi.

Nie ma wiatru, nie ma deszczu, ani pomocy znikąd. Tylko stary księżyc spogląda z góry ze smutną twarzą i milczy.

I cały świat też milczy –


Obóz zagłady w Chełmnie

Tłumaczenie: Marshall Grant

Tłumaczenie z języka angielskiego: Justyna Beinek

© by Roberta Paula Books

Świadectwo Andrzeja Miszczaka z Chełmna (lat 49, Polak, katolik, rolnik), spisane 14 czerwca 1945 roku w Chełmnie przez sędziego Sądu Rejonowego w Łodzi, Władysława Bednarza.

Jestem stałym mieszkańcem wsi Chełmno w rejonie miasta Koło. Mój dom stał naprzeciw ogrodu pałacowego (po stronie rzeki Ner). Kiedy pałac jeszcze istniał, można było widzieć jego okna przez okna mojego domu. Mam 55 hektarów ziemi i zarządzam firmą ogrodniczą.

W połowie listopada 1941 roku grupa gestapowców pod dowództwem Langego przybyła do Chełmna. W tyma samym czasie administrator rejonowy, którego nazwiska nie pamiętam, również przyjechał z Koła. Dokładnie sprawdzili cały pałac, łącznie z piwnicami. Przy końcu miesiąca przywieziono materiały budowlane i zaczęto budować obóz. Przestrzeń wokół pałacu została ogrodzona płotem wysokim na dwa i pół metra, zrobionym ze ściśle przylegających do siebie drewnianych sztachet. Jedynie od strony rzeki ogrodzenie było zrobione z drutu kolczastego. Pałac usytuowany był na wzgórzu w taki sposób, że nie można było zbudować płotu z drewnianych sztachet. Mam na myśli, że zbocza wzgórza nie przesłaniały widoku na to, co działo się na dziedzińcu pałacowym.

Oprócz pałacu, SS Sonderkommando Kulmhof (nazwa firmy gestapowskiej, która przyjechała, aby zbudować obóz) również przejęło kontrolę nad domem pastora, budynkiem do celów społecznych, schroniskiem i domami

[Strona 59]

Pani Mala Orbach chyli głowę przy pomniku w Chełmnie podczas wizyty w Polsce w roku 1956

 

rolników z Chełmna. Rolników, których domy były skonfiskowane, przeniesiono do innych wsi albo do innych gospodarstw. Z początku nie wiedzieliśmy dlaczego zaczęto budować obóz.

Dnia 9 grudnia 1941 roku przywieziono pierwsze 900 Żydów z Koła. Przyjechali wieczorem i trzymano ich przez noc w pałacu. Rano poprowadzono ich do pojazdów pomalowanych na czarno (które później przemianowano na „Pojazdy z Piekła”) i wywieziono ich do lasu nieopodal Chełmna. Te pojazdy wróciły po godzinie i wtedy wywieziono dodatkowe grupy Żydów. Zauważyliśmy, że zaczęły się pojawiać sterty ubrań na pałacowym dziedzińcu. Tego wieczoru przywieziono do Koła nowe grupy Żydów, pozostawiono w pałacu na noc i wywieziono do lasu niedaleko Chełmna. To się powtarzało przez wiele dni.

Później zaszła zmiana. Ciężarówki przywoziły Żydów do pałacu, a następnie wychodzili oni z pałacu i byli prowadzeni do „Pojazdów z Piekła”. Na temat tych pojazdów plotkowano, że używa się ich do trucia ludzi gazem. Pomimo kompletnego braku kontaktu pomiędzy strażnikami i miejscową ludnością, ludzie zaczęli się orientować, co działo się w pałacu. Informacji dostarczali Żydzi wykonujący prace fizyczne, ośmiu Polaków przybyłych z Poznania z „Siódmego Fortu,” którzy też byli pracownikami fizycznymi oraz miejscowe kobiety i dziewczyny, pracujące w składzie żywności (kantynie) i w kuchni.

Strażnicy później zmienili swój stosunek do ludności miejscowej i dowiedzieliśmy się od nich wielu rzeczy na temat tego, co działo się na terenie obozu zagłady.

[Strona 60]

Były trzy „Pojazdy z Piekła”, których używano w obozie zagłady w Chełmnie. Jeden z tych pojazdów był większy niż dwa pozostałe.

Nie jestem w stanie opisać konstrukcji ani wymiarów tych pojazdów, bo nie znam się na samochodach, i też nikomu nigdy nie pozwolono nawet zbliżyć się do tych pojazdów. Często później słyszałem strażników mówiących, że większy pojazd był w stanie pomieścić 150 osób, a mniejsze pojazdy po 80-100 osób. Na początku gestapowcy przywozili 1000 osób do Chełmna każdego dnia. Strażnicy mieli powiedzenie: „kolejny dzień – kolejny tysiąc”. Rzeczy osobiste należące do Żydów częściowo były zabierane w obozie, a częściowo w Chełmnie. Żydzi rozbierali się w pałacu i wchodzili do ciężarówek w samej bieliźnie. Oszukiwano ich, że będą szli pod prysznic. Kiedy „Pojazd z Piekła” odjeżdżał, ubrania były wyrzucane przez okno na dziedziniec. Grupa żydowskich robotników fizycznych przenosiła wówczas te ubrania na ogromny stos ubrań, który znajdowała się w ogrodzie.

