« Poprzednia strona Spis treści Następna strona »

[Strona 167]

Błogosławionej pamięci Moishe Yakhimovitch

Tłumaczenie: Roberta Paula Books

Tłumaczenie z języka angielskiego: Justyna Beinek

© by Roberta Paula Books

15 siwan 5732 (28 maja 1972 r.)

Dzisiaj, sześć tygodni po śmierci naszego pobratymca przedczanina („Pschaicher” w języku jidysz), świętej pamięci Mojsze Jakimowicza (Moishe Yakhimovitch), za pozwoleniem jego żony T. L. Jakimowicz (T. L. Yakhimovitch), staramy się zredagować wspomnienia napisane przez zmarłego.

Włożyliśmy dużo wysiłku w to, by przedstawić poniższe smutne doświadczenia lat wojennych w takim duchu, w jakim autor je napisał.

W kwietniu 1942 roku zdaliśmy sobie dogłębnie sprawę ze zbliżającej się likwidacji przedeckiej społeczności żydowskiej („Pshaytsher” znaczy „przedecki” lub „dotyczący miasta Przedecz” w języku jidysz – nota tłumacza). W okolicznych miastach getta już nie istniały. Wszystkich mieszkańców Żydów wysłano do obozu śmierci w Chełmnie, miejscowości leżącej między Dąbiem („Dambie” w jidysz) a Kołem (Kolo).

Kiedy byłem we wsi, gdzie znalazłem kryjówkę dla mojej rodziny, dowiedziałem się, że naziści zabrali wszystkich Żydów z miasta Przedecz („Pshaytsh” w jidysz) do obozu śmierci w Chełmnie. Wśród nich byli mój ukochany ojciec Aron Dawid (Aron Dovid), moja siostra Krusa, moja żona Rochl (Rokhl) i nasze dwie małe córeczki Jazda (Yazda) i Mala, niech pamięć o nich będzie błogosławieństwem.

Nie mogłem już pokazywać się w okolicy. Ukrywałem się w garażu chrześcijanina Drabiolo (Drabyolo) przez sześć tygodni. Chrześcijanie opowiedzieli mi z detalami o likwdidacji społeczności żydowskiej Przedcza („Pshaytsh” w jidysz). Powiedzieli mi także, że Szmul Abba Abramowicz (Shmuel Abba Abramovitch), który ukrywał się u chrześcijańskiego szewca, został wydany przez tego szewca i przekazany miejscowemu Niemcowi o nazwisku Henkel, członkowi ASA (Sturmabteilung).

Podobnie Menachem Rawski (Menakhem Ravski) został złapany przez miejscowego Niemca o nazwisku Friedrich Henebauer, który zabił Rawskiego w lesie w Jakubowie („Yakobov” w jidysz).

Okoliczni chłopi drżeli o swoje własne życie i poprosili mnie, żebym opuścił okolicę. Uciekłem stamtąd do wsi Dębina („Dembina” w jidysz) koło Kłodawy (Klodawa). Myślałem, że będę mógł ukryć się tam na krótko. Ale czułem się jak zwierz tropiony przez myśliwych dla zdobycia futra. Każdy szmer przerażał mnie. Spałem w stogach siana. Całymi dniami nie jadłem niczego ani się nie myłem. Moje nerwy były w strzępkach. Rozważałem poddanie się tym katom, ale coś w moim wnętrzu kazało mi chcieć żyć. Moim celem było przeżyć i opowiedzieć światu o strasznej zdradzie popełnionej przez chrześcijan, której rezultatem było zniszczenie polskiej społeczności żydowskiej.

[Strona 168]

Pewnej nocy ukradłem rower i pojechałem do Inowrocławia („Inavaratslav” w jidysz). Stamtąd pojechałem do Łojewa („Layove” w jidysz) do obozu, gdzie znajdowało się wiele dziewczyn z Przedcza.

Po czterech tygodniach spędzonych w obozie wybrano mnie na kierownika grupy w obozie. W tamtym czasie założyłem warsztat, w którym pracowało około 50 osób. Jest to godne wspomnienia, bo nikt z pracowników mojego warsztatu nie umarł z uwagi na względnie dobre warunki, które mieli dzięki tej pracy.

Był to obóz otwarty, do którego można było wnosić jedzenie. Dzięki temu byliśmy w stanie żyć.

Mniej więcej w lipcu lub sierpniu 1943 roku komendant obozu poinformował mnie, że obóz miał wkrótce być zlikwidowany, a wszyscy ludzie wysłani do Poznania w celu sprzątania miasta po bombardowaniu.

Ja jednak podsłuchałem, że mieli nas wysłać do Oświęcimia (Auschwitz). Kiedy powiedziałem o tym ludziom w obozie, niektórym udało się uciec, a wśród uciekinierów byłem i ja.

Był to szabes (sobota), 30 sierpnia. Tego dnia dotarłem do gospodarstwa rolnego niedaleko Łojewa („Layove” w jidysz). Było tu wiele dziewczyn z Przedcza. Nagle, jeszcze przed świtem następnego dnia czyli 1 września, zauważyłem, że nadjeżdża ciężarówka. Nie udało mi się nikogo ostrzec i sam jeden uciekłem na pola. W obozie były osoby tu wymienione: Róża Topolska (Ruzhe Topolsky), Estera Danielska (Esther Danielsky) i Tobcze Danielska (Tobche Danielsky) oraz dwie córki Kasriela Jakubowicza(Kasriel Yakobovitch): Sore Neche Haltricht (Soreh Nekhe Haltrikht) i Pesia Danielska (Pesia Danielsky). Na polu niedaleko obozu znalazłem łopatę i zacząłem pracować. Potem usłyszałem głośne krzyki dziewcząt bitych przez nazistów. To była już ostatnia podróż tych kobiet. Wysłano je do Oświęcimia. Ani jedna z nich nie wróciła. Krzyki tych dziewczyn, które słyszałem przed ich odjazdem do obozu śmierci, sprawiają, że nie mogę zapomnieć przeszłości.

Później poszedłem ukryć się u chrześcijanina w pewnej wsi niedaleko Łojewa. Przebywałem tam tydzień. Kiedy człowiek ów zobaczył, że nie zabieram się do odejścia, zagroził, że złoży na mnie donos na policję. Powiedziałem mu, że znajdę sobie inne miejsce, ale wrócę za osiem dni, aby zabrać rzeczy, które ukryłem u niego na czas pobytu w obozie. Kiedy wróciłem po moje rzeczy policja już na mnie u niego czekała. Związali moje ręce i stopy, po czym wysłali mnie do więzienia we wsi Mątwy (Muntfa).

[Strona 169]

Do godziny dwunastej w nocy więzili mnie w pokoju pod strażą i tam mnie wypytywali o różne rzeczy. Później wrzucili mnie do pokoju w piwnicy, zamknęli drzwi i zostawili mnie. Czułem, że są to moje ostatnie godziny.

Jeszcze raz postanowiłem nie skapitulować przed śmiercią. Włożyłem w to wszystkie moje siły. Bardzo trudno było mi uwolnić się z łańcuchów, którymi skute były moje ręce i stopy. Krwawiły po tym, jak się oswobodziłem, ale nic nie czułem. Wybiłem okno kawałkiem żelaza znalazionym w piwnicy i pobiegłem do tego samego chrześcijanina, który wcześniej wydał mnie Niemcom, żebym mógł odebrać pieniądze zostawione u niego. Powiedziałem mu, że mnie zwolnili, ale kiedy usłyszałem, że policja znowu jest w pogoni za mną, byłem zmuszony uciekać jeszcze raz. Później dowiedziałem się, że Niemcy ogłosili nagrodę w wysokości 500 marek za moją głowę.

