|
|
[Strona 152]
|
Jicchak Stanislawski
Z hebrajskiego na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
Każda historia, opis i postać, którą wpisujemy do księgi pamięci, każdy wyraz i określenie stylu życia w naszym miasteczku ma znaczenie, które trwa nawet po wymarciu całego tego pokolenia. Nasze wspomnienia i opisy postaci dodawane są do ksiąg świadectwa w celu uwiecznienia świętych naszego miasteczka. Stoją tu przed naszymi oczami te ważne osobowości miasta i zwykli ludzie, bogobojni i prości gospodarze wszyscy są nam drodzy i święci i wymagają, abyśmy o nich opowiadali i opowiadali jak najwięcej, bo to jest chwalebne.
Reb Jankew Szolem Finkelsztajn
Osobowość oryginalna, zaskakiwała znajomych systematyczną wiedzą, na której opierał dogłębne zrozumienie zagadnienia i proste wyjaśnienia. Zarazem był skromny i nieśmiały. Wyglądem zewnętrznym nie różnił się od innych rabinów i nie robił szczególnego wrażenia. Jedynie duchowni i ci, którzy mogli przebywać wokół niego, doceniali jego wielką sylwetkę, która emanowała szczególnym blaskiem i wielką życzliwością wobec tych, którzy chcieli poznawać i się uczyć. Oni widzieli w nim wybitnego człowieka, który nawet w czasach, gdy żydostwo polskie, a wśród nich i nasze miasteczko, było całkowicie przepełnione Torą i chasydyzmem, wyróżniał się swoją wyjątkowością i łączył w sobie geniusz ze sprawiedliwością.
Pamiętam, jak my garstka studentów, po raz pierwszy weszliśmy, do jego nędznego pokoju. Byliśmy rozpieszczonymi chłopcami, niemającymi ochoty się uczyć. On spojrzał na nas swoimi dobrymi i mądrymi oczyma; czystymi i radosnymi. Pobłogosławił nas dla pokoju, tak jak błogosławił przyjaciół i od tej chwili przywiązaliśmy się do Niego przyjaźnią i miłością.
Reb Jankew-Solem Finkelsztajn nie burzył gór, ale je nawiercał i miał szczególne sposoby, dzięki którym nauczał nas jak zakochać się w studiowaniu. Jego założenia były głębokie i subtelne. Miał bardzo subtelne środki intelektualne i w tym tkwiła jego wielka siła. Wszyscy czuliśmy, że stoi przed nami nie tylko wielka osobowość, ale także sposób na wskrzeszenie nowego życia wśród studentów. Za to on nie musiałby się wstydzić nawet przed zawodowym pedagogiem.
Chociaż nie wykładał na uniwersytecie pedagogiki, psychologii, dobrze znał teorię Freuda, współczesną pedagogikę i zdarzało się, że gdy się zapędził, cytował Spinozę, Kanta czy Oppenheimera. Musiał ukrywać swoją wiedzę przed innymi zazdrosnymi chasydami.
Jego sposób nauczania Tanachu[1] był interesujący. Ze wszystkich komentatorów Tanachu faworyzował Malbima[2]. Miał szczególny zmysł akcentowania słów, aby wywołać uśmiech na twarzy oczarowanych słuchaczy. Pod tym względem był wyjątkowy wśród chasydów, którzy nie uczyli się „Proroków i Pism”. Wyśmiewali go, że chasydzki uczony zna Biblię tylko z Gemary.
Zanim wyemigrowałem do Izraela, poszedłem do naszego ukochanego nauczyciela, aby się z nim pożegnać i mimo że nie chodziłem już do bejt ha-midraszu, nasz związek się nie skończył. Pamiętam jego pożegnalne słowa, kiedy uśmiech pojawił się na jego twarzy:
„Mam nadzieję, że po napiciu się z kilku zepsutych studni w końcu powrócisz i ugasisz pragnienie u źródła życia”.
Jego oczy patrzyły na mnie łagodnie i miło. Twarz wyrażała szlachetny spokój, a słowa sprawiały, że serce mi zadrżało.
Rzeczywiście, nasz nauczyciel znał dusze swoich uczniów i oprócz swoich wychowawczych nauk teoretycznych, pilnie pracował nad ich stabilnością moralną, dbał o ich wzmocnienie przed burzami czasu, o to, aby mieli wiedzę światopoglądową i posiadali solidną perspektywę. Swoimi słowami wyrył głębokie ślady w duszach swoich słuchaczy, a także w rozmowach, m.in. w objaśnieniach halachicznych[3]. Wpływało to na umysł jako połączenie wiedzy duchowej, osłodzonej i wyjaśnionej z wielką przejrzystością za pomocą ilustracji, dopóki idea nie zostanie wyryta w mózgu na wiele lat.
Będąc jego wyjątkowym uczniem, prowadzony do poznania Tory i zasad moralności, uważam za swój obowiązek uwiecznienie jego pamięci w Księdze Pamięci męczenników miasta Ryki.
Niech jego pamięć będzie błogosławiona!
Bunt przeciwko reb Jechielowi Felkenfeldowi
Reb Jechiel Felkenfeld był uczonym. Był zrzędliwym i ukazywał swoje niezadowolenie, wzruszając ramionami na najmniejsze wykroczenie. Często złościł się na tych, którzy nie słuchali lekcji lub nie pamiętali swojej Miszny[4].
Pewnego razu wybuchł przeciwko niemu „bunt”.
Stało się na Lag ba-Omer[5]. We wszystkich chederach było zwyczajem uczyć się wtedy tylko pół dnia, lecz w ten dzień Lag ba-Omer, nasz nauczyciel zadecydował, że powinniśmy wrócić do chederu i przynieść ze sobą łuk i strzały i że on też pójdzie z nami do lasu.
Zastanawialiśmy się: co się dzieje? Człowiek, który codziennie nie pozwalał nam się bawić, śmiać, karmił nas tym, że to zaniedbanie, które należy do „gojów”, a nie do dzieci Izraela, które uczą się świętej Tory i naraz on sam pójdzie z nami do lasu i będzie się z nami bawić łukiem i strzałami…
Pobiegliśmy do domu. Wszyscy szybko przygotowali broń i wrócili do chederu. I tu nauczyciel obdarzył nas gorzkim rozczarowaniem. Swoim zwykłym porywczym głosem rozkazał nam: „Weźcie swoje Gemary i będziemy się uczyć!”.