Ten stos miał 3-4 metry wysokości i przynajmniej 10-15 metrów długości. Strażnicy popędzali i bili Żydów, którzy porządkowali ubrania. Następna grupa Żydów była wpuszczana tylko kiedy już było posprzątane. Wiele razy widziałem Żydów, którzy zajmowali się porzadkowaniem ubrań. Strażnicy powiedzieli nam, ze ci żydowscy robotnicy oszukiwali innych Żydów, mówiąc im, że pójdą pod prysznic. Strażnicy uważali, że był to dobry pomysł, bo oszczędzał im kłopotu z ofiarami. Ubrania zabierano do Łodzi. Kierowcami byli Polacy i nie byli oni wpuszczani na teren pałacu. Kiedy przyjeżdżali, dostawali rozkaz czekania na drodze. Niemieccy kierowcy mogli wjeżdżać pojazdami na dziedziniec w celu załadunku, a potem wracali na drogę, tam gdzie byli prywatni polscy kierowcy.

SS dawało dużą część łupów miejscowym Niemcom. Wiosną do obozu przyjechał komitet, w skład którego wchodził gruby cywil (być może był to Chaim Rumkowski, przewodniczący Judenratu – nota redakcyjna). Żydzi mówili, że był to komendant ghetta w Łodzi. Komitet zażądał, aby Sonderkommando Kulmhof brało większe transport Żydów. Te transporty osiągały od tysiąca do dwóch tysięcy osób i zawsze tych ludzi przywożono pojazdami.

Kiedy zrobiło się gorąco, ciała w grobie masowym zaczęły się rozkładać, „ziemia się poruszyła”, powietrze było zatrute na dużej przestrzeni i było coraz więcej przypadków tyfusu. Niemcy przestali przyjmować transporty Żydów, szybko zbudowano dwa piece (kominy były widoczne) i zaczęto palić ciała w tych piecach. Słyszałem, że w piecach palono drewnem.

Po okresie palenia ciał w piecach, co trwało około dwóch miesięcy, Niemcy znowu zaczęli przyjmować transporty Żydów. Chcę podkreślić, że wiedziałem o paleniu ciał nie tylko od żydowskich robotników, którzy tam pracowali, ale też z uwagi na dym wychodzący z kominów i brak transportów.

Żydzi zaczęli przyjeżdżać latem 1942 roku. Wysiadali z pociągu w Powierciu, a potem zmuszano ich do marszu na piechotę do młyna we wsi Zawadka. Spali we młynie, a rano prowadzono ich do pojazdów, które zabierały ich do pałacu. Od lata 1942 roku ten porządek całej operacji był niezmienny. Nie potrafię sobie przypomnieć dokładnej liczby transportów, które przyjechały pociągiem, ale

[Strona 61]

według mojego rachunku, w każdym transporcie było 1000 osób. Oprócz transportów kolejowych transporty też odbywały się przy pomocy samochodów.

To wszystko trwało do kwietnia 1943 roku.

W kwietniu 1943 roku Niemcy zaczęli rozbiórkę obozu i zakrywanie jego śladów. Zdemontowali płot, usunęli przedmioty itd. 7 kwietnia 1943 r. pałac wysadzono w powietrze. Na grobach zasiano trawę (poprosili mnie o narzędzia do zasiania trawy i sam Wachtmeister pozyczył ode mnie grabie). Piece zdemontowano i wywieziono cegły. 11 kwietnia 1943 roku był wyjazd SS Sonderkommando Kulmhof. Zostało tylko kilku strażników, którzy pilnowali miejsca morderstwa. Ci strażnicy byli miejscowi, ich komendant pochodził z Sompolna.

Kiedy wyjechało SS Sonderkommando Kulmhof, wzięto też ze sobą Polaków, którzy wykonywali prace fizyczne. Było ich siedmiu i był też ósmy Polak o imieniu Marian, którego przez przypadek zamknięto w pojeździe i uduszono gazem. To było na początku 1942 roku. Pogrzebali go osobno w ogrodzie pałacowym. Mówię o Polakach, którzy pierwsi kopali grób masowy w lesie. Później przydzielono ich do innych prac takich jak naprawa pojazdów, noszenie zabranych rzeczy osobistych i rozładunek pojazdów. Nie słyszałem, żeby sprawdzali ciała. Nie slyszałem też o żadnych Ukraińcach.

