« Poprzednia strona Księga Pamiątkowa Ryk Następna strona »

[Strona 549]

Śladami żydowskiego życia, którego już nie ma

Jakob Handsztok

z angielskiego przełożył Andrzej Ciesla

Podczas wszystkich moich wędrówek nigdy nie przestałem myśleć o Rykach. Bardzo chciałem je zobaczyć.Zobaczyć znów moje rodzinne miasto, gdzie spędziłem swoje dzieciństwo, młodość, gdzie poznałem radość i smutek, miałem nadzieję na lepsze czasy i gdzie doświadczyłem okropnej męki.

Aż wreszcie przyszedł dzień, kiedy razem z żoną wróciliśmy z Rosji. To był dzień, na który tak długo czekałem. Byliśmy w Warszawie, tylko sto kilometrów od Ryk. Musiałbym długo czekać na pociąg, a nie chciałem tracić ani chwili. Zdecydowałem się wziąć taksówkę i za półtorej godziny byłem w Rykach.

Nie mogłem uwierzyć, że już jestem w Rykach. Po pierwszym oszołomieniu odzyskałem orientację i zacząłem rozpoznawać miasto. Jakkolwiek nie mogłem pozbyć się natrętnej myśli: może to nie są Ryki? Może przyjechałem przez pomyłkę do innego miasta? Otrząsnąłem się. Przecież rozpoznałem sklepiki, które pozostawili po sobie Żydzi. Były puste. Brakowało wesołych twarzy Żydówek i Żydów, właścicieli sklepików. Ani śladu po wesołej atmosferze, po miłym żydowskim życiu. Nie, nie zgubiłem się. To były naprawdę Ryki. To samo miasto, ale bez Żydów. Dusza miasta zginęła. Jakby ktoś ją zdmuchnął, tak jakby umarła.

Wyglądało to tak, jakby miasto wróciło do swojego pierwotnego kształtu z czasów, kiedy jeszcze nie przybyli tutaj Żydzi, kiedy było jeszcze małą chłopską osadą. Drodzy, dobroduszni ludzie, którzy kiedyś tutaj mieszkali, odeszli. Nie został ani jeden z naszych pobożnych ojców przestrzegających świętego szabasu, którzy przeciągali ostatni jego sobotni posiłek by przedłużyć atmosferę świętości tego dnia.

Nie było już troskliwych, pełnych poświęcenia matek, kobiet, które w sobotę wieczorem czekały na pierwsze trzy gwiazdy na niebie, żeby zapalić szabasowe świece i szeptały pierwsze słowa modlitwy w cichym, zapadającym mroku: „Boże Abrahama,Jakuba,Izaaka,.chroń swój naród Izrael od wszelkiego zła.” Do dzisiejszego dnia pamiętam serdeczne modlitwy mojej matki. Jednak jej modlitwy nie pomogły. Ogromny gniew spadł na ukochany  lud Izrael.

Po chwili usłyszałem znów krzyki, szemranie i jęki Żydów, kiedy odprowadzano ich w stronę Dęblina. Cała droga była pełna tych, których męczono i zastrzelono.

 

Krucyfiksy i wizerunki chrześcijańskie

Zniszczenia w mieście nie były dla mnie niespodzianką. Już w 1943 roku, kiedy widziałem miasto ostatni raz, domy były spalone i zburzone. W bezsenne noce widziałem siebie chodzącego między ruinami i opłakującego śmierć całej swojej rodziny i bliskich przyjaciół. A teraz, gdy stałem na środku rynku, rany otworzyły się na nowo. Czułem się złamany i serce we mnie płakało. Oczy moje szukały znajomej twarzy, ale nieliczni przechodnie byli mi obcy. Popatrzyłem przez okna do domów, w których kiedyś mieszkali Żydzi. Teraz na ścianach wisiały krucyfiksy i święte obrazy.

Gdy zbliżyłem się do budynku,  który kiedyś był synagogą a teraz był magazynem zbożowym, moje serce zamarło. Myślami wróciłem do miasta sprzed lat, kiedy na święta Rosz Ha-szana i Jom Kipur synagoga była pełna wierzących, modlących się o rok w zdrowiu, o dobrobyt, o spokój. Kobiety modliły się w swojej części na górze. Ścisnęło mnie w gardle. Oparłem się o ścianę i załkałem. Wydawało mi się, że słyszę swój własny głos, który woła do wszystkich ryckich Żydów na całym świecie, żeby nie zapomnieli i nie wybaczyli hitleryzmu, przelanej krwi naszych ofiar i zniszczenia naszych domów.