Jak to możliwe? Przecież nauczyciel obiecał…
„Usiądźcie wszyscy na swoich miejscach!” rozległ się okrutny rozkaz. Tym to już za bardzo docisnął pasa.
Przez kilka chwil staliśmy, jak skamieniali, ale od razu dostrzegliśmy błysk w oczach naszych „dowódców” chederu i wszyscy wybiegliśmy, niektórzy drzwiami, niektórzy oknem i zanim nauczyciel zdążył się otrząsnąć, został sam w chederze.
Po tym, jak już znaliśmy Chumasz[6] i Raszi[7], poszliśmy do chederu rebe Mendla Baranowera, który miał specjalny zeszyt, w którym zapisywał oceny uczniów. Był bardzo surowy, a jego bronią była mała, goły pręt, który niejednokrotnie czuło się z jego ręki. Od czasu do czasu jakiś uczeń chował pręt i on pozostawał bez niego bezsilny. Nie był w stanie uczyć…
Reb Jzrael-Hirsz Torch
W moim sercu nie pozostały żadne większe wspomnienia o jego chederze, bo u niego uczyłem się już tylko Gemary[8]. Jedna rzecz była tam dobra: jego żona rebecyn Golda, kobieta silniejszej figury i dobrego serca, często ratowała nas z jego rąk. W obawie przed nią zostawiał w domu swój pasek.
Zwykle był bardzo surowy i wszystkiego zabraniał: Nie stój tu, nie siadaj tam, nie hałasuj, tylko ucz się, ucz się…
Reb Mojżesz Litwak
Jak mógłbym nie wspomnieć Mojsze Litwaka, „nowoczesnego” mełameda.
Odbiegał on od ogólnie przyjętej koncepcji sposobu nauczania i uczył swoich uczniów, aby czytali z haftary[9] w litewskiej wersji językowej.
W dniu polskiego święta narodowego w bejt ha-midraszu gromadziły się dzieci Izraela, które przybyły z państwowych szkół podstawowych wraz z nauczycielami, w tym także z nauczycielami chrześcijańskimi. Przywódcy gminy wychodzili na bimę i przemawiali na cześć tego dnia, a reb Mojsze Litwak w jarmułce chazana[10] dla czołowych przedstawicieli państwa „wykręcił” z wielkim rozmachem i chwałą Hanoten teszua lamelachim[11].
Wszyscy zapamiętają go, jako typowego mełameda i wyjątkowego człowieka, a także jako narzeczonego Janczi. Uczyłem się u niego Chumeszu. Jego sposobem nauczania było sadzenie dobrego ucznia koło słabszego i ten pierwszy był odpowiedzialny za tego drugiego. I nie daj B-że, jeśli ten nie wypełniał swoich obowiązków.
Wyróżniał się także zdolnościami malarskimi. Jego tablice sziviti[12] były w każdym domu modlitwy w Rykach. Przed świętem Chanuka produkował drejdle[13], które dzieci kupowały do zabawy.
Nie spełniłbym swojego obowiązku, jeśli bym nie wspomniał imienia reb Becalela, mojego pierwszego nauczyciela, u którego zacząłem się uczyć od trzeciego roku życia. To było w zimie. Mój ojciec owinął mnie, żebym się nie przeziębił i odniósł mnie w towarzystwie mojej matki i babci do chederu.
Ponętą, abym został sam w chederze bez ojca i matki, były cukierki, które „anioł zrzucił z nieba”.
Nie uczyłem się długo w chederze Becalela. Pewnego dnia powiedziano mi, że nauczyciel zmarł i po raz pierwszy zabrzmiało to słowo w moich uszach jak zbawienie…
Uczniowie bejt ha-midrasz
W jego murach spędziłem znaczną część swojej młodości na nauce i modlitwie, a także na przemyśleniach i pomysłach. Chęci i radość zwyciężały nad zimnem. Postępowania uczących się w bejt ha-midraszu tchnęły życiem. Panowała w nim atmosfera Tory i szlachetności.
Spróbuję opisać kilka postaci, które stanowiły integralną część obrazu bejt ha-midraszu: reb Henech Rojtfarb, zięć szojcheta[14] reb Izraela-Zewa (szojchet), przybył do Ryk z sąsiedniego miasta Żelechowa. Oprócz tego, że był wielkim znawcą, wyróżniał się także talentem retorycznym i każdego wieczoru, gdy wierni opuścili bejt ha-midrasz, zdolni chłopcy gromadzili się wokół jego stołu, a reb Henoch przedstawiał im swoje nowości, które zadziwiały jego wiedzą i głębią. Podziwiano go dlatego, że posiadał wyjątkowy sposób rozumowania.
W czasie jednego z jego objazdów po okolicznych miejscowościach, gdzie agitował na rzecz Agudat Israel, „złapali” go w miasteczku Józefów i mianowali go swoim szojchetem. I tak chłopcy z ryckiego bejt ha-midraszu stracili siłę duchową, na której się opierali.
Kiedy wtedy wszedłem do hałaśliwego bejt ha-midraszu, mędrcy studiujący pilnie pracowali nad Torą i jej naukami, ponieważ ta świątynia nie służyła jedynie jako miejsce modlitwy, ale także jako miejsce Tory i rozpraw chasydzkich przy różnych okazjach i rozmaitych rozmowach, w których do głębi zanurzało się w morzu chasydzkiej filozofii.
Przytoczę tylko kilka z nich, które utkwiły mi w pamięci:
Na czele jednego ze stołów siedział reb Lejbusz Borensztajn, a wokół niego grupa gospodarzy, którzy studiowali Gemarę. W tej grupie znajdowali się jej znawcy, a wśród nich także wybitni uczeni Tory, którzy sprzeczali się między sobą, zadawali pytania i odpowiadali na nie. Wtedy zapominali o wszystkim, co ich otaczało, walczyli o halachę i mozolnie przemyślali, aby znaleźć właściwe rozwiązanie dla przedstawionej im przez jednego z członków grupy kwestii,w tym przez mojego ojca, kiedy ten miał wolną godzinę od nauki z inną grupą.