Oprócz SS byli też strażnicy i policja kryminalna. Łącznie było około 120-150 Niemców, którzy brali udział w operacji w Chełmnie. Ich liczba wzrosła później do 180 i wtedy Lange został komendantem (nie pamiętam jego imienia ani stopnia wojskowego).

Wiosną zaszły zmiany w dowództwie obozu. Hans Bothmann został komendantem obozu, komendantem wykonawczym w miejsce Langego. Pamiętam nazwiska Niemców, którzy pracowali w „Obozie Śmierci”:

  1. Wachtmeister (nie pamiętam nazwiska), który zarządzał działem ekonomicznym (stopień w NCO, byż może Ernst Burmeister – nota redakcyjna)
  2. Lenz (nazywano go najokrutniejszym ze wszystkich niemieckich lekarzy w Chełmnie. Sadysta zabijał przynajmniej jednego Żyda każdego dnia)
  3. Burstinger miał pod kontrolą biżuterię i rzeczy wartościowe
Początkowo SS Sonderkommando Kulmhof traktowało ludność miejscową źle. Ludzie byli zmuszani do pracy pod karą bicia itd. Później jednak stosunki sie poprawiły i były zupełnie dobre.

SS najpierw używało telefonu należącego do komitetu wioskowego. Oznaczało to, że przewodniczący komitetu Stanisław Kaszyński (Kaszinski) prawdopodobnie wiedział zbyt dużo, a więc wzięto go do więzienia i zamordowano. Kaszyński wysłał list do przedstawicieli dyplomacji, w którym opisał, co się naprawdę działo. Wydaje się, że list był przechwycony, a Kaszyński i jego żona byli jedynymi mieszkańcami wsi, których zabito.

Nie słyszałem, żeby członkowie SS Sonderkommando Kulmhof utrzymywali stosunki osobiste z osobami pochodzącymi z miejscowej ludności. Utrzymywali oni stosunki osobiste z Niemkami z Koła i okolicznych wiosek.

Pierwsi Żydzi, których przywieziono do obozu, pochodzili z wiosek w rejonie, a później z ghetta w Łodzi. Przywożono tu Żydów z całego świata: z Węgier, Jugosławii, Czechosłowacji, Francji i Grecji. Kiedy przyjechał transport, strażnicy palili papierosy z kraju, z którego przyjechali Żydzi w danym transporcie. Najczęściej Niemcy płacili

[Strona 62]

za żywność papierosami, a więc wiedzieliśmy skąd przychodziły transporty. Zresztą strażnicy nie robili z tego tajemnicy. Pamiętam, że mówili n.p. o transporcie „bogatych Żydów z Wiednia” albo „bogatych Żydów z Hamburga”, którzy przyjechali. Ludzie w tych transportach mieli ze sobą więcej rzeczy osobistych i byli lepiej ubrani.

Żydzi, których prowadzono na śmierć, czasami rzucali zapiski zrobione na skrawkach papieru. Kiedyś podniosłem jedną taką wiadomość. Pierwsze słowa były: „Jesteśmy Żydami ze Lwowa”. Żydzi darli banknoty i papiery wartościowe, po czym rzucali je na drogę. Nie znali prawdy do ostatniej chwili i dlatego też nie było aktów nieposłuszeństwa. Były też transporty Polaków. Wiedzieliśmy, kiedy miały przyjechać, bo wtedy na zmianach było więcej osób. Działo się to często. O ile mi wiadomo, jednego razu przywieziono grupę zakonnic, kiedy indziej grupę dwunastu polskich oficerów, dużą grupę polskich dzieci i więcej osób. Ja sam nigdy nie widziałem tych transportów. Powiedziały mi o nich kobiety, które te transporty widziały (Helena Kroll i Wiktoria Kocznica). Po tym, jak pałac wysadzono w powietrze, można było znaleźć w gruzie krzyże, naszyjniki i inne podobne rzeczy.

Niemcy powiesili krzyż na balkonie pałacowym.

Oprócz tych dużych transportów, do pałacu przyjeżdżały też autobusy z ludźmi. Te osoby dołączano do innych transportów.

Polaków przywieziono dopiero w roku 1942. Pamięetam, że kierowca „Tony” powiedział pewnego roku: „Polski samochód jest gotowy”. Zdaje się, że było więcej zamieszania, kiedy przyjeżdżali Polacy, niżby się można spodziewać. Widziałem też Cyganów, których przywieziono samochodami z Koła.

W połowie 1942 (nie jestem pewny) przyjechał komitet z Berlina i trzech z czterech naszych oficerów Gestapo przyłączyło sie do komitetu. Członków komitetu traktowano z szacunkiem i pokazano im cały obóz. Polak Kasprzyński (Kazipszinski) powiedział mi, że kiedy wlewał benzynę do samochodu, jeden z gestapowców naśmiewał się z niego. Następnego dnia dowiedzieliśmy się, że nie była to wizyta Gestapo, ale działu „Szpiegostwa Zagranicznego”. Strażnicy powiedzieli: „Myśleliśmy, że byli jednymi z nas, ale wcale nie byli”.