Po ucieczce musiałem się rozebrać, żeby wysuszyć ubranie na trawie. Ukryłem się nagi w dziurze w lesie.

W międzyczasie chrześcijanin powiedział okolicznym dzieciom ze szkoły, żeby mnie szukały i razem z nim dzieci rozpoczęły tropienie mnie po lesie. Nawet przeszły tuż obok mojej kryjówki, ale mnie nie znalazły.

Raz jeszcze ocaliłem siebie od śmierci.

Poszedłem do byłego komendanta mojego obozu, Patyka (Patik), w Broniewie („Broynyeve” w jidysz), który pomógł wielu Żydom. Poprosiłem go o przygotowanie dla mnie fałszywych dokumentów, żebym mógł uchodzić za chrześcijanina. Baltzia Goldman dostała takie dokumenty. Niestety, on nie był w stanie już dalej pomagać. Powiedział, że uważano go za podejrzanego i że szukało go Gestapo.

Niemniej jednak dał mi miejsce do spania na strychu w stodole.

Podobno tej nocy młody chrześcijanin chciał mnie zabić.

[Strona 170]

Szukał mnie, ale mnie nie znalazł. Kiedy zaświtało, odszedł. Ale słyszałem jak krzyczał, że jeszcze mnie zabije.

Później żona Patyka (Patik) przyszła do mnie i przyniosła mi jedzenie i sznur, żebym mógł się powiesić. Kiedy już wyszła, do mojej kryjówki przyszedł jej mąż i dał mi adres swojej dobrej znajomej we wsi Paproć („Paprotch” w jidysz), która mnie ukryła. Po tygodniu pobytu owa kobieta wzięła mnie do swojej siostry w Inowrocławiu („Inavaratslav” w jidysz). Tam ukrywałem się w piwnicy razem z Baltzią Goldman do końca wojny.

Ukrywaliśmy się półtora roku i w tym czasie cały czas pracowaliśmy dla chrześcijan. Ja robiłem buty, a Baltzia robiła na drutach i szydełku różne ubrania. Za miskę zupy w ciemnej, wilgotnej piwnicy płaciliśmy ciężką pracą. Ja zachorowałem na gruźlicę kręgosłupa. Po zakończeniu wojny leżałem w gipsie przez dwa lata. Przeżyłem dzięki opiece mojej żony Baltzii, z którą się ożeniłem po naszym wyjściu z piwnicy.

Chciałbym odnotować, że nasi dwaj synowie byli ostatnimi żydowskimi dziećmi, które urodziły się w Przedczu („Pshaytsch” w jidysz). Dziś wszyscy mieszkamy w Izraelu.

Moim życzeniem jest, by moja historia służyła jako ostrzeżenie dla świata, że nie powinno już nigdy być żadnych wojen, gett, obozów ani nienawiści rasowej.


[Strona 171]

Reb Icek Kowalski „Sługa”
(Reb Itche Kovalsky „The Shammesh”)

Według Moishe Bilbasky

Tłumaczone przez Roberta Paula Books

© Prawa autorskie Roberta Paula Books

Reb Icek Sługa (w jidysz, Reb Itche the Shammesh) (woźny lub pomocnik rabina), tak jego nazywano w mieście. Nazwisko nie było potrzebne, ponieważ nikt by jego nie użył i nikt nie rozpoznałby kogo mają na myśli.

Reb Icek Sługa był kimś w rodzaju uczonego, aczkolwiek bardzo skromnym człowiekiem. Prawdopodobnie ze względu na swój zawód nie chciał popisywać się swoją wiedzą. Nie chciał wprawiać w zakłopotanie ważnych ludzi w mieście, którzy byli dumni ze swojego skromniejszego wykształcenia.

Reb Icek Sługa był środkiem, wokół którego obracało się całe życie żydowskie w mieście. Często wydawało się, że bez niego ludzie nie wiedzieliby, co się dzieje w mieście.

Był stałym towarzyszem rabina. Gdziekolwiek rabin się udał, towarzyszył mu Reb Icek, czy to w dzień powszedni, szabat, czy święto.

W piątek, w porze lunchu, rabin i jego cień sprawdzali Eruv w mieście (granica drutu, w ramach której Żydzi mogli nosić przedmioty w szabat), aby upewnić się, że nie został skrzywdzony, broń B-że, w ciągu tygodnia. Nieraz zauważył, że Eruv nie spełniał rytuału i nie było czasu na jego naprawę przed szabatem, a miasto zostało bez Eruva. Zaraz po obiedzie rabin udał się do Mikve (łaźni), aby rytualnie zanurzyć się na cześć szabatu. Reb Icek był obok niego. Rabin opuścił rytualną łaźnię. Reb Icek Sługa pospieszył do domu, aby złapać drewniany młotek, a potem podbiegał do żydowskich drzwi, żeby zapukać, żeby ludzie pospiesznie przygotowali się do szabatu. Teraz nadeszło kilka ostatnich minut przed szabatem i Reb Icek znów był na swoim stanowisku, ale teraz ubrany na szabat w aksamitny kapelusz i długi, delikatny kaftan, być może w szatę weselną. Po raz kolejny przebiegł przez miasto. Stojąc na palcach, na każdym rogu ulicy zawołał Ś – W – I – E – E – E – C – E –E –E, zapalcie świece! Krzyczał tak głośno, że nawet w niebie słychać było, że Żydzi szykują się na powitanie „Królowej Szabatu”.

Kiedy skończył to zadanie, szedł powolnymi krokami. Już był szabat i wszyscy wiedzą, żeby „nie podejmować ciężkich kroków” (napomnienie, aby nie wysilać się w szabat). Reb Icek szedł powoli, krok po kroku, do domu rabina i czekał z pokorą, aż rabin skończy, po czym weszli do synagogi.

Ulice ożyły. W każdym oknie żydowskim

[Strona 172]

jasno płonęły świece szabatowe. Przez niektóre okna można było zobaczyć kobietę z zakrytą głową, ukrywającą twarz w dłoniach i błogosławiącą szabasowe świece. Czułość i delikatność matki żydowskiej można było poczuć w tym momencie w blasku szabasowych świec na twarzach naszych matek.

Ojcowie z dziećmi, niosąc modlitewniki, wychodzili z każdego domu i udawali się w stronę synagogi, domu nauki lub Khevre Tilim („Towarzystwa Psalmów”), aby się pomodlić. W mieście zapanował nastrój świętości. Robotnicy, rzemieślnicy, handlarze wiejscy, którzy ciężko pracowali przez cały tydzień i dźwigali ciężar zarabiania na życie na swoich zgiętych barkach. Widzisz „neshome yeseyre” (dodatkową duszę), którą każdy Żyd posiada, aby oddać cześć szabatowi. I Reb Icek towarzyszył rabbiemu w drodze do synagogi swoimi powolnymi krokami i wyczuwało się, że on, Icek Sługa, był w rzeczywistości posłańcem B-ga, pukającym do drzwi, wołającym „zapal świece”, grał ważną rolę w atmosferze świętego szabatu, który teraz zapadł w mieście. A jeśli Eruv rzeczywiście został uszkodzony, [Icek] stałby przed domem modlitwy, Towarzystwem Psalmów, między wieczornym nabożeństwem a Kabałą (nabożeństwo modlitewne na powitanie szabatu), z czerwoną chustką zawiązana wokół swojej szyi, wołając „nie wolno nosić”.

Nabożeństwo modlitewne na powitanie szabatu kończy się i wszyscy wracają do domu. Po raz kolejny Reb Icek towarzyszy rabinowi w drodze do jego domu. Wracając do domu po modlitwie, każdy Żyd chce zbliżyć się do rabina, aby życzyć jemu dobrego szabatu, Rebe. I dodaje, Dobrego Szabatu, Rebe Icek.