Reb Chaim-Zelik Borensztajn
Przy sąsiednim stole inna grupa słuchała wykładu reb Chaima-Zelika Borensztajna. To była grupa misznajot[15]. Tutaj też w ciszy świeciły się oczy. Słychać było jedynie głos reb Chaima-Zelika, który w bardzo obrazowy sposób ciągle wyjaśniał subtelne sprawy.
Po zajęciach z misznajot reb Chaim-Zelik siada ze swoim kolegą, reb Lejbusiem i obaj pogłębiają sugiya[16]. Kontynuują na głos swoją interpretację do melodii, która tylko do nich należała, która trwa i staje się coraz mocniejsza, a wszyscy czują, że przed nimi są nie tylko osobowości w świecie Tory, ale także i ich droga…
W tym miejscu nie chciałbym urazić Żyda, który nie należał do studentów, ani nie był kupcem, ani sklepikarzem jak wszyscy, którzy byli na miejscu. Z zawodu był szewcem i był przedstawicielem rzemieślników w komitecie wiejskim. (Nie pamiętam jego imienia). Rzemieślnicy siedzieli wokół niego i słuchali jego słów, a on nauczał rozdział z „Ein Yaakov”[17]. W opowieściach, które słyszeli z jego ust, znajdowali ukojenie w swoim trudnym życiu. Szewc opowiedział im o wielkich nauczycielach, im podobnych, jak reb Jochanan Hasandlar, reb Icchok Nafcha i inni. Oni byli takimi samymi rzemieślnikami.
Były też inne stoły, przy których zasiadali szojcheci reb Icchok Apozdower i reb Welwel Rosfor.
Był tam stół, przy którym reb Icze-Jankew Lipski nauczał „Szulchan aruch”[18].
Między innymi wspomniany reb Icze-Jankew wraz z chasydem i filantropem reb Szlojmem Dawidem Aszem założyli cheder Yesodei HaTorah[19]. Raz w Purim zorganizowali wielką uroczystość z udziałem chóru, który wykonał melodie chasydzkie pod kierunkiem chasyda Mudzecha, reb Reuwena Finkelsztajna. Uczniowie recytowali na pamięć wiele stron z Szas[20] przy akompaniamencie pilpul[21] i ja, najmłodszy w grupie, wygłosiłem przemówienie powitalne. W uroczystości wzięli wówczas udział prawie wszyscy Żydzi z miasta, na czele z najważniejszymi obywatelami. Długo wspominaliśmy tamte dni Purim[22].
Gdy uczenie w grupach dobiegło końca i bejt ha-midrasz zaczął się opróżniać, wybitni uczeni, jeden po drugim zajmowali swoje stałe miejsca: reb Awrum Icchok Goldman, uczący przesiąkniętych tęsknotą melodii oddając się całym sercem; rzeźnicy: reb Icze, reb Welwel, mój ojciec reb Jehoszua, mój wujek reb Szlojme Stanislawski, bracia reb Izrael Jankew i Mojsze Lipa Korngold oraz studenci jesziwy Cadok Perlmuter, Henech Rojtfarb, Josef Gelibter oraz inni, którzy studiowali dzienną stronę Gemary.
Chłopcy z bejt ha-midraszu również nie byli leniwi i uczyli się do późna w nocy. Wymienię kilku z nich: syna reb Icze Mote Rozenberga, Awruma Mojsze Jehoszela był kwiatem młodych studentów w Rykach, mojego przyjaciela Meiera, braci Mordechaja i Edela Korngoldów. Pierwszy z braci bardzo chciał wyjechać do ziemi Izraela i zaliczył hachszarę[23] w młodzieżowym kibucu Agudat Israel[24]. Mojszele, syn chasydzkiego rabina Ryk, Noty Romera i jego brata Meiera, obaj bardzo utalentowani, regularnie zaangażowani w YIWO[25] w Wilnie; Mendel Hinder i jego brat Pejsach, którzy opłacili podróż do ziemi Izraela i tam dotarli; Jisaschar Sztamfater, który chciał bardzo ze mną wyjechać, ale nie mógł zostawić swojej chorej matki; Chaim Apozdower, syn rzeźnika Tamy, który przygotowywał dla nas uczty we wszystkie dni świąteczne; bracia: Chaim Gerszon i Henech Apfelker. Ten ostatni był już na granicy, w drodze do Izraela, gdy wybuchła wojna i wszyscy zostali zawróceni; Nechemje i Mojsze Lerner, jego najbliżsi przyjaciele. Nechemje przeszedł ze mną przez haszharę, ale niestety został powołany do wojska polskiego. Słyszałem, że na początku wojny został ranny i pozostał ze wszystkimi.
Mojsze wyemigrował razem ze mną. Razem przeszliśmy ciężką próbę niebezpiecznej nielegalnej podróży statkiem, jak to się wtedy nazywało. Płynęliśmy po morzu przez około dwa miesiące, zanim dotarliśmy do ziemi Izraela. (Opisać dokładniej tę podróż i sposób, w jaki Anglicy potraktowali nas, zanim nas złapali, to osobna historia). Przeszliśmy przez wszystkie najgorsze boleści asymilacji. Bardzo głodni chleba i wszystkiego razem. W krótkim czasie on zachorował i zmarł w szpitalu „Hadasa” na Har Hacofim[26]. Jego nagrobek na Górze Oliwnej stoi do dziś. Jordańczycy nie zdążyli, go zbezcześcić.
Kocki sztybel nie wyróżniał się dużą liczbą modlących się ludzi, ale swoją jakością wyróżniał się na tle innych. W każdą sobotę zgodnie ze zwyczajem kockich chasydów urządzali kidusz i popijali trochę gorzałki. Żona reb Menachema z dumą podawała swoje wyroby, swój kugle[27], a Chasydzi oblizywali palce i pomiędzy słowami Tory i śpiewaniem chasydzkich melodii wysyłali swoje dzieci, aby przyniosły czulent, a reb Mojsze Lipa spacerował między wszystkimi. Tak siedzieli i śpiewali szabasowe melodie, rymując powiedzenia wielkich chasydów, aż nadszedł czas południowej modlitwy.