Nogi zawiodły mnie do chederu. Tutaj też wszystko było zniszczone i zrujnowane. Nagrobki na cmentarzu były wyrwane i użyte na chodniki. Ani śladu po żadnym kamieniu, na którym mógłbym wypłakać żal swojego serca, wspominając te szlachetne dusze i powiedzieć im, że świat już nie jest taki jak był, że Żydzi mają swoje państwo otoczone ze wszystkich stron przez wrogów. Ale żydowscy chłopcy dzielnie walczą, a ich bohaterstwo podziwiają na całym świecie.

Stałem długo na zbezczeszczonym cmentarzu. Nie zostało nic ze świętości pokoleń, którą Żydzi z Ryk wnieśli do tego miejsca.

 

Krzyk rzezi

Zagłębiony w tych smutnych myślach, wróciłem wymarłymi ulicami. Kamienie, domy - wszystko krzyczało o największej rzezi, jaką mordercy mogli wymyślić. Kilku przechodniów popatrzyło na mnie z ukrywaną wrogością - czego tutaj szuka Żyd? Czy przyjechał tutaj by domagać się rozrachunku za morderstwa, które ma na sumieniu niejeden obecny mieszkaniec miasta?

Ja też spoglądałem na miejscowych ukradkiem, może spotkam znajomą twarz, kogoś, kto mi przypomni historię tych wszystkich okropności, które to miejsce widziało. Poczułem się samotny i potrzebowałem obok siebie osoby, która pomogłaby mi pozbyć się tych strasznych myśli o nieszczęściach tamtych dni, pozwoliła mi wypłakać się, wykrzyczeć...

Odszukałem dom Tadka Steca, Polaka, o którym zachowałem dobre wspomnienia. Podczas najcięższych dni w getcie okazał szlachetne człowieczeństwo. Szmuglował jedzenie do obozu Shallingera. Jego matka gotowała całe wiadro zupy, przynosiła do bramy i szybko odchodziła. Wiedziała, że ryzykuje życiem.

Kiedy szedłem w stronę ich domu, przypomniałem sobie Leybla Leydmana i młodą dziewczynę Riwkę Lerner, których spotkałem u Steców. Sytuacja nie pozwoliła im długo się ukrywać – zabrano ich do obozu w Dęblinie. Leybl był jednym z tych, którzy się uzbroili i uciekli z obozu. Zastrzelono go podczas ucieczki.

Po drodze zatrzymałem się przed domem mojego dziadka. Nie mogłem oderwać oczu od drzew, które sadził mój ojciec. Pamiętam, kiedy były młode i cienkie. Teraz wyrosły i ich gałęzie pokryte liśćmi rozciągały się szeroko. Chciałem wejść do tego domu, usiąść na chwilę. Chciałem zobaczyć reakcję Polaków, którzy tam teraz mieszkają, gdy im przypomnę, kto był poprzednim właścicielem, kto zbudował ten dom, zasadził drzewa i kto zmarł w tak straszny i tragiczny sposób.

Zdałem sobie sprawę jak apatycznie by na to zareagowali. Przecież oni wszyscy wiedzą, że to było żydowskie miasto.

 

Jeden ze Sprawiedliwych

Byłem więc u Tadka w domu. Spał. Jego córka słysząc, że go budzę, przybiegła z kuchni przestraszona. Widząc zadowolenie swojego ojca na mój widok, stanęła zdziwiona, potem się uspokoiła i odeszła. Tadek był wzruszony spotkaniem. Przypominał czasy, które już nie wrócą. Ani czasy, ani ludzie...Już nigdy życie w mieście nie będzie takie, jak wtedy, gdy mieszkali tutaj Żydzi a miasto kipiało pracą i kwitło handlem.

Pomyślałem: czy Tadek jest tutaj jedynym człowiekiem, który boleje nad zniszczeniem? Mówił dalej: „To dziwne, nie? Mieszkać w mieście, gdzie ciągle widzisz to, co ci ludzie wybudowali własnymi rękami i musieli zostawić… i nikt z nich nie żyje, kto by to pomyślał? Mogłem zrobić dla nich więcej, mogłem ukryć więcej Żydów.... tak się baliśmy, że staliśmy się obojętni i spokojnie przyglądaliśmy się jak męczono Żydów, jak ich prowadzono na rzeź.”

Jego głos stawał się nieomal histeryczny: „Tak, tak, wszyscy wiedzieli, że Żydzi idą na śmierć i nic nie zrobiliśmy, żeby ich uratować, patrzyliśmy na nich jak na psy a nie na ludzi, z którymi żyliśmy dziesiątki lat.” Odpowiedziałem: „Setki lat, prawie tysiąc.”

Tadek pokiwał głową: „Masz rację. Zgrzeszyliśmy wobec Żydów i wobec Boga. Myślisz, że ludzie tego nie wiedzą? Wielu chrześcijan mi mówiło, że się boi kary, która może przyjść...To prawda, może przyjść, może.” Cień strachu przeleciał po jego twarzy.