W sobotę rano Żydzi budzą się i dwukrotnie recytują fragment Tory, potem jednokrotnie tłumaczenie (innymi słowy, w zwyczaju było czytać dwukrotnie porcję tygodniową po hebrajsku, i jednokrotnie w aramejskim tłumaczeniu Onkelos), czasem też coś przekąszą i popiją szklanką czegoś ciepłego i czekają na wołanie Icka Sługi. I wtedy się pojawia, powolnymi krokami, i wkrótce słychać znajome wołanie: „D-o-o-o S-y-y-y-n-a-a-a-g-o-o-o-g-i-i-i!”

I Żydzi wchodzą do synagogi. Po Szacharit (nabożeństwie porannym), a przed czytaniem Tory, jego zadaniem jest sprzedaż Alijosu (przywilej bycia przywołanym do Tory). Uderzając ręką w blat do czytania, woła: „dziesięć groszeyne za kohen, dwadzieścia groszeyne za kohen, i tak dalej”. Nie mówi ‘groszy’ jak przez cały tydzień, ale groszeyne, z „szenye” (zmiana wymowy) na cześć szabatu.

Po modlitwie, oczywiście, towarzyszy rabinowi w drodze do domu, do jego rezydencji graniczącej z domem nauki. I tam, od czasu do czasu, czekało na niego ciepłe przyjęcie. Jego zięć, Reb Eliasz (w jidysz, Elijah) Walter, uczony Żyd i wspaniały prowadzący modlitw, recytował przed mównicą błogosławieństwa szabatu! Albo szabat nowego miesiąca. Niektórzy Żydzi, którzy nadal siedzieli w Domu Studiów, czekając na niego, mówili: „Tak, tak, Reb Icek, wszyscy cieszyli się dziś posługą twojego zięcia. Był niesamowity”. A skromny Reb Icek potrząsał głową. Niech B-g dopilnuje, aby był prawdziwym posłańcem i niech B-g przyjmuje jego modlitwy w imieniu wszystkich ludzi

[Strona 173]

Izraela. I specjalna modlitwa: „Wkrótce nas odkupi i zgromadzi naszych wygnańców z czterech krańców ziemi”.

A kiedy Reb Icek wrócił do domu i powiedział wszystko swojej żonie, oboje podnieśli ręce w stronę nieba i wyszeptali modlitwę do Stwórcy wszechświata. Umiłowany B-że, prosimy Cię, abyś nie zakłócał naszej przyjemności, ponieważ jest to jedyna odrobina światła w naszym trudnym, ciężkim życiu.

Reb Icek i jego drewniany młot mieli jeszcze jedno zadanie. Przed Rosz ha-Szana, kiedy Selichot (modlitwy pokuty) są recytowane każdego ranka, Reb Icek pukał do żydowskich drzwi przed świtem, aby obudzić wszystkich na Selichot. Dom modlitwy był pełen modlących się ludzi. W Rosz ha-Szana i Jom Kipur, ubrany w swój biały kitel (białą ceremonialną szatę), z okularami umieszczonymi na czubku nosa, był posłańcem społeczności od synagogi do Boga.

Aby uzupełnić swoje dochody, dostarczał Żydom Przedcza (w jidysz, Pshaytcher) lulaw (na Sukkot) i gałązki wierzby na Hoszana Raba.

W Chanuka, kiedy Żydzi przychodzili do synagogi na wieczorne modlitwy, na swoim miejscu był też Icek Sługa. To on zapalał świece chanukowe z towarzyszącym błogosławieństwem, śpiewając bardzo specjalną melodię.

Dzień przed Paschą, Rabin, któremu towarzyszyła duża część

 

Na zdjęciu: ulica ze starego rynku, przy której mieszkał Sługa Reb Icek Kowalski.
Z przodu stoją Simkha Naymark i jego żona podczas wizyty w Przedczu (w jidysz, Pshaytch) w 1965 roku.

[Strona 174]

miejscowej ludności, udał się nad rzekę, aby zebrać „mayim shelanu”, wodę, która zostanie na noc do zrobienia macy szmura (strzeżonej). Reb Icek taszczył duże, drewniane wiadro. A podczas czerpania wody odbywały się śpiewy, rozdziały z Hallel. Reb Icek niósł wiadro z ciężką wodą, ale co kilka kroków ktoś przejmował kontrolę, aby wziąć udział w dobrym uczynku, jakim było przyniesienie wody do macy szmura.

W Szawuot, święto nadania Tory, Reb Icek dekorował zielenią synagogę i dom studiów, zgodnie z żydowskim zwyczajem. Robił to z takim oddaniem, jakby faktycznie przygotowywał się do otrzymania daru Tory.

Zrozumiałe jest, że gdy rabinowi stawiano pytanie prawne, jego zadaniem było doprowadzenie strony sporu do rabina. Pozostawał na swoim stanowisku, gotowy do wykonania każdej misji, aż do zakończenia sporu.

Na zebraniach rady gminy wykonywał wszystkie zadania.

Kiedy w mieście odbywał się ślub, Reb Icek zapraszał gości w imieniu gospodarza.

B-g zabroń, gdy ktoś umarł, Żydzi chcieli dopełnić dobry uczynek towarzyszenia zmarłemu w wiecznym spoczynku. Reb Icek biegł przez miasto, wzywając ludzi na pogrzeb. Podczas pogrzebu chodził wśród tłumu ze skrzynką na dary, mówiąc: „prawość chroni przed śmiercią”.

Kiedy ciemne chmury niemieckiej okupacji faszystowskiej spadły na Polskę, pociemniało również niebo nad Przedczem (w jidysz, Pshaytch). Reb Icek martwił się, jak instytucje społeczności żydowskiej będą nadal istnieć, kiedy on, Icek Sługa, nie będzie w stanie wypełniać swojej roli. To już były dni pokuty, kiedy budził ludzi. Czy pozwolono by im opuścić swoje domy w środku nocy? Okupanci zaczęli pokazywać, kim są. Zabrali już klucz do synagogi, wszystkie instytucje gminne i organizacje żydowskie zostały zamknięte. Ludzie bali się modlić w grupach, nawet w domach prywatnych. Każdy dzień przynosił nowe edykty wraz z ich trudnościami. Żydów porywano na roboty przymusowe i bito. Odcinano im połowę brody. Rabin został zmuszony do noszenia ciężkich desek, podczas gdy jego towarzysz, Reb Icek, musiał stać z daleka i patrzeć.

Noce pokuty. Reb Icek spojrzał na swój osierocony drewniany młotek. Reb Icek i jego młot nie mogli już wykonywać swojego zadania. Ale jak mogliśmy nie odmawiać modlitw pokuty. Reb Icek wydrapał się na podwórze, a stamtąd na podwórze swoich sąsiadów, Abrama Fishera (w jidysz, Avrom Fisher), Szymona Zielińskiego (w jidysz, Shimshon Zielinsky). Na drugim podwórzu Kaima Józefa Zielińskiego (w jidysz, Khaim Yosef Zielinsky), Izraela Kaima Zielińskiego (w jidysz, Yisroel Khaim Zielinsky), zastukał lekko w ich drzwi i poprosił, aby z nim przyszli i odmówili modlitwy skruchy. Zebrali

[Strona 175]

pół kworum Żydów. W świetle małej świeczki stojącej na podłodze, jego zięć Reb Eliasz Walter rozpoczął Aszrei (adaptacja Psalmu 145 jako alfabetycznego akrostychu): „szczęśliwi ludzie, którzy mieszkają w Twoim domu”. Kiedy doszedł do fragmentu „B-g jest sprawiedliwy pod każdym względem i wierny w każdym uczynku”, wybuchnął takim zawodzeniem, do którego dołączyli wszyscy modlący się z nim, a wszyscy powiedzieli potem: „Odwieczny chroni wszystkich, którzy szukają B-ga w miłości, ale unicestwi grzeszników”. I każdy z nich zakończył rozdział słowami: „Będziemy błogosławić B-ga teraz i na wieki, Alleluja”. Każdy z nich czuł, że jest posłańcem dla wszystkich Żydów, i w tym momencie Reb Kaim Józef (w jidysz, Reb Khaim Yosef) rzemieślnik powiedział ze złamanym sercem: „Pukamy do Twoich drzwi, Ty Miłosierny, nie odwracaj nas od siebie pustymi” (z modlitw pokuty). Reb Abram Fiszer (w jidysz, Reb Avrom Fisher) kontynuował modlitwę: „Podchodzimy do Twojego imienia (polegając na Nim). Panie, działaj za pomocą Twego imienia, na cześć Twojego imienia”. (Ten i kolejne cytaty pochodzą z modlitw pokutnych, zwanych Selichot.)