Pamiętam uroczystość „trzech uczt” w godzinach niedziennych i nienocnych. Podczas tych uroczystości panowała szlachetna atmosfera i skryte pragnienia, mimo że całe jedzenie, które podano, to był tylko kawałek chały ze śledziem.
Wśród kockich chasydów w Polsce byli znani byli dzięki sławnym chasydom, którzy pochodzili z Ryk, jak chasydzki reb Dawid Hejblum, znany jako Dawid Hajoker. Po śmierci ostatniego rebego z Kocka reb Josele Morgenszterna, część jego chasydów wybrała go na miejsce swojego rebego (pamiętam, że jego córka Fajge była znana, jako komunistyczna przywódczyni…).
Byli też chasydzi m.in. Reb Chaim Riker, znany wśród chasydów jako „kabalista”, który był mocno zaangażowany w tajne nauki; Reb Lejzer, reb Mejlech, o którym mówiono, że gdy odmawiał „Szema Izrael”, słychać było go w całym mieście niczym dźwięk szofaru, od którego drżało serce.
Dom parysowski
Parysowski ród chasydzki był największym w naszym mieście. Chasydzi, którzy jeździli do miejsc innych chasydzkich rebów, nie żyli ze sobą w wielkiej przyjaźni. Ich chłopcy nie uczyli się razem ze wszystkimi w bejt ha-midraszu, tylko w swoim sztyblu. Wczesnym rankiem można było zobaczyć kilku z nich, jak Dovida Morela i innych, spieszących do domu jednego z czczonych rebów Herszla Halperna, aby wspólnie wypić kawę, rytuał, którego inni chasydzi nienawidzili.
Zmarły rabin, reb Judl Fajfer pochodził z paryskich chasydów. Również ojciec mojej babki reb Levi Szymon Morel (Feker), który przepisywał Torę, która znajduje się dziś w kibucu Saad w ich wspaniałej synagodze.
Pamiętam chasydów Izraela Judensznajdera, rodzinę Gothelfów, cztery pokolenia: Izraela-Dawida, jego syna Mojżesza, jego wnuka Becalela jego prawnuka Josefa. Jechiel Gothelf i jego syn Issachar, który złamał tradycję i uczył się w bejt ha-midraszu.
Kiedy pewnego razu rebe z Parysowa potrzebował pojechać do Ryk, to chasydzi pożyczyli od polskiego dziedzica powóz i wyjechali naprzeciwko, aby go przywitać na skrzyżowaniu. Rebe wsiadł do wspaniałego powozu i cała świta wjechała do miasta wśród wielkiego przepychu i chwały.
To było w piątek i przez cały dzień napływał do Ryk strumień pasażerów autobusami i samochodami, aby być blisko tisza[28] rebego podczas szabasu.
Domy modlitwy chasydów z Kozienic
Chasydzi z Kozienic mieli dwie sale modlitewne, jedna znajdowała się u bibliotekarza Aszera Ajnbindera, w której modlili się starsi chasydzi, jak reb Bunam Klug, reb Lejbisz, reb Elimejlech Lederhandler, który był jednym z uczących się w beit-midraszu, mój wujek Aszer Rzeźnik, i inni. Drugi dom modlitewny w Kozienicach znajdował się u Nachuma Lichtensztajna, który całą duszą był oddany Rebemu Arele.
Kiedy rebe przybywał do Ryk, a zdarzało się to bardzo często, jego chasydzi zbierali się wokół niego, a wśród nich również baale teszuwa[29], którzy towarzyszyli rebemu do jego mieszkania, a stamtąd szli na modlitwę. Organizowano uczty z pieczonymi kaczkami, które kobiety z oburzeniem ofiarowywały jako odkupienie. Uroczystość trwała aż do ostatniego patrolu nocnej straży. Miało miejsce także donośne uderzenie jego świętą dłonią w policzki. Jego chasydzi mocno wierzyli, że ktokolwiek otrzyma takie błogosławieństwo od rebego, zostanie uratowany od nieszczęścia. Wśród modlących się były obecne także tak szanowane osoby, jak Fajwel Lerner z synami Reuvenem, Judelem i innymi.
Chasydzi Ger[30]
W ostatnich latach przed zagładą założono sztybel Ger. Skupiali się tu najlepsi uczniowie z jesziwy w Rykach. To miejsce przyciągało także chłopców z beit ha-midraszu. Wśród uczniów byli tacy, którzy umieli niguny. A kiedy modrzycki chasyd Reuwen Finkelsztajn wrócił po Strasznych Dniach lub po „tygodniach Otwocka” i przyniósł nową melodię, którą usłyszał, zbierała się cała grupa i uczyła się od niego tych nowych, imponujących melodii.
Chasydzi z (?)[31] modlili się u szojcheta reb Izraela Zewa Rosfora. U drugiego szojcheta reb Icze Apozdowera, który sam był radzyńskim chasydem, zbierali się różni chasydzi, którzy byli osamotnieni w mieście, chasydzi aleksandryjscy, wareccy i inni. Modlił się tam także reb Icze Mote Rozenberg z czcigodnych chasydów z Parczewa.
Chasydzi z Sokołowa modlili się w domu rabina Mosze Wajsfisza. Był też minjan[32] z rabinem Żelechowa, który wyróżniał się modlitwą na Rosz ha-Szana i Jom Kippur, że chodził dookoła aron ha-kodesz[33] w bejt ha-midraszu. Na czele swoich chasydów chodził ze śpiewem na Taszlich[34].