 

Strach pomsty

Ten sam strach wyczułem w słowach innego Polaka - Janka Burka, który pamiętał mnie z czasów, kiedy pracował u mojego dziadka. Urodził się i wychowywał między Żydami, mówił w języku jidysz. Podczas naszej rozmowy wspominał nazwiska Żydów, między którymi żył. Często wzdychał: „Tak, tacy dobrzy ludzie, dlaczego ich to spotkało? Oj, Bóg nas ciężko ukarze za to, że nie zdołaliśmy im pomóc...”

Chwilami wątpiłem czy mówił szczerze, od serca, może tylko odgadywał moje myśli? Ale potem, kiedy chodziłem po mieście następnego dnia, usłyszałem kilka historyjek o nieszczęściach, które spotkały chrześcijan z miasta w ciągu ostatnich kilku lat. Czyjś byk się wściekł i zatratował córkę właściciela, ktoś inny się zranił zwykłym gwoździem i musiano mu amputować rękę....Chrześcijanie uznali to za karę za grzechy popełnione przeciwko Żydom: „Kto wie, co nas jeszcze czeka” - zamruczał starszy chrześcijanin jakby do siebie – „Podkowy, które wieszamy nad drzwiami nie pomogły. W mieście są złe duchy i chcą się pomścić.”  

Przygnębiła mnie nędza mieszkania Tadka. Był z zawodu fryzjerem, ale nikt już w Rykach nie mógł się z tego utrzymać. Posyłałem mu paczki z odzieżą i innymi rzeczami, które sprzedawał. Pieniądze wydawał na nasiona i sadzonki różnych owocowych drzewek. Sadził je w ogrodzie i dzięki ich owocom mógł się utrzymać. Był niezmiernie wdzięczny a ja wiedziałem, że to nie była wystarczająca zapłata dla tego szlachetnego człowieka za to wszystko, co zrobił, za wielkie ryzyko, które brał na siebie w tym niebezpiecznym czasie.

 

Żydowskie oczy

Nadszedł drugi dzień mojej wizyty w Rykach. Chodziłem z aparatem i fotografowałem dla potomków ulice i domy, które kiedyś należały do Żydów, i o których wspomnienia miałem wyryte w sercu. Małe grupy dzieci i dorosłych chodziły za mną, patrząc jak na złowieszczego diabła. Przyszedł milicjant i odprowadził mnie na posterunek, gdzie zabrano mi aparat, wyjęto i wywołano film. Gdy nie znaleźli nic podejrzanego, odprowadzili mnie do komendanta, który spytał mnie uprzejmie skąd jestem i co robię w Rykach. Słuchał uważnie i zauważyłem, że coraz bardziej i bardziej interesowało go moje opowiadanie o Izraelu. Po pewnym czasie, gdy jego oczy się rozświetliły, stało się oczywiste, że to żydowskie oczy, a jego aryjski wygląd to tylko maska. Był jednym z tysięcy Żydów, którzy jeszcze żyli w Polsce pod aryjską maską.

Zapadł zmierzch i jeszcze raz przespacerowałem się po prawie wymarłych ulicach. Wszystkie moje zmysły były wyostrzone i słuchałem każdego szelestu. Może jeszcze gdzieś został ślad ciepłego, gwarnego żydowskiego życia. Z okien słyszałem głosy, śmiech i płacz, ale to wszystko należało do dalekich, obcych i obojętnych mi ludzi. Miałem dziwne wrażenie, że oni, Polacy, nie mogli się jeszcze przyzwyczaić do życia na ziemi przesiąkniętej żydowską krwią. Do życia między ścianami, gdzie było czuć strach żydowskich dusz krążących w powietrzu. Chrześcijanie poruszają się jak cienie po jednej stronie życia. Głęboko w nich tkwi poczucie winy wobec Żydów, których obrabowali, których domy zagarnęli.

Takie słowa drążyły mi umysł: „Żydowskich Ryk już nie ma, nie ma…”

 

« Poprzednia strona Księga Pamiątkowa Ryk Następna strona »


This material is made available by JewishGen, Inc. and the Yizkor Book Project for the purpose of
fulfilling our mission of disseminating information about the Holocaust and destroyed Jewish communities.
This material may not be copied, sold or bartered without JewishGen, Inc.'s permission. Rights may be reserved by the copyright holder.


JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of the translation. The reader may wish to refer to the original material for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.

  Ryki, Poland     Yizkor Book Project     JewishGen Home Page


Yizkor Book Director, Lance Ackerfeld
This web page created by Lance Ackerfeld

Copyright © 1999-2025 by JewishGen, Inc.
Updated 7 Dec 2025 by LA