Niemcy sporządzili dokładną listę osób zamordowanych w Chełmnie. Wspólnoty żydowskie były zobowiązane płacić cztery marki niemieckie za każdego Żyda wysłanego do Chełmna. Każdy kierowca miał listę Żydów, których miał przywieźć. Zimą roku 1942 w mieszkaniu Szalka wybuchł pożar. Kiedy ugaszono pożar, M. Lodyjski i ja dostaliśmy rozkaz pilnowania miejsca pożaru i niedopuszczenia do ponownego pożaru. Wówczas znalazłem torbę (Lodyjski tego nie zauważył), należącą do kierowcy o imieniu „Tony”, na którego my mówiliśmy „Kolonizacja” (idiota). W torbie były różne dokumenty dotyczące transportów Żydów. Nie znam niemieckiego, ale rozumiałem, co było na tych listach. Spaliłem tę torbę, bo bałem się, że Niemcy mogą ją u mnie znaleźć.

W marcu 1944 roku SS Sonderkommando Kulmhof znów przyjechało do Chełmna. Byli to ci sami Niemcy, którzy byli tu prawie przez cały rok 1942 od wiosny aż do zlikwidowania obozu. Wielu z nich nie wróciło. Tak jak wcześniej komendantem był Bothmann. Hapla (?) powiedział, że był „gdzieś w Grecji”. Ponownie postawiono drewniany płot dookoła całego ogrodu. Przywieziono budki. Dwa baraki były zbudowane w Chełmnie (tam gdzie składowano ubrania) i kolejne dwa były postawione w lesie koło Chełmna.

Tym razem przywieziono Żydów bezpośrednio do Chełmna i trzymano ich nocą w kościele. Rano zabrano ich samochodami do lasu koło Chełmna, gdzie zamknięto ich w jednym z baraków z napisem „lekarz” i „pub”.

[Strona 63]

Tam Żydzi się rozbierali. Brano ich do pojazdów śmierci i mówiono im, że jadą do jeszcze innych baraków. Zamykano drzwi, zapalano silnik i pojazd jechał w w kierunku pieców. Tam rozładowywano ciała, a pojazd wracał po następny ładunek.

Było zawsze czterdziestu Żydów, którzy pracowali w lesie. Nazywano ich Waldkommando (Przedsiębiorstwo Leśne). To oni nam opowiedzieli o najnowszych metodach używanych przez Niemców. Żydzi byli wysyłani do mnie, aby dostarczyć warzywa, więc byłem z nimi w ciągłym kontakcie. Żydzi mieszkali w stodole, gdzie równiez znajdowały sie warsztaty krawców i szewców. Krawców żydowskich trzymano w kajdankach na drugim piętrze stodoły. Pod koniec zostało 47 Żydów z 80-90, którzy byli wcześniej. Wzięto też w dzierżawę mały młyn do mielenia kości z Powiercia.

Wiele miesięcy później (około lipca 1944) zaczęto likwidować obóz. Żydzi mówili, że tym razem zamordowano 15 tysięcy osób. Trudno mi orzec, czy ta liczba jest prawdziwa. Teraz były ładunki przybywające z zagranicy, zza granicy czeskiej, być może idące przez ghetto w Łodzi. Tym razem traktowano Żydów w bardzo ludzki sposób, tak żeby nie było oporu. Ubrania w dobrym stanie wysyłano do Łodzi, a zniszczone ubrania były cięte przez specjalne urządzenie, które przywieziono w tym celu. Pocięte ubrania też wysyłano do Łodzi. Piece zniszczono, a cegły wyrzucono do lasu. Młyn oddano do Powiercia.

Na początku (1942-43) kości rozdrabniano ręcznie.

Polacy, którzy wcześniej pracowali w obozie, tym razem nie wrócili. Strażnicy powiedzieli mi, że trzech z nich (nazwiska są tutaj zamieszczone) już nie żyło, a innych trzech zesłano do Oświęcimia (ich nazwiska też wymieniam).

Kiedy wojsko radzieckie zaczęło sie przybliżać, zamordowano ostatnich Żydów. Wzięto ich w grupach po pięć osób. Jeden z nich, Mieczysław (Mordechaj) Żurawski (Mordchai Zurawski), był uzbrojony w nóż, przedarł się przez straż i uciekł. Strażnicy nie mogli go znaleźć. Szewcy złamali drzwi, które prowadziły piętro niżej, a kiedy przyszło dwóch Niemców (wśród nich Lenz), Żydzi zabili ich. Niemcy wycelowali karabiny maszynowe w drzwi stodoły i otworzyli ogień, podpalając w tym samym czasie stodołę.