Ludzie Mizrachi modlili się w swoim minjanie. Wśród nich był drogi i życzliwy Żyd Aaron Hersznberg, który prowadził kasę pożyczkową i dzięki niemu nie tylko ci, którzy należeli do Mizrachi, mogli otrzymać pożyczkę bez odsetek. W tym minjanie modlił się także mój szwagier Chaim Goldberg, mąż mojej starszej siostry Perel. Minjan znajdował się także w domu starego chasyda Simchy Bunema Wolfa. Modlili się tam Żydzi z okolicy, m.in. reb Lejbele Szulman z synami, jego szwagier Jechiel, mój brat cioteczny Mojsze i inni. Wyjątkowa sala modlitewna znajdowała się u reb Meira Fisztajna, prostego Żyda, bohatera miasta (słyszałem, że ten człowiek był pierwszą ofiarą w naszym miasteczku). Pamiętam radosne zakończenie przepisywania zwoju Tory, które miało miejsce w tym minjanie, celebrowane przez tych prostych, ciężko pracujących Żydów. Uwolnili się od cielesności, zapomnieli o swoim ciężkim życiu, tańczyli i śpiewali przez kilka dni.
Ludzie z Agudat Israel
Wybitnymi osobistościami w Agudat Israel byli Mojsze Wajsfisz i reb Lejbisz Borensztajn. Młodzież Agudat Israel składała się głównie z pobożnych chłopców. Ich przywódcą za moich czasów był reb Cadok Perlmuter, wielki uczeń jesziwy, talmid chacham[35]. W ostatnich latach prowadził religijną szkołę podstawową w mieście Końskie. Jojsef Glifter, znakomity mówca, przez wiele lat był przewodniczącym młodzieży Agudat Israel; Lipa Wajsfisz, dziennikarz gazety Agudat Israel „Dos Jidisze Togbłat”[36] znany przedsiębiorca; Jakow Spektor, pobożny chłopiec, jeden z najlepszych w bejt ha-midraszu; Issachar Gothelf, Notel Fajfer, Mojszele Goldberg, syn chasydzkiego rabina z Żelechova, Jerachmiel Zylberberg i inni.
Dziewczęta z Agudat Israel
W czasie, gdy w naszym mieście powstał Beis Jaakov, dziewczęta również zaczęły się organizować. Aktywnymi wśród nich były: Zlatka Lederhandler, Goldman, Powroźnik Menucha, moja siostra Perel i Miriam, siostry Waserman.
Najmłodsze dziewczynki, które ukończyły Beis Jaakov, nazywano „Batie”. Część z nich kontynuowała naukę w Beis Jaakov w innych miastach, np. Chana Kirszenbojm, Nechama Mendelbojm, Lipski. W tej organizacji były też i starsze: Chana Puterman,Rosfor i inne.
Na koniec wspomnę moich przyjaciół z ostatnich dni przed moim wyjazdem z Ryk: Rywkele Lerner, Idel Szulman, Chańcia Gruszkiewicz i jej brat Bencyjon, mój kuzyn Jicchok Rzeźnik, Bencyjon Ratholc oraz moi wujkowie i ciotki: Liba i Awrum Apozdower, Perl i Mejlech Winograd, Malke i Menasze Goldman, Oszer i Ester Rzeźnik.
|
|
Postacie, o których tu wspomniałem, to tylko garstka z dużej liczby wykształconych i szlachetnych ludzi, którzy żyli i działali w Rykach w ostatnim pokoleniu i którzy mieli wpływ na większość mieszkańców miasta. Zapisałem tylko niewielką część z ich historii życia, które były głębokie i bardzo bogate. Trzeba by wiele, wiele się uczyć o ich losów, łącznie z ich codziennymi rozmowami itp. Przez wszystkie dni Tora osładzała im gorycz życia. W znaczeniu, że „Gdyby Twoje Prawo nie było moją rozkoszą, byłbym już zginął w mej nędzy”[37]. Uczyli się mądrości Tory, którą zdobywali w chederach i jesziwach. W naszym mieście nie nazywano znawcami Tory, dopóki nie byli znawcami Szas czy poskim[38]. Nawet ci, którzy nie byli obdarzeni zdolnościami, i tak umieli się uczyć. W szabaty i święta oraz w każdym wolnym czasie można było ich spotkać siedzących po kątach, w swoich domach lub w bejt ha-midraszu, czytających święte księgi lub studiujących w „Żródło Jaakova”. Ani praca, ani inna działalność zarobkowa, ani inne potrzeby społeczne, nie mogły ich zmusić do tego, aby nie poświęcać wystarczającej ilości sił fizycznych i umysłowych na studiowanie Tory.
|
|
Przypisy i objaśnienia:
Mojsze Lederhendler
Z hebrajskiego na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla
Moje wspomnienia z lat nauki w Rykach są w większości miłe,pełne uroku.
|
Fala uczuć mnie ogarnia,kiedy upamiętniam moich nauczycieli i rabinów,moich rodziców oraz całą moją rodzinę,która pozostanie głęboko w moim sercu na wieki.Moi nauczyciele byli ludźmi innego pokolenia.Posiadali wiele dobrych cech,poczucie odpowiedzialności i pragnienie pomocy bliżniemu.Moja matka pomimo,pomimo sprawowania opieki nad dziećmi,zawsze znalazła czas na dobroczynność.Umiała wspomóc dobrym słowem,stworzyć dobrą i spokojną atmosferę.Mój ojciec był człowiekiem skromnym o wspaniałych cechach i pogodnym usposobieniu.Jego dobrotliwość przejawiała się nie tylko w zyczyliwości ale także był pomocna dłonią dla każdego.Nigdy nie krytykował i dlatego każdy kto z nim miał kontakt,to go polubił.
Nie tylko umysłem,ale i całym sobą pogrążony byłem w Gemarze.Oczyma czytałem, ale myślami odpływałem w dal.Z mełamedów uczących dzieci wiekszość dzieci miasteczka tamtego pokolenia, ,który polewał im wodę na ręce[2] pamiętam reb Jankewa Szolema,dobrego Żyda.Człowiek przyjazny ludziom i przez nas uwielbiany.Otworzył przed nami świat Talmudu.Był znakomitym uczonym,znawcą Miszny Szas[3] i jego wykładowców, a także ksiąg Kabały,etyki i chasydyzmu.