Kontynuowali służbę pokutną, a Reb Izrael Kaim (w jidysz, Reb Yisroel Khaim), blacharz, mówił dalej, łamiącym się głosem: „Od początku aż do teraz jesteśmy wyganiani, zabijani, zarzynani i wyrzynani. Pozostajemy maleńką resztką wśród ostrych cierni. Dzięki groźnym cudom Twojej prawej ręki zostaniemy zbawieni na wieczność. Ufamy bowiem Twemu obfitemu miłosierdziu”, a następnie Reb Szymon Zieliński (w jidysz, Reb Shimshon Zielinsky): „Niech nasze prośby będą przyjęte, gdy stoimy (przed Tobą) w nocy. Zwróć się (ku nam) życzliwie, jak przy ofierze spalonej i strawionej. Rozmnażaj swoje cuda, Ty, który robisz wiele”. Przybyło kilku młodych sąsiadów i wszyscy razem „Usłysz nasze głosy, Panie, nasz B-że, spójrz i zmiłuj się nad nami i przyjmij nasze modlitwy z miłosierdziem i łaską”. Na zewnątrz słychać było ciężkie kroki żołnierzy patrolujących miasto, a Reb Icek, teraz całkowicie załamany, wstał, zapominając o nowej sytuacji i zaczął skandować „Posłuchaj naszych głosów, Panie, nasz B-że. Spójrz i zmiłuj się nad nami i przyjmij nasze modlitwy z miłosierdziem i łaską”. I powiedział tę modlitwę z takim jękiem, że brzmiało to jak dwa tysiące lat żydowskiego cierpienia na wygnaniu, wszystkich pogromów, rzezi i inkwizycji, skupionych na jego pochylonych ramionach. Potem, otworzył swoją prywatną Świętą Arkę, starą komodę, w której trzymał wszystkie swoje przedmioty rytualne, swój szal modlitewny i filakterię, kitel (białą szatę rytualną), szofar synagogi (róg barani), klucz do synagogi i osierocony drewniany młotek. Wszyscy powinni poświadczyć, że nawet w tych trudnych czasach Żydzi odmawiali modlitwy skruchy. I w duchu tradycji. A kiedy doszedł do fragmentu: „Nie odrzucaj nas na starość. Kiedy tracimy siły, nie opuszczaj nas”, płakał razem z innymi.

I tak kontynuowali, aż do zakończenia nabożeństwa. „Pomóż nam, B-że naszego zbawienia, poprzez Twoje szczytne imię, i zbaw nas, odpuść nam nasze winy poprzez Twoje imię”.

We wspomnianej komodzie, dobrze schowana w rogu, leżała paczuszka przewiązana białym sznurkiem. Raz w roku Reb Icek i jego żona otwierali ją, dobrze wywietrzali i ponownie ostrożnie zawiązywali. Całun. Kiedy nadejdzie czas, kiedy zostaną wezwani do świata prawdy, nie powinni, broń B-że, być pochowani w obcym całunie…

Icek Kowalski Sługa, jego zięć Eliasz (w jidysz, Elijah) Walter, Abram Fiszer (w jidysz, Avrom Fisher) garbarz, Szymon Zieliński (w jidysz, Shimshon Zielinsky) krawiec, Kaim Józef (w jidysz, Khaim Yosef) rymarz, Izrael Kaim (w jidysz, Yisroel Khaim) blacharz i ich synowie, którzy zebrali się, aby odmówić modlitwy pokuty, z kilkoma inni, którzy ryzykowali swoje życie. Z wielkim szacunkiem

[Strona 176]

musimy pamiętać ich imiona. Tym czynem jako pierwsi w mieście podnieśli sztandar oporu przeciwko okupacji hitlerowskiej.

Reb Icek Sługa nie mógł się odnaleźć, kiedy zabrali klucz do synagogi. Jego serce podpowiadało mu, że mordercy nie chcieli tylko zabić Żydów, chcieli unicestwić każdy ślad po Żydach i żydowskości. Synagoga była w niebezpieczeństwie. A co się stanie ze zwojami Tory? Ale przekonał samego siebie, że w tych okolicznościach, gdyby B-g zabronił zarządzenia spalenia synagogi, Tora stałaby się bardziej chwała, ponieważ święte księgi także stanęłyby w płomieniach. Święte listy dotarłyby do Boskiego Tronu i zażądałyby sprawiedliwego procesu dla „Am Yisrael”, narodu żydowskiego, ludu, którego Ty wybrałeś. Wierzył, że każda próba uratowania książek będzie kosztować żydowską krew. Może taki był ich zamiar. Każda (uratowana) książka byłaby zhańbiona i wyszydzona. Barbarzyńcy rzeczywiście spalili synagogę w noc Szmini Aceret. W innych latach, w taką noc, wszystkie domy modlitwy byłyby pełne. Icek przypominał sobie, jak byłby zajęty przygotowaniami do świąt. Świąteczny nastrój uchwyciłby młodych i starych. Ale dzisiaj przemienili noc Szmini Aceret w „noc, w której będą płakać” (odniesienie do lamentów recytowanych na Tisza be-Aw dla upamiętnienia zniszczenia świątyni w Jerozolimie), musieli opłakiwać zniszczenie. I cały świat milczał.

Reb Icek czuł się słaby i przygnębiony. Synagoga, błogosławione sanktuarium, i święte księgi zostały spalone. Stał w rogu przy swojej prywatnej Świętej Arce i, gdy tak odmawiał modlitwy na siódmy dzień pokuty, prosił Pana wszechświata o zbawienie.

Kiedy nazistowscy zbrodniarze położyli ręce na naszej ludności w mieście, społeczność żydowska Przedcza (w jidysz, Pshaytcher) została zlikwidowana w ostatecznej morderczej deportacji do Chełmna, 24 kwietnia 1942 roku, siódmego dnia w miesiącu Ijar. Żydzi zgromadzili się w miejscowym kościele w ostatnich godzinach swojego życia. Reb Icek Sługa poczuł swój obowiązek i zawołał do wszystkich: „Żydzi, powiedzmy Vidui (modlitwa wyznaniowa odmawiana przez Żydów przed śmiercią)”.

I z tymi świętymi słowami, Szema Jisrael (Słuchaj, Izraelu), na swoich koszernych ustach, Icek Sługa dzielił ten sam los, co wszyscy inni Żydzi z Przedcza (w jidysz, Pshaytch) podczas ich ostatniej podróży. Niech Pan pomści jego krew. Niech jego pamięć będzie błogosławiona.