W taki sposób zamordowano ostatnich z Żydów. Oprócz Żurawskiego, przeżył jeszcze jeden Żyd Szymon Srebrnik. Niemcy strzelili mu w czoło i zostawili go, by umarł, ale rana nie była poważna i Srebrnik przeżył. Nie wiem jaki jest jego adres.

Nie widziałem pojazdu znalezionego w fabryce Ostrowskiego. Hartner (הרטנר) z Powiercia często przyjeżdżał do Chełmna i ładowano walizki pełne rzeczy osobistych. W 1944 r. zarządzający o nazwisku Greiser przyjechał do Chełmna, aby nadzorować. Myślę, że też przyjechał w r. 1942. Teren obozu był dokładnie strzeżony. Hasło było zmieniane każdego dnia i przysyłane z Poznania.

Tu kończy się protokół, a po zapoznaniu się z treścią, podpisuję poniżej:

(–) Andrzej Miszczak. (–) Władysław Bednarz, sędzia.


[Strona 64]

Dzień rzezi

Autor: Reuven Yamnik

Tłumaczenie z języka hebrajskiego: Jerrold Landau

Tłumaczenie z języka angielskiego: Justyna Beinek

© by Roberta Paula Books

A działo się to przed świtem[1] – zwykły, szary przedświt
Mgła zakryła wszelkie istnienie
Ciemność i światło były wciąż jeszcze przemieszane
I pierwsze promienie słońca wschodziły nad ziemią.

W getcie było cicho, na starym rynku
Żydzi stłoczeni w strasznych warunkach
W pokojach jak dziury, jak groby
Z dziurawymi dachami i rozchwianymi ścianami.

Prześladowani Żydzi pomiędzy snem a przebudzeniem
Po ciężkim, wytężonym dniu pracy
Leżeli głodni i pobici, bezsilni
W strachu – co przyniesie jutro? – kto wie?

 

Żydzi modlący się przed wywiezieniem ich na śmierć przez nazistów,
niech imiona nazistów będą wymazane

[Strona 65]

Każdy najcichszy szmer napawa ich serca strachem
Każdy podejrzany ruch mrozi im krew,
W trwodze i przerażeniu, chowają się w kryjówkach
Wiedzą, że dzień katastrofy zbliża się.

Wschodzi słońce i rzuca promienie
Wiosenne słońce przyjemnie świeci
„Jaki ładny dziś dzień”, mówi Matka do dzieci,
Potajemnie wycierając swe łzy fartuchem.

Nagle, w jasny dzień, jak błyskawica
Zarządzenie spada na Żydów
Juden Raus” Wychodźcie szybko
„Ktokolwiek się zawaha, będzie zastrzelony”.

Krzyki, łzy, lecą do nieba
Terror, strach, bieg, panika,
Płaczące dzieci żebrzą o chleb i wodę
Koniec i zniszczenie wspólnoty przybliża się.

Młodzi próbują ratować swe życie
Uciekać tak szybko jak tylko mogą od grobu,
Lot na pola, każdą drogą i ścieżką
Proszą swych niedawnych sąsiadów, by ich ukryli.

Dobry sąsiedzie, weź pierścionek – to czyste złoto
Pamiątka po przodkach.
Tylko ukryj mnie, proszę, na strychu albo w piwnicy,
Bo katastrofa jest już blisko, zniszczenie w naszych domach.

Lecz sąsiad nie-Żyd wybucha i krzyczy
Wzrusza ramionami, zaciska zęby
„Odejdź, Żydzie, nadszedł twój koniec…
Właściwie, czekaliśmy na tę chwilę przez całe życie”.

We wszystkich domach biegną z paniką
Mężczyźni, kobiety, młodzież, dzieci
Każde okno otwarte, każde drzwi wyważone
Spieszą się i biegną – wielki, żydowski tłum.

Mała dziewczynka płacze, że nie może juz biec
„Mamo, weź mnie na ręce”.

[Strona 66]

Matka ma swoje inne dziecko w ramionach
Węzełek z jedzeniem, butelkę wody…

„Tatę wzięli do obozu jakiś czas temu
Już go spalili w ognistym piecu
A nas, moje dziecko, zabierają do – dokąd?
Może spotkamy tam Ojca…”

Strzały i razy biczem, i szatański śmiech
Rozlega się coraz to głośniej, ogłuszając ludzi
Młodzi i starzy, przyspieszcie kroku,
Bo wy, wszyscy Żydzi, jeszcze jesteście przy życiu.

Straszne sceny, takie, że włosy stają na głowie
Płacząc i szlochając w kierunku niebios,
Jak owce na rzeź są prowadzeni, starzy i młodzi
Kobiety, dzieci, niemowlęta przy piersi.

Ich stopy idą ulicami miasta
Trud pokoleń zostaje z tyłu
Każdy ma mały tobołek w ręku
Wszystko inne splądrują wrogowie.