Wykładał wszystko z pamięci ,a kiedy miał dobry humor,to cytował i tłumaczył nam rozdziały z Zoharu.[4]
Reb Jankew-Szolem był przyjacielem gaona[5], wielkiego znawcy Talmudu z Żelechowa reb Szymelego Angela,który zasłynął w całej Polsce jako wybitny znawca Tory i chasydyzmu.W przeciwieństwie do niego reb Jankew-Szolem usunąl sie w cień,wyrzekł się lepszego bytu i oddał się całkowicie pracy z uczniami.
Był naprawdę pokornym i z tej pokory stworzył nowe źródło pogłębiania.Jego niespotykana dobroć,jego ogromne serce działało na studentów jak orzeźwiająca rosa.Utkwiły mi w pamięci niezliczone godziny,kiedy ze mną przesiadywał w szabasy po nauce z rozdziałami Avot .[6] Dostrzegłem jego szlachetną duszę i to on odkrył mi źródła Tory i mądrości,poszerzył moje horyzonty.Nauczył mnie dociekania,analizy,eksperymentowania i badania.Miał niespotykany styl nauczania materiału.Temat i cały wykład był dobrze dostosowane i wszystko co tłumaczył było wyważone tak,aby wnosiło światło i życie do wybranej sugi[7],aby do niej pasowało i ją objaśniało.
Reb Jankew-Szolem był zięciem Izraela-Dawida Hagodla i tak jakby był na garnuszku u swojego teścia.Chociaż przez całe swoje życie żył biednie i w niedostatku to nigdy nie narzekał.Sensem studiowania Tory-jest samo jej studiowanie, zgłębianie jej wszystkich duchowych myśli.To stanowi fundament i podstawową siłą napędową.
My uczniowie czuliśmy to ciepło i miłość,które promieniowały z jego osobowości.Z przyjemnością słuchaliśmy jego lekcji i w sercach czuliśmy duchowne ubogacanie.
Niechaj te słowa posłużą jako wspomnienie tego czarującego człowieka.
Przypisy
[Strona 164]
Rafael Lederman
Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla
|
|
Nie udało mi się znaleźć dokumentów,z których byśmy się mogli dowiedzieć kiedy powstała gmina żydowska w Rykach.Ale należy przypuszczać,że według wszelkiego prawdopodobieństwa w Rykach,tak jak i w innych miastach lubelszczyzny gmina żydowska już musiała istnieć w jedenastym stuleciu.Należy pamiętać,że Ryki były miastem w którym zawsze zamieszkiwało 90 procent żydowskiego obywatelstwa.
Żydowskie obywatelstwo w Rykach złożone było z kupców,rzemieślników -przeważnie szewców,krawców, stolarzy i kowali.Duża liczba zajmowała się handlem domokrążnym.Najważniejszym dniem był czwartek,który był dniem targowym.Ryckie targi cieszyły się powodzeniem prawie na połowę Polski.
Od wczesnego rana czuło się w miasteczku,że nadszedł dzień targowy.Żydzi już wcześnie rano szli pomodlić się do bejt-midraszu aby przygotować się na ten dzień.W tym czasie z okolicznych miasteczek zjeżdżali się handlarze na wyładowanych furach zaprzężonych w parę koni.Z wielkim hałasem wjeżdżali na rynek.Ze wszystkich stron schodzili się chłopi z okolicznych wsi,niosąc owoce swojej rolniczej pracy.Każdy żydowski sklepik przemieniał się w tym dniu w małą knajpkę,gdzie chłopi mogli się najeść i wypić kieliszek gorzałki.Szynki w czwartek pękały w szwach i wielu pijanych chłopów przewracało się po rynku.Żydowscy kupcy,maklerzy obchodzili furmankę po furmance.Obmacywali worki i kupowali a to kukurydzę,pszenicę czy kartofle,cebulę, masło czy jajka.Na każdym towarze można było coś zarobić.
Jeżeli jakiś obcy by tego dnia znalazł sie w miasteczku to by pomyślał,że to miasto mlekiem i miodem płynące.Rynek był przepełniony ogromną ilością zboża i innymi towarami.
Wyjątkowo wielkie były jarmarki przed Pesachem.A to dlatego,że w tygodniach przed Wielkanocą,chrześcijanie nie jedli mięsa i wtedy dużo Żydów brało się za handel śledziami.Konkurecja była duża,ale Żydom starczyły i małe zarobki.Ożywiał się także i handel wapnem.Ale i tak mimo wszystko często słyszało się wzdychania,skąd wziąć pieniądze na Święta.Wyglądało to tak,że Żydzi w Rykach nie liczyli się z powszednim dniem,żywiąc się czymkolwiek,aby tylko napełnić żołądek ale za to nie chcieli zepsuć złym jedzeniem szabasu.Przez całe życie ciężko pracowali aby zawsze mogli przywitać dostojnie to Święto.
Żydzi,którzy stanowili 90 % ze wszystkich mieszkańców,mieszkali przeważnie w centrum miasta,dookoła rynku,a Polacy mieszkali na przedmieściach,nad stawami dookoła pastwisk a także wzdłuż ulicy Warszawskiej.Możemy powiedzieć,że Ryki były miastem żydowskim.
Ryki nie mogą się pochlubić żadnymi wielkimi osobistościami.Ale każdy Żyd posiadał swoją własną wartość dzięki dobrym własnościom,które w sobie wypracował a także przez ciężką pracę aby utrzymać całą rodzinę.
Domokrążni kupcy,którzy handlowali z chłopami i chodzili od wioski do wioski,w lecie i w zimie przebywając daleko od domu i żydowskiego środowiska nigdy ani na chwilę nie tracili swojego żydowskiego charakteru i nie stracili więzów z żydowskim narodem,żydowską wiarą.Utrzymywali je do końca,byli jej wierni w najtrudniejszych warunkach w czasie wędrówki wśród gojów.
W Rykach byli również rzemieślnicy:szewcy,krawcy,którzy ciężko pracowali cały tydzień,przygotowywując swoje wyroby na czwartkowy targ,kiedy to chłopi z okolicznych wiosek przywozili swoje towary i nakupowali inne w sklepach żydowskich.