[Strona 177]

Rabin Zemelman – człowiek i osobistość

Według A. Talmid

Przetłumaczone przez Marshalla Granta

© Prawa autorskie Roberta Paula Books

Trzymam w rękach książkę Pamiętniki Getta Warszawskiego autorstwa Hillela Seidmana. Jest to nowa wersja książki wydanej w Nowym Jorku w 1957 roku, będąca następstwem pierwszej wersji wydanej w Tel Awiwie w 1946 roku. Można przypuszczać, że tysiące egzemplarzy znajduje się nie tylko w bibliotekach prywatnych, ale także na wielu uniwersytetach, i że historyk studiujący okres Holokaustu z pewnością znajdzie między jej stronami interesujące informacje o znaczeniu historycznym.

W składzie książki znajduje się zapis Rabina Zemelmana, który walczył w Getcie Warszawskim i poległ w walce z Niemcami.

Czytając książkę, zadawałem sobie pytanie, jak nasi synowie, służący w Siłach Obronnych Izraela, docenią odważne działania Rabina Zemelmana i jego wezwanie do buntu, do zakupu broni, i w końcu, jego wezwanie do chwycenia za broń i bitwy z Niemcami. Bitwy, z której nigdy nie wrócił.

Nasi młodzi żołnierze uczynili z heroizmu nawyk podczas swej służby w Siłach Obronnych Izraela. Wielu walczyło w dwóch lub trzech głównych wojnach, a inni w mniejszych po wojnie sześciodniowej. Wykazali się ogromną odwagą, a dzięki ich heroicznym działaniom, Siły Obronne Izraela są dzisiaj tam, gdzie są. Czy potrafią docenić heroizm, pokazany w Getcie Warszawskim, przez tak wybitnego człowieka jak Rabina Zemelmana?

Zadałem sobie to pytanie i zapisałem swoje odpowiedzi na papierze. Pamiętam dzień, w którym Rabin Zemelman i jego rodzina przybyli, aby objąć urząd rabina w naszym mieście. Nastało świętowanie! We wczesnych godzinach popołudniowych wszyscy mieszkańcy miasta założyli swoje najpiękniejsze ubrania. Wieczorem pojawili się też przywódcy miasta, wsparci przez całą społeczność żydowską. Na czele grupy, która udała się po rabina i jego rodzinę, jechało na koniach dwóch młodych mężczyzn w kostiumach. Wjeżdżając do miasta, rabin wysiadł z powozu, wiozącego swoją rodzinę i jak tylko zaczął iść dalej, rozpoczęła się parada. Wraz z władzami miasta, Rabin został poprowadzony pod chupą (baldachimem weselnym) do synagogi. Po obu stronach chupy znajdowała się straż honorowa, a wszyscy inni mieszkańcy żydowscy zgromadzili się wokół. Po uroczystym maariw (wieczornych modlitwach) prowadzonym przez kantora i szojcheta (rzeźnika rytualnego i egzaminatora), Rabinowi przedstawiono oficjalne dokumenty rabinackie i powołano go na swoje stanowisko. Z tej okazji wygłosił kazanie. Oczywiście kazanie było w jidysz, ale potem Rabin kontynuował po hebrajsku, mówiąc płynnie akcentem aszkenazyjskim. Tłum był zachwycony. Zaskoczenie wieczoru nastąpiło, gdy po ujrzeniu z bimy urzędników miejskich i przedstawicieli policji, uhonorował ich obecność przemówieniem w języku polskim, co wszystkich zaskoczyło. Rozległy się głośne brawa, które aż wstrząsnęły ścianami naszej pięknej synagogi.

Zawołał na scenę Jakuba Tapolskiego (w jidysz, Ya'akov Tapolsky) i podziękował mu za straż honorową. Zemelman wyraził wówczas nadzieję, że w przyszłości będzie się cieszył pełną współpracą wszystkich grup ludności, tak jak został nagrodzony tego dnia.

Jakby na poparcie tego życzenia oklaski zdawały się trwać wiecznie; w sumie nasza synagoga nigdy nie była świadkiem takiej owacji.

[Strona 178]

Zaraz po rozpoczęciu swojej kadencji, Zemelman pracował nad rozwojem żydowskich instytucji religijnych, które w tamtym czasie działały na chybił trafił. Zostały one rozbudowane i umieszczone pod nadzorem publicznym, który osobiście prowadził. Starania te zaowocowały powstaniem Beis Jaakow, żeńskiej szkoły, drugiej instytucji w mieście, która poruszyła wielu uczniów. Zrekrutowano najlepszych nauczycieli z miasta i spoza niego, a wyniki były niezwykłe. Czy to w dzień, czy w nocy, ze szkół słychać było głosy, uczące się pism świętych, „śpiewające” Gemarę i Tanach. Rabin nie tylko pełnił funkcję dyrektora placówek oświatowych, ale też sam udzielał lekcji starszym uczniom. W rzeczywistości, dzięki staraniom i organizacji Rabina, w mieście zaczęły napływać wiatry zmian i pod wieloma względami rozpoczęło się przebudzenie.

Miałem przywilej być jednym z jego uczniów i pamiętam, jak interesował się wszystkimi aspektami życia.

Poprzez swoje uprzejme i dystyngowane zachowanie był lubiany przez społeczność. Przyjaźnił się z najmądrzejszymi studentami i najpokorniejszymi w mieście; nikt nie był ani zbyt ważny, ani nieistotny. Zawsze okazywał szacunek młodszym od siebie swoją Torą i mądrością, i zawsze był gotów dzielić się pięknem żydowskich wierzeń. W każdym swoim kazaniu, zawsze, starał się podkreślić treść i filozofię tradycyjnego judaizmu. Wiązał miłość Tory z miłością narodu żydowskiego.

Był tak potężny, że nawet najbardziej przyziemna rozmowa stawała się niesamowitym przeżyciem już po samym usłyszeniu jego głosu. Każdą wolną chwilę spędzał na studiowaniu Tory; właściwie można powiedzieć, że nigdy nie przestał. Pisał interpretacje Tory i prowadził obszerną korespondencję z najwybitniejszymi rabinami w Polsce, wymieniając swoje opinie. Był szanowany również w lokalnej społeczności chrześcijańskiej i z wieloma z niej się zaprzyjaźnił. Władze miasta i duchowieństwo przychylnie odnosiły się do jego problemów. Co roku podróżował, od dwóch do trzech tygodni, do Ger i spędzał czas z Rebe, którego bardzo podziwiał. Po powrocie dzielił się swoimi doświadczeniami z każdym, kogo spotkał, co pozwoliło mu znaleźć wspólny język z częścią młodzieży, która nie była regularnymi gośćmi w synagodze. Słyszał ich problemy i ścieżki prowadzące do tikkun olam. Spierał się z nimi bez końca, ale z wzajemnym szacunkiem.

Szachy były kolejną dziedziną, która władał, a w wolnym czasie grał ze swoimi studentami lub innymi znajomymi w mieście.

Jego żona (po hebrajsku, rabbanit) miała delikatną duszę. Urządziła ich dom z wygodą i czułością; chętnie mu pomagała, a jej jedyną prośbą było stać u boku szanowanego męża.

Nie było niczym niezwykłym widzieć zapalone światła w ich domu o drugiej lub trzeciej nad ranem, kiedy przygotowywał odpowiedź, która miała być udzielona następnego dnia. Szojchet znalazł nieczystości u zarżniętej krowy i zwrócił się z pytaniem do Rabina. Rabin szukał sposobu, aby uznać krowę za koszerną, ponieważ znał tragiczną sytuację finansową rzezaka. Zabrało to jemu prawie całą noc. Kiedy jednak musiał uznać krowę za niekoszerną, czuł, jakby część jego serca została wyrwana.