Tutaj są „oświeceni” sąsiedzi i znajomi
Z ochotą gotowi kraść to co pozostało
„Przeklętych Żydów już nie ma”.
A teraz mogą zamieszkać w ich domach.

I przez całą drogę, dziki tłum
Śmieje się, cieszy, klaska w dłonie
„Patrzcie, ten oczekiwany dzień nadszedł
Jesteśmy uwolnieni od podstępnych Żydów”.

A teraz, cała święta społeczność,
Złamana, osłabiona, wyjąca i płacząca,
Jak owce na rzeź, bez przywódcy na czele
Zostaje okrutnie wepchnięta do budynku kościoła…

Powyginani, stłoczeni, martwi i żywi, leżą
Na podłodze kościoła, zakrwawieni
Krzyki dzieci i niemowląt wzlatują w niebo
Nie wywołując litości, bo nie ma współczucia w wyroku.

[Strona 67]

Tego gorzkiego dnia, 7 miesiaca ijar, roku 5702,
Wszyscy zostają załadowani do piekielnych pojazdów
Są wywiezieni do obozu śmierci w Chełmnie
Gdzie wszyscy znikają w krematoriach.

W swoich ostatnich chwilach, w objęciach śmierci
Rodzice, bracia i siostry obejmują się
Słuchaj, Izraelu jest na ich ustach
„Zemsta za naszą krew – pamiętaj i nie zapomnij”.[2]

Miliony były zamordowane, naród został unicestwiony,
Tysiące wspólnot, miasteczek, miast,
A wśród nich Przedecz, wywieziono ich tam
Na gigantyczny cmentarz bez grobów.

Miasto opróżnione ze wszystkich mieszkańców Żydów na zawsze
Nie ma brata, nie ma siostry, nie ma matki, ani nie ma ojca.
Zostaliśmy sierotami, będziemy płakać, pamiętać ich na wieki
I modlić się Yisgadal VeYiskadash Shmei Raba.[3]

Przypisy tłumacza z języka hebrajskiego na angielski:

  1. Księga Wyjścia 14:24. Wróć
  2. Księga Powtórzonego Prawa 24: 17-19. Wróć
  3. Są to pierwsze słowa modlitwy kadysz. Wróć


Chełmno woła do Nieba
(autor nie wymieniony)

Tłumaczenie z jidysz Janie Respitz

Tłumaczenie z języka angielskiego: Justyna Beinek

© by Roberta Paula Books

Ciężki smutek jest w naszych zbolałych sercach. Ten smutek ma na imię – Chełmno. To jedno słowo zawiera w sobie tak wiele okrucieństwa, tak wiele bólu i cierpienia. Przelano niewinną krew, rozerwano młode życia setek tysięcy Żydów, młodych i starych, kobiet i małych dzieci w tym odległym miejscu między Kołem a Dąbiem nad Nerem, gdzie niemieccy mordercy zabili 350 tysięcy Żydów.

To tutaj tysiące Żydów z Przedcza (po angielsku nazywanych „Pshaytsher Jews”, gdyż nazwa miasta Przedecz w języku jidysz to „Pshaytsh”, natomiast hebrajska – „Pshedetz”) były zamordowane przez nazistowskich kryminalistów, a ich niewinna krew woła do nieba.

Chełmno było pierwszym obozem śmierci w Polsce. To tu mordercy wypróbowali po raz pierwszy nową metodę masowego zabijania przy użyciu gazu. Był to początek metodycznej akcji, która miała na celu, z pełną premedytacją, kompletne unicestwienie Żydów europejskich. Na początku morderstwa popełniano w bardzo prymitywny sposób. Niemcy przywiezli grupę „kryminalistów” ciężarówkami

[Strona 68]

do lasu. Powiedziano im, że mają wykopać swoje własne groby, położyć się twarzą do ziemi, po czym zamordowano ich jednym strzałem w głowę. Niebawem niemieccy oprawcy zaczęli stosować metody bardziej „kulturalne”. Przemienili piękny pałac w Chełmnie w „zakład kąpielowy”. Trzy nowoczesne ciężarówki gazowe służyły „zakładowi kąpielowemu,” i tak zaczęła się ta diabelska zabawa… następnie zaczęli przywozić transporty Żydów z okolicy. Przywozili ich do pałacu, gdzie wisiał duży napis ze słowami „zakład kąpielowy”. Esesman tłumaczył nowoprzybyłym Żydom, że zanim zaczną pracować, muszą się wykąpać. Kiedy Żydzi rozebrali się i stali nago, esesmani bili ich bez litości i wysyłali ich na druga stronę pałacu, gdzie czekały ciężarówki gazowe. Do jednej ciężarówki wciskano 80-100 osób. Kiedy drzwi były już hermetycznie zamknięte, można było słyszeć rozrywające serce krzyki, które trwały kilka minut. Podczas pracy silnika ulatniały się duże ilości benzolu. Ten trujący, palący gaz przechodził na podłogę zamkniętej ciężarówki dwiema rurami, zatruwając powietrze, którym oddychali ludzie upakowani w ciężarówce. Ludzie zaczynali się dusić… po krótkim czasie zapadała cisza.