W dzień targowy Żydzi wystawiali swoje stragany z różnymi towarami a chłopi myśleli,że Żydzi są bogaci i mają wielkie majątki.Wszystko co oko widzi to serce raczy.Było im trudno zrozumieć.że chociaż stragan był pełen ładnych towarów to w rzeczywistości ich właścicielom ledwie starczało pieniędzy na przeżycie dnia.
Kiedy wyjeżdżałem z miasta w 1926 roku nie myślałem,że będzie w straszny sposób zgładzone.Dzień i noc myślę o tamtych wszystkich ludziach.których pozostawiliśmy w miasteczku.Serce mi się ściska cierpieniem kiedy myślę o strasznej śmierci naszych męczenników dzieci,młodzieży i dorosłych z którymi przeżyłem tyle lat.Dzieliliśmy radości i kłopoty.Razem pobieraliśmy żydowskie i świeckie nauki.Razem walczyliśmy o przyjemniejsze życie,cierpieliśmy i wierzyliśmy w lepsze czasy.
Nie ma już więcej żydowskich Ryk.
Czuję okropny ból kiedy muszę opisywać tą okrutną śmierć.Usta szepczą cicho słowa z Ejchy:
Strumienie wód płyna z oczu moich,dla skruszenia córki ludu mojego
Oczy moje płyną bez przystanku,przeto,że nie masz żadnej ulgi.
Dlatego niech pozostaną nasze zapiski nie tylko jako wyraz płaczu ale jako pieśń pochwalną na pamięć dawnych żydowskich Ryk.Pieśń naszego dawnego życia,którą śpiewali nasi ojcowie i dzieci pełym sercem i duszą i niech łączy się z nową pieśnią (Izraela).Bo przecież prawo o zmianie jednej energi w drugą odnajdujemy już w dawnych dziejach.
Jasny cel i zapał żydowskich pokoleń w mieście jest materiałem zapalnym z którego brali siłę do marzeń i próbowali je osiągnąć i bili się za wyzwolenie żydowskie,za lepszy świat.Z taką samą siłą broni się z wielkim bohaterstwem także państwo żydowskie.
Cheder
W życiu każdego żydowskiego chłopca w Rykach największą rolę odgrywał cheder.Pamiętam jak zaraz po śmierci dziadka,mama przebudziła mnie dość wcześnie rano i powiedziała,że od dzisiaj zacznę chodzić do chederu.Strasznie mi się nie chciało i wybuchnąłem płaczem,bo wiedziałem,że w chederze jest rebe,który bije.I chociaż miałem wtedy tylko trzy lata to wiedziałem,że to nic nie pomoże że i tak będę musiał tam pójść.
Mój wujek Szlojme wziął mnie na ręce i odniósł do chederu.Mamusia nas odprowadzała z płaczem.Nie wiedziałem dlaczego płacze aż dopiero później sobie uprzytomniłem,że byłem sierotą i że nie miałem taty.Wtedy zrozumiałem płacz matki.Kiedy wszedłem do chederu,ogarnęło mnie ludzkie ciepło i hałas dzieci,które mnie natychmiast obstąpiły.Mały i chudy mełamed spojrzał na mnie łagodnymi oczyma.Jego głos był również łagodny.Powiedział do mnie:Choć Rafaelu.Będziesz studiował Torę by być dobrym Żydem
Mój pierwszy mełamed nazywał się Mojsze Boberniker.Cheder znajdował się w małym pokoju w którym uczyło się około 20 dzieci.Wszyscy siedzieli na podłodze tylko mełamed siedział na popsutym taborecie.Uczył się razem z nami na głos a jednocześnie pilnował abyśmy do siebie nie szturchali.
W pokoju stał również długi stół w takim samym stanie jak ten popsuty taboret.Tak samo wyglądały i dwa łóżka.W ścianie było wybita wnęka na kuchnię.Stał tu jeszcze kufer ukrywający w sobie tę trochę biedy.W rogu ,przy wyjściu stało wiadro z wodą a nad nim wisiał dzbanek.Wszystkie dzieci piły z tego samego dzbanka.
Mojsze Boberniker był złotym człowiekiem.Nie podnosił ręki na dzieci.U niego uczyłem się półtora roku.Potem moja mama poradziła się z wujkiem Szlojme i zdecydowano,że pójdę się uczyć do Mojszego Czajnikiera.W połowie Pesachu przyszedł do nas Żyd w rozdartej kapocie,która była kiedyś jedwabna ,miał okropną brodę i smutną twarz.Mam go posadziła i ugościła szklanką herbaty.Po kilku łykach popatrzył na mamę i powiedział: Szosze,mówi się,że masz chłopaka z głową.Może go poślesz do mnie.Mama się zaczerwieniła i odpowiedziała:Właśnie teraz o tym mówiłam reb.Mojsze.Ale przecież wiecie,że nie jestem zbyt bogata.Powiedzcie mi ile to będzie kosztowało.Jest dobrym chłopcem i będziecie mieli z nim lekką pracę..
Podsłuchiwałem całą tę rozmowę i pomyślałem jakby to było dobrze bawić się w moim wieku z innymi dziećmi.Mamusia odgadła moje myśli.Wiedziała,że teraz raczej bym się bawił niż chodził do chederu.Powiedziała,że dzieci żydowskie by nie miały mieć pstro w głowie i myśleć o zabawie ale się uczyć.
Mamusia w dalszym ciągu rozmawiała z rebem o moich zdolnościach.Rebe wypytywał się czy już chodziłem do chederu i czy już umiem modlić się z siduru[1]. Mama odpowiedziała,że już znam na pamięć Mode ani[2] i powiedziała odważnie,że może mnie sprawdzić aby się przekonał co umiem.Rebe przywołał mnie do siebie.Trochę się bałem tego chudego Żyda,który siedział naprzeciwko mnie.Ale nie miałem wyboru i tak zacząłem się modlić ze sidoru.Rebe wykrzyknął:Wa! Taki malutki i czyta już dobrze iwri![3]. Pogłaskał mnie po głowie i powiedział mamie,że wyrośnie ze mnie geniusz.
Na ile się z nim zgodziła to nie wiem ale już wiedziałem,że pozostanę u Mojsze Czajnikera w chederu i że koniec z zabawami na dworze.