Obchody szalosz seudot (trzeciego posiłku szabatowego) stały się dobrze znane w całym mieście. Żydowscy studenci uczyli się wszystkiego, co mogli, na pamięć, aby móc uczestniczyć w dyskusji talmudycznej odbywającej się podczas posiłku.

Pod względem politycznym był powiązany z Agudat Israel (Związkiem Izraela) i w ramach tej organizacji wspierał wysiłki na rzecz zasiedlenia Izraela. Nie było mu łatwo pogodzić się z tym, że część jego uczniów założyła Cejrej Mizrachi (Tze'erei Mizrachi). Był to czas zamieszek w Palestynie (1929, tzw. Powstania Buraq), zniszczenia żydowskiej społeczności hebrońskiej w Kirjat Arba i brutalnego mordowania dziesiątek uczniów jesziwy przez Arabów.

[Strona 179]

Kiedy jego byli studenci zbierali fundusze na Żydowski Fundusz Narodowy, poszli też i do jego domu, a Rabin gorąco ich przyjął. Wyczuć można było jednak jego zawahanie i dlatego wyjaśnił, że jako członek Agudat Izrael nie może sam wnieść swoje wkładu, ale odesłał ich do swojej żony, która wniosła znaczny wkład.

Zwrócę uwagę na mały, ale ważny szczegół. Nigdy nie był fizycznie silnym mężczyzną.

Lata mijały, a on opiekował się wspólnotą i zaspokajał jej potrzeby duchowe. Jego poświęcenie było całkowite. Nieraz oferowano mu posady w większych miastach, z wyższą pensją, ale jego miastem był Przedecz i nie chciał wyjeżdżać. Z całej duszy był oddany wspólnocie i jej członkom.

Potem wybuchła wojna, a polscy przyjaciele z dnia na dzień stali się wrogami. To z ich pomocą Niemcy zaczęli nękać Żydów.

Niemcy robili wszystko, co w ich mocy, aby go upokorzyć i tym samym złamać ducha oporu społeczności. Został zmuszony do pracy przymusowej na rynku, aby mogli go oglądać chrześcijanie i Żydzi z miasta. Kiedy jeden z Żydów błagał Niemców, aby pozwolili mu pracować zamiast Rabina, został tak pobity, że zaczął krwawić. Rabin i pozostali obecni to widzieli, ale najgorsze upokorzenie nastąpiło, gdy zgolili brodę Rabinowi i wszystkim Żydom w mieście. Oczywiście nie zrobili tego delikatnie i można sadzić, że właśnie w tym momencie zasiali ziarno zemsty, rosnące w sercu Zemelmana.

Nadchodzi noc Szmini Aceret (żydowskie święto) i to właśnie ta ze wszystkich nocy zamieniła się w noc rozpaczy. Synagoga płonęła, w mieście obowiązywała godzina policyjna, a kilku przedeckich Żydów bierze życie w swoje ręce i odwiedza dom Rabina. Błagali: „Rabbi, prosimy, spróbujmy ocalić zwoje Tory z płonącej synagogi, bez względu na cenę. Dlaczego naziści wybrali właśnie noc Szmini Aceret, żeby zamienić ją w noc zniszczenia?”. Rabin był poruszony samą ich obecnością w swoim domu i ich gotowością złożenia tak świętej ofiary, ale w tej chwili nakazał im nic nie robić. „To jest czas, aby chronić nasze życie. Niemcy planują rozlew krwi i jest mało prawdopodobne, że zwoje Tory zostaną uratowane. Nakazano nam szanować Torę, ale mamy też rozkaz ratowania życia. Sam fakt, ze przybyliście tutaj pod groźbą śmierci okazuje wasz ogromny szacunek dla Tory. W sytuacji, w której się znaleźliśmy, największym zaszczytem będzie, gdy święte pergaminy i listy staną w płomieniach do nieba i dotrą przed święty tron, i właśnie w ich obecności, uhonorują święte wspólnoty, które umarły śmiercią męczeńską.”

Rabin odwrócił się, spojrzał w kąt i chwilę tak postał. Kiedy się z powrotem odwrócił, można było ujrzeć łzy płynące z jego oczu. Powiedział: „Przyjaciele, znam was od lat i nie zawsze zgadzaliśmy się na wszystko i mieliśmy różne zdania, ale wasza gotowość do poświęcenia siebie samych, pokazuje, jak bardzo jesteście oddani judaizmowi i jak drogie są wam skarby naszego ludu. Wszyscy modlimy się, aby ‘nasze oczy ujrzały Twój powrót do Syjonu z miłosierdziem’. Możliwe, że cierpienie Saula zakończyło się wygnaniem, ale obiecajmy teraz wszyscy, w tym znaczącym czasie, że jeśli z Bożą pomocą pozostaniemy przy życiu, usuniemy łańcuchy wygnania, wrócimy do naszej ojczyzny i będziemy walczyć o państwo żydowskie w Ziemi Izraela. Zbierzemy święte listy z naszej Tory, która, pochłonięta płomieniami, wzniosła się do nieba i przeniesiemy je przez ocean żydowskich łez, wylanych w ciągu 2000 lat diaspory. I tymi listami, osłabieni ogniem i wodą, napiszemy nowe zwoje Tory, zbudujemy piękne synagogi, i będzie to tak wspaniały widok, jakiego świat nigdy wcześniej nie widział.”.

[Strona 180]

Atmosfera w pomieszczeniu była jakby naładowana elektrycznością. Wszyscy obecni byli głęboko poruszeni i zgodzili się ze słowami Rabina. Powiedzieli, nasz nauczycielu, nasz Rabbi, jesteśmy z Tobą!

A synagoga płonęła…

Wszyscy zebrani pozostali w domu Rabina do rana zgodnie z jego poleceniem, aby niepotrzebnie nie narażać życia.

Kiedy wychodzili, zwrócił się do nich i powiedział, moi przyjaciele, będziemy trzymać się życia i modlić się do naszych ojców w niebiosach, abyśmy byli godni pomścić Amaleka naszych czasów, jak torturowali nas, lud Izraela, i wszystko co święte dla judaizmu. To jest wezwanie do narzucenia zemsty Boga na nazistowskie robactw, bo tylko wtedy będziemy godni i uprawnieni do obchodzenia naszych świąt w Ziemi Izraela.

Nazajutrz po świętach, w towarzystwie swojego najstarszego syna, Jehoszuy Elimeleka, Rabin udał się do miejsca, w którym niegdyś stała synagoga. Rozpłakali się, a Rabin błagał o przebaczenie i miłosierdzie za to, że nie próbował ratować miejsca kultu i znajdujących się w nim zwojów Tory. Wpłynął na niego szacunek do synagogi - nie chciał dziesiątek ofiar śmiertelnych, jak planowali naziści. „Mój drogi synu, kierujemy się świętością życia, dlatego musimy zaplanować dzień, w którym będziemy mogli zemścić się za wszystko, co zostało wyrządzone nam i naszym świętym miejscom. Będzie to boska zemsta dzisiejszego Amaleka. Będziemy posłańcami i przywrócimy naszą dumę i splendor.”

Tego samego dnia Rabin został zmuszony do podpisania, pod groźbą i poniżeniem, że to on i jego wierni są odpowiedzialni za spalenie synagogi. Wziął też na siebie, na rozkaz nazistów, zapłacenie grzywny.

Pomimo upokorzenia, jakiego doznał, Rabin musiał dalej zwracać się do wojskowych administratorów, aby próbować, dla dobra swojej społeczności, odkładać nadchodzące dekrety przeciwko Żydom. Czasami mu się to udawało, ale wszyscy wiedzieli, że osiągał tylko chwilowe odroczenie. Nazistowski potwór nie porzucał swoich planów.