Po przejechaniu kilku kilometrów wgłąb lasu, ciężarówki dojeżdżały do „Brygady Smierci”, której zadaniem było grzebanie zwłok. Samochody szybko opróżniano, żeby nie tracić czasu. Zmarłych kładziono en masse do grobów. Ta metoda okazała się niepraktyczna, bo zwłoki zaczynały psuć powietrze. Zatem na dużej polanie naziści zbudowali dwa prymitywne krematoria, gdzie zaczęli systematycznie palić zwłoki. Krematoria nie były niczym innym jak tylko długimi żelaznymi szynami, które służyły jako ruszt. Na nim kładziono warstwę drewna, a na drewnie warstwę zwłok. Wszystko to polewano benzyną i podpalano. Kości, które nie spalały się całkowicie, mielono w specjalnym młynie. Zmielone kości ludzkie pakowano w torby i wysyłano, by służyły do budowania ścian wież strażniczych oraz jako nawóz. Ubrania zmarłych przywożono do kościoła w miejscowości Dąbie nad Nerem. Żydzi, których przywożono codziennie z Chełmna do pracy, zajmowali sieę wyładunkiem i sortowaniem tych ubrań. Aby nie uciekali,

[Strona 69]

zakuwano im stopy w łańcuchy.

Transporty Żydów zaczęły przyjeżdżać do Chełmna. Najpierw z okolicy, a pozniej Żydzi i nie-Żydzi zaczęli przyjeżdżać z zagranicy. Z powodu dużej liczby transportów, naziści używali wszystkich pobliskich kościołów jako miejsc, gdzie trzymano ludzi aż do śmierci.

Siódmy miesiąca Iyar 5702 czyli 24 kwietnia 1942 roku, był nasmutniejszym dniem dla żydów z Przedcza. Tego dnia barbarzyńcy wysłali ponad 600 naszych najbliższych, ostatnich żywych Żydów z naszego miasta, do Chełmna, a tam ich zagazowali i spalili.

Kiedy ta akcja unicestwiania zakończyła się w Chełmnie, niemieccy kryminaliści zniszczyli pałac, tak aby nie pozostał żaden ślad ich czynów.

Zniszczyli też krematoria w lesie.

Ze wszystkich transportów żydowskich, 45 specjalistów pozostawiono przy życiu, aby pracowali w zakładzie krawieckim. Kiedy Armia Czerwona zbliżyła się do Chełmna w nocy z 16 na 17 stycznia, Niemcy zamknęli wszystkich pracowników w zakładzie i zaczęli zabijać ich w grupach, oddając do nich strzały. Kiedy jeden pracowanik próbował zakłuć nożem dwóch gestapowców, Niemcy wylali benzynę i podpalili zakład, w którym znajdowali się wszyscy pracownicy.

Tak jak we wszystkich innych obozach śmierci, niemieccy barbarzyńcy w Chełmnie starali się zmyć wszystkie ślady swoich przestępstw, po tym jak sromotnie przegrali wojnę, ale nie udało im się to.

Oprócz świadków, którzy przeżyli wojnę, miejscowi Polacy widzieli i wiedzieli dużo. Byli oni niemymi świadkami niemieckich zbrodni.

Jednym z niemych świadków był też zrujnowany pałac, który Niemcy zniszczyli, kiedy nadeszła Armia Czerwona.

Innym świadkiem był młyn, w którym mielono niedopalone ludzkie kości. Stał on niedaleko miejsca, gdzie palono ogniska.

Wierzby koło małej rzeki też były niemymi świadkami tych straszliwych, ociekających krwią morderstw. Była to ta sama rzeka, do której wrzucano popioły spalonych ludzi.

Pola, które nawożono popiołem ze spalonych ludzi, też są niemymi świadkami.

[Strona 70]

Również drzewa owocowe są przemoczone krwią setek tysięcy Żydów.

Innym niemym świadkiem jest pałac w lesie, gdzie leży sekret setek tysięcy zagazowanych i spalonych żywcem Żydów. Wszystko to, co wydobyto stamtąd, zostało oddane ogniskom.

Chełmno pozostanie jednym z najsmutniejszych rozdziałów żydowskiego męczeństwa.

Chełmno pozostanie, jak wszystkie inne obozy śmierci – Majdanek, Treblinka, Sobibór i Oświęcim (Auschwitz) – wieczną plamą wstydu na sumieniu narodu niemieckiego.