Tak, nazistowska maszyna nadal niszczyła i zabijała. Dziesiątki młodych ludzi z jego gminy, w tym dwie córki Rabina, trafiło do obozów pracy. To była praca przymusowa, obozy karne. Niektórym udało się wysłać listy, innym nie. Pojawiają się wiadomości o młodych ludziach, w większości torturowanych lub mordowanych podczas pracy. Starsi ludzie również trafiają do obozów pracy, a żadna rodzina w mieście nie pozostaje całkowicie nietknięta.

Połowa Żydów z Przedcza przebywa w obozach pracy. Pozostali są zmuszeni do opuszczenia swoich domów i przeniesienia się do Getta. Bezradni i bezbronni Żydzi ulegają swojemu losowi i opuszczają domy, w których mieszkali od dziesięcioleci, i udają się do Getta. Każdy jest upokorzony; trzymając się instynktu życia, mają nadzieję na cud. Ich mężowie, synowie i córki są w obozach pracy, a oni czekają na list, znak życia. Nikt nie wie, kto ma lepszy los: ci, którzy pozostali, czy ci, którzy zostali odesłani.

Tak właśnie żyli, w najtrudniejszych warunkach, z wyjątkowym uporem, w przekonaniu, że znowu będą żyć w komforcie, a ich dzieci i krewni wrócą z obozów. Planowali lepsze dni.

Ale, jak się okazało, wszystko poszło na marne.

Siódmego dnia miesiąca Ijar 5702; 24 kwietnia 1942 roku, Żydzi z Przedcza zostają zniszczeni. Trafiają do Doliny Śmierci, znanej jako Chełmno. Duszą się w samochodach śmierci.

I oto mam przede mną Pamiętniki Getta Warszawskiego Hillela Seidmana. Książka

[Strona 181]

opisuje życie w getcie, okropności, jakich doświadczyli, zesłanie do obozów pracy i aresztowania. Zbierają się przywódcy społeczności, w tym Cadyk i inni rabini, aby omówić sytuację. Pilną sprawą było to, czy Niemcy faktycznie planowali zniszczyć warszawskich Żydów. Największą koncentrację Żydów w Europie? Są optymiści i są pesymiści.

Optymiści: „nasza siła tkwi w liczbie. Pół miliona ludzi. Nie odważyliby się! Warszawa to siła! Będą musieli wziąć to pod uwagę. Jest wielu chrześcijan, którzy chcą, aby Getto pozostało, i są Niemcy, którzy chcą, aby Getto pozostało. Niemiecki urząd skarbowy otrzymuje 25% wartości przywiezionych towarów - jako ‘prezent’. Komisarz także otrzymuje ogromne sumy pieniędzy i inne dary od społeczności w zamianę za różne formy ulgi. A po drugie, żołnierze: jeśli Getto zostanie zniszczone, zostaną wysłani na front. I, na koniec, Getto dostarcza bardzo dużo, jest ważnym ośrodkiem gospodarczym i trudno sobie wyobrazić, żeby Niemcy zechcieli je zlikwidować.”.

A po drugiej stronie byli pesymiści: „tak, odważą się! Naziści są zdolni do wszystkiego. Nie należy im wierzyć; Niemcy nic nie biorą pod uwagę. Jesteśmy w wielkim niebezpieczeństwie i musimy pomyśleć o tym, jak się uratować.”. Zwyciężyli pesymiści.

A potem padały propozycje: zebrać wielkie sumy pieniędzy i przekupić Gestapo. Zbierać złoto i oferować łapówki. Przedstawiono propozycję wysłania delegacji do Gubernatora Generalnego; inni sugerują otwieranie nowych fabryk, aby produkować więcej i w ten sposób zwyciężyć.

Pan Józef Kennigsburg, który niedawno przybył z Lublina, gdzie cudem przeżył wypędzenie, podaje przerażające szczegóły tamtejszej zagłady. Prosi nas, abyśmy nie ulegali ich oszustwom. Musimy natychmiast wykorzystać wszelkie dostępne środki przetrwania. Pada propozycja potajemnego wysłania delegacji do Szwajcarii i odwołania się stamtąd do międzynarodowej opinii publicznej. Anglia musi uznać wszystkich Żydów, przynajmniej do zakończenia wojny, za obywateli Ziemi Izraela (Erec Jizrael); Ameryka musi wziąć nas pod swoje skrzydła; Papież musi być poproszony o wydanie specjalnego apelu.

Ale co można zrobić, gdy jesteśmy zamknięci w więzieniu? Jak możemy wysłać delegacje do Szwajcarii, kiedy każdemu, kto przejdzie przez ulicę, grozi kara śmierci? Nasi bracia za granicą nie zrozumieją, przynajmniej tym razem, ogromnego niebezpieczeństwa unicestwienia, nie obudzi się sumienie świata. Zebrani stopniowo bledną, rozumiejąc, że wszystkie plany ratunkowe są niewykonalne, niemożliwe do zrealizowania. Jesteśmy bezradni, jesteśmy zagubieni.

I czytamy dalej [notatka tłumacza: w Pamiętnikach Getta Warszawskiego, autorstwa Hillela Seidmana]:

– Przygotowania Gestapo do wydalenia.
– Rozpoczyna się kampania zagłady warszawskich Żydów.
– Otoczenie Getta, wydano rozkaz Aussiedlung [ewakuacji].
– Masowe wypędzenie na Umschlagplatz.
– Czerniaków (przewodniczący Judenratu) odbiera sobie życie.
– Codziennie jest 7,000 ofiar.
– Głód zabija wielu; na Nowolipiu dochodzi do masakry.
– Małe Getto zniszczone.
– Janusz Korczak prowadzi swoich uczniów ku ich losowi.
– Brat rabina Munkatcha wraca z Treblinki i zdaje relacje z masowych zabójstw.

[Strona 182]

– Niepokojące wieści z okolicznych wiosek.

Innymi słowy, do tej pory był to dość rzeczowy opis ciężkich warunków, w jakich znaleźli się Żydzi w Getcie Warszawskim. Z rozdziału zatytułowanego „Rabbi Zemelman wzywa do buntu i zemsty”, strona 153:

Wśród uchodźców ze wsi, którzy przybyli do Warszawy, jest Rabin Zemelman, rabin Przedcza. Opowiada także o zagładzie wiejskich społeczności żydowskich, zarówno dużych, jak i małych. Ten rabin jest działaczem Agudy i utalentowanym uczonym, który próbował nawiązać kontakt z lewicową polską partyzantką. Przekradł się na aryjską stronę i zachowywał się tak, jakby tam należał, i wracał z bronią i amunicją. Jego wezwania do buntu spotkały się z silnym oporem.

Dziś słyszałem przemówienie Rabina Zemelmana na tajnym spotkaniu w „Bunkrze”. Jest utalentowanym mówcą z ogniem w duszy; opisuje niewyobrażalne sceny zagłady społeczności żydowskich. Wzywa do zemsty, „[w]ielka jest zemsta, która jest dana między dwoma imionami Boga”, odnosząc się do definicji „Boga zemsty” z Talmudu.

Proponuje również szczegółowy plan powstania i bierze na siebie dostarczenie broni i amunicji.

Nie tylko żąda od innych działań, ale działa też i sam. Dziś na przykład dostarczył Komitetowi Obrony 12 pistoletów i kilka pudełek nabojów.

Kiedy udawał się z misją zakupu broni, robił to tak, jakby słyszał torturowany płacz swoich dzieci, żony podobnej do świętej; płacz setek dzieci z jego społeczności i każdego Żyda w Przedczu; płacz milionów Żydów w całej Europie, którzy są torturowani i okrutnie mordowani; płacz naszych ojców w niebiosach. O, współczujący Boże w górze, dla Twojego świętego imienia na tym świecie, dokonamy zemsty.