 

Pani Khave Musman (Zielinsky) z mężem i córką przy pomniku w Chełmnie

 

Fragment z książki „Destrukcja i Powstanie”

„Od Żydów z Warszawy”

Chełmno było wioską nad rzeką Ner, położoną w odległości około dwunastu kilometrów od miasta Koło („Koyl” w języku jidysz) na trasie z Warszawy do Poznania. W Chełmnie, jak się sądzi, zbudowano pierwszy duży obóz śmierci w Polsce w roku 1940. Byli tam mordowani Żydzi z zachodnich regionów Polski, a także z rejonów Kalisza i Łodzi czyli regionu zwanego przez Niemców Warthegau.

[Strona 71]

System eksterminacji: trucie gazem w specjalnych dużych ciężarówkach. Ludzi, których wysyłano tam, zabierano do poblsikiego lasu. Według statystyk Centralnej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich, w Chełmnie zamordowano 330 tysiące osób. Źródła żydowskie podają liczbę 300 tysięcy Żydów tam zamordowanych.


[Strona 72]

Morderstwa w Chełmnie - 1944-1945
(autor nie wymieniony)

Przetłumaczone przez Marshalla Granta

Tłumaczenie na polski Krzysztof Malczewski

© Prawa autorskie Roberta Paula Books

W marcu 1944 r. Gestapo przybyło do Chełmna i ponownie zaczęło przygotowywać obóz dla grup robotniczych, takich jak krawcy, szewcy i nie tylko. Później zbudowali dwa obiekty: jeden służył do przechowywania złota i wartościowych przedmiotów, a drugi do przechowywania ubrań i różnych przedmiotów, które zostały skradzione przybyłym.

W lesie zbudowano dwa ogromne piece do spalania zwłok oraz dwie dodatkowe obiekty. W jednym z budynków zmuszano przybyłych do rozebrania się, drugi wykorzystywano jako łaźnię, a na trzecim był napis, że lekarz bada pacjentów w środku.

Pierwsza partia więźniów dotarła do Chełmna w czerwcu. Przeniesiono ich do miejscowego kościoła, w którym pozostali do następnego dnia. Byli ciasno stłoczeni w kościele, zmęczeni, głodni i spragnieni. Prawie się udusili.

Następnego dnia przyjechały ciężarówki i zaczęły zabierać ludzi do lasu, do szałasów, do lekarza; oszukiwali ludzi i mówili im, że są zabierani do pracy. Ludzie zostali zabrani do budynku, gdzie kazano im zdjąć ubrania. Powiedziano im, że są zabierani do łaźni. Zostali zmuszeni do napisania pocztówek do swoich rodzin i przyjaciół o treści:

Przyjechaliśmy do Monachium. Podróż minęła spokojnie. Mamy się dobrze. Życie jest bardzo dobre. Pracujemy przy rozbiórce zbombardowanych domów.

Innym nakazano napisanie listów o podobnej treści i wskazanie w adresie, że są w Lipsku.

Rodziny, które otrzymały te pocztówki, były szczęśliwe i chętnie rejestrowały się do nadchodzących wysyłek.

W ten sposób przez trzy kolejne miesiące zatruto gazem prawie 15 000 osób. Były doniesienia o gotowaniu żywcem w Chełmnie. Pozbyto się wszystkiego, oprócz szkieletu, który wysłano do Berlina.

Armia Czerwona to powstrzymała. Naziści zaczęli burzyć wszystkie obiekty, których używali do morderstw. Do tego zadania zostawili 87 Żydów.

W nocy 17 stycznia 1945 r., gdy Armia Czerwona zbliżała się do Chełmna, naziści zamordowali ostatnich z tych Żydów. Naziści wyprowadzali ich w grupach po pięć osób, po pięciu mieszkających w tym samym budynku. Kazali Żydom się położyć i strzelali im w głowę. Dwudziestu zostało zabitych, do momentu, kiedy Żydzi postawili opór, po tym, jak zrozumieli, co się dzieje z tymi, którzy zostali uprowadzeni. Ruch oporu zabił dwóch żołnierzy Gestapo. Buntowników spalono żywcem w stodole. Jednemu Żydowi Macislavowi (Mieczysławowi) Zurawskiemu udało się uciec ze stodoły i przeżyć. Inny Żyd, Szymon Srebrnik, lat 15, leżał na zewnątrz wśród zmarłych i on też był w stanie uciec. Po tym morderstwie 17 stycznia 1945 r. o godzinie 10:00 naziści opuścili Chełmno.

 

« Poprzednia strona Spis treści Następna strona »


This material is made available by JewishGen, Inc. and the Yizkor Book Project for the purpose of
fulfilling our mission of disseminating information about the Holocaust and destroyed Jewish communities.
This material may not be copied, sold or bartered without JewishGen, Inc.'s permission. Rights may be reserved by the copyright holder.


JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of the translation. The reader may wish to refer to the original material for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.

  Przedecz, Polska     Yizkor Book Project     JewishGen Home Page


Yizkor Book Director, Lance Ackerfeld
This web page created by Jason Hallgarten

Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 04 Feb 2024 by JH