Zażądał pomszczenia naszej krwi na naszym wrogu. Proszę, Boże, nie pozwól, aby nasza ofiara była daremna, doścignij i zniszcz ich.

Rabin Zemelman uważał się za posłańca Boga, który w Jego imieniu zemści się za to, co naziści nam wyrządzili.

Odwiedzał rabinów i cadyków i żądał, aby również wezwali do buntu i zemsty. „Powiedziano mi, że odwiedził spotkanie pionierów, rdzeń powstania, i zauroczył ich młode umysły. W zeszłym tygodniu doszło do gorącej wymiany zdań między nim a przedstawicielami Bundu (Notatka tłumacza: tj. Powszechny Żydowski Związek Robotniczy na Litwie, w Polsce i Rosji), którzy poinstruowali, że powstanie ma czekać na znak z Londynu i ich socjalistycznych towarzyszy po aryjskiej stronie. I to właśnie Rabin Zemelman udowodnił, że to wszystko było złudzeniem, na próżno.”.

Innymi słowy, to Rabin Zemelman jako pierwszy zainicjował powstanie i odwet Getta wśród środowisk religijnych i innych. Kiedy zadano jemu pytanie, „Rabbi, z pustymi pięściami powstaniemy przeciwko Niemcom? Czy może ich pokonać twarda pięść?”, udowodnił, że będą walczyć nie tylko twardą pięścią. Wymknął się na stronę aryjską i wrócił z bronią i amunicją. Jestem pewien, że był świadkiem niebiańskich cudów.

Trudno sobie wyobrazić, że są tu grupy organizujące się do walki z Niemcami, grupy głodnych i przygnębionych chłopców, z których większość straciła znaczną część swoich rodzin - ale nie są oni upokorzeni. Ich dusze są przygotowane do walki z nazistowskimi zwierzętami, i właśnie to Zemelman uważał za dzisiejszy cud, cud z nieba.

Potem pojawiło się ogłoszenie, podpisane przez wielu urzędników, w tym Przewodniczącego Żydowskiej Rady Narodowej,

[Strona 183]

Inżyniera Marka Lichtenbauma, wzywające ludność żydowską do dobrowolnego wyjazdu do pracy do Poniatowa i Trawnika pod Lublinem. Obiecano im, że wolontariusze będą pracować w dobrych warunkach.

Zebrała się Żydowska Rada Narodowa i postanowiła nie zachęcać do podróżowania. Lokalni współpracownicy Gestapo zdradzili nas w przeszłości, nie odejdziemy stąd. Rabini, przy aktywnym udziale Rabina Zemelmana, wydali oświadczenie wzywające ludność do rezygnacji z podróży. Hasło reklamowe: Nasze liczby - Nasza siła. Każda separacja, jakikolwiek podział osłabia nasz sprzeciw, zdradza pamięć naszych bliskich i nas samych.

Ta taktyka odniosła sukces; Żydzi nie zgłaszają się na ochotnika do podróży. Niemniej jednak ci głodni i głodujący byli gotowi do wyjazdu. Żydowski Ruch Oporu wraz z rabinami i znowu, przy aktywnym udziale Rabina Zemelmana tworzy specjalny fundusz ze środków, agresywnie zbieranych od zamożnych miasta na potrzeby tych, którzy byli w stanie przetrwać i nie musieli wyjeżdżać z powodu głodu.

Ale zbliżała się prorocza godzina. Rozpoczęło się święto upamiętniające naszą wolność i bunt. Kiedy stało się jasne, że Niemcy planują zniszczyć Getto, rzucono hasło: zbrojna opozycja i bunt, odwaga pod ostrzałem.

Rozpoczęła się bitwa o Getto.

W siedzibie powstania zbierają się ludzie, chaotycznie, na seder z udziałem Rabina Zemelmana. Pyta: „Czy ktokolwiek byłby tak mądry, aby zinterpretować wyrażenie podane przez bojowników o wolność w tamtych czasach i warunkach: „[d]laczego dzisiejszy wieczór różni się od wszystkich innych nocy?”? Czy możemy poczuć podniecenie, kiedy powiedzieli: „[w]ylej swój gniew na narody, które Cię nie uznają, bo pożarły Jakuba i spustoszyły jego mieszkanie? Wylej swój gniew i zniszcz je spod nieba Bożego”. Seder trwa dalej, to wspaniałe czasy. Strach przed śmiercią zostaje zastąpiony innym uczuciem, uczuciem Paschy i oporu, święta i walki.

I bitwa o Getto się rozpoczęła.

Dowódcy powstania wydali rozkaz rozpalenia ognia, na skutek czego, tego wieczoru, na ulicach nie było widać żadnych Niemców. Wydaje się, że oni również boją się anioła śmierci, zwłaszcza gdy setki ich towarzyszy zostało już rannych. Wiedzą, że w każdym domu czai się na nich żydowski żołnierz i wycofują się.

Żołnierze kontynuują także działania na posterunku „Północ”. Jednym z dowódców jest Rabin Zemelman.

A polscy partyzanci, którzy obiecali przyłączyć się, gdy powstanie się zacznie? Bezczynnie obserwowali bitwę z boku.

Żadnych złudzeń, żadnej pomocy od nikogo.

A Getto płonie. Żołnierze żydowscy, wśród nich Rabin Zemelman, z niezwykłą odwagą stawiają czoła przytłaczającej hitlerowskiej machinie wojennej. To nie jest walka równych sobie. Jest to walka nowoczesnego uzbrojenia z duchem odwagi, z żołnierzami, którzy wyruszyli do bitwy, skandując „Bóg jest Bogiem zemsty i Bóg zemsty się pojawił”. Oto historia opowiedziana o ostatniej bitwie Rabina Zemelmana, tej, w której poległ. Niech Bóg pomści jego duszę.

„Rabin Zemelman i jego towarzysze stali murem w zaciekłej i upartej walce; walczyli dzielnie, z heroizmem i poświęceniem, i zapłacili życiem.”

W ten sposób walczyli jako bohaterowie, jako wnuki Machabeuszy, a my osiągnęliśmy naród żydowski

[Strona 184]

na Ziemi Izraela, po latach Holokaustu i heroizmu, zdobyty przez krwawą wojnę. To powstanie w gettach, iskra, która stała się płomieniem, rozpaliło serca innych żołnierzy w Izraelu: bohaterskich żołnierzy Sił Obronnych Izraela, którzy dzielnie walczyli w wojnach naszego życia i którzy obiecują, że kolejny Holokaust nigdy się nie powtórzy.

To Rabin Zemelman, rabin z Przedcza, był jednym z tych, którzy rozpalili tę iskrę, mającą stać się nieugaszonym płomieniem.

W ten sposób Rabin Józef Aleksander Zemelman uświęcił imię Boże za życia i śmierci. Obiecano mu honorowe miejsce na długiej liście bohaterów Izraela.

Niech dusza jego związana będzie w węzełku życia.

 

« Poprzednia strona Spis treści Następna strona »


This material is made available by JewishGen, Inc. and the Yizkor Book Project for the purpose of
fulfilling our mission of disseminating information about the Holocaust and destroyed Jewish communities.
This material may not be copied, sold or bartered without JewishGen, Inc.'s permission. Rights may be reserved by the copyright holder.


JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of the translation. The reader may wish to refer to the original material for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.

  Przedecz, Polska     Yizkor Book Project     JewishGen Home Page


Yizkor Book Director, Lance Ackerfeld
This web page created by Jason Hallgarten

Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 11 Feb 2024 by JH