Mojsze Czajnikier nie miał żadnego pomocnika i dlatego mama musiała mnie codziennie odprowadzać do szkoły kawałek drogi.Cheder nie był tak duży jak u Mojsze Bobernikera.Chłopcy siedzieli tutaj przy długim stole na dwóch długich ławkach.Rebe siedział na czele stołu i uczył nas hebrajskiego.Kiedy już miał tego siedzenia dosyć to chodził po pokoju tam i spowrotem pilnując każdego chłopca czy go posłucha.W ręku miał trzcinkę,na głowie jarmółkę.Kiedy podeszedł do mnie ze strachu się rozpłakałem.Dobrotliwym głosem powiedział: Czego płaczesz głupi byczku.Czy cię uderzyłem?.Przy tym się roześmiał i walnął trzciną chłopca,który siedział obok mnie i łapał muchy.Ten tylko zacisnął usta i ani nie pisknął.Nie bardzo rozumiałem,dlaczego po tym jak dostał trzciną nie płakał.W każdym razie to wpłynęło na mnie,że już nie płakałem.Poza stołem,ławkami i krzesłem rebego,przy ścianie były także łóżka.W rogu była kuchnia na której rebecen[4] gotowała jedzenie.Co chwila dokładała do piecyka z którego prosto na nas wylatywał płomień i dym.Rebe kaszlał i ze złością krzyczał na żonę a ta nie pozostawała mu dłużna i krzyczała:Bo ty tyle zarabiasz tym uczeniem!Daj mi drzewa to nie będę musiała palić słomą!.
My dzieci bardzo się cieszyliśmy kiedy oni się tak kłócili,bo wtedy nas nie pilnowali i mogliśmy robić co chcieliśmy.Na przykład grać w guziki.To jednak nie trwało długo bo rebe to szybko zauważył i odrazu wylewał na nas całą swoja złość.Raz wywołał chłopaka,ciagnął go za ucho i pokazywał:Zobacz szejgec,to robi mojde[5].Jeżeli chłopak potrafił powtórzyć po hebrajsku to było jeszcze pół biedy.Aj-waj - to by było gdyby nie umiał powtórzyć!.Kiedy wywołał mnie,a ja zacząłem mówić płynnie po hebrajsku,przechodził mu gniew a na jego twarzy pojawiał się uśmiech.
Do chederu chodziło się wcześnie rano a wracało do domu kiedy było już dosyć ciemno.W zimie każdy chłopiec nosił ze sobą lampę,czy to blaszaną czy z papieru w której był świeczka.Przyświecał sobie po drodze do domu.Za mojego dzieciństwa jeszcze nie było elektryczności.
Przychodził do nas często wujek Szlojme.Wypytywał mnie z tygodniowych wersów.Moja biedna matka cieszyła się i była dumna z moich wiadomości.Przez jakiś czas byłem w chederze prymusem.Rebe był zadowolony,że rozumiem to czego nas uczył.Dlatego nigdy na mnie nie krzyczał i mnie nie bił.Dawał mnie za przykład pozostałym.
Z czasem się zmieniłem.Wygrała moja dziecinna powaga i wielka chęć do zabaw.Chłopcy nauczyli mnie robić papierowe gołębie i bardzo lubiłem się nimi bawić.Oczywiście to miało wpływ na moją naukę i rebe się z tego powodu wściekał i częstował ciosami w głowę.Nie bardzo to skutkowało.Potem zaczęliśmy grać w guziki i ta gra nas całkowicie pochłaniała.
Skąd mieliśmy guziki? Bardzo proste.Gdzie tylko widziało się ubranie tam się guziki obrywało.W tym był najlepszy Icchok-Izrael Eideles,którego rodzice handlowali wyrobami mlecznymi.Został moim najlepszym kolegą ponieważ pomagałem mu w nauce a on zawsze coś przynosił do chederu.Miał zawsze dobre rzeczy:bajgełe z masłem,rogal,orzechy albo cukierki.W domu takich rzeczy nie widziałem i były one dla mnie najcenniejszymi na świecie.Od mamy dostawałem kawałek suchego chleba z rzodkiewką i to miało dla mnie smak pierników.
Smakołyki od Izaaka-Izraela miały rajski smak.To,że mi dawał je spróbować znaczyło że traktował mnie wyjątkowo.Bo jeżeli ktoś inny prosił go aby mu coś dał odpowiadał:Dostaniesz figę!.
W chederze był chłopiec Awrum Blacharz bo jego ojciec był blacharzem. Wymyślał wszystkim przezwiska.Jeżeli któryś bał się psa czy kota nazywał go rzadką kaszą.Chłopca,którego ojciec chodził prosić po domach nazwał żebrakiem.Szlojmę Rzeźnika nazwał bokserem,dlatego,że bił inne dzieci i miał ciężką głowę do nauki.Kiedy już nauczyłem się Chumesz [6], on ledwie co umiał się modlić.Kilka lat później mnie dogonił i rebe posadził go obok mnie abym mu pomagał.A za to Szlojme dawał mi zawsze jakieś smakołyki.Najlepszym było soczyste jabłko czy gruszka .Czasami było to coś innego do jedzenia.Chłopcy patrzyli na to z zazdrością ,ale mnie to nie przeszkadzało bo czym więcej oni zazdrościli tym więcej on przynosił mi smakołyków.
Pewnego razu rebe zauważył jak łapię muchy i rozzłoszczony zaczął mnie bić krzycząc:Młodzieniec z tak szlachetną głową robi takie głupstwa z muchami i gołębiami! A temu chłopcu wtedy było chyba 5 lat .W chederze było by dobrze,gdyby nie ta trzcinka.Nauka szła mi lekko.Już po kilku pierwszych tygodniach u Mojsze Czajnikera umiałem dobrze Chumesz.Więcej od niego już nie mogłem się nauczyć.Chodziłem do jego chederu cztery semestry.
W końcu przyszedł czas na studiowanie Gemary i zaczęto szukać dla mnie lepszego nauczyciela.Nauczyciele Gemary byli bardzo drodzy a moja matka nie mogła tyle płacić i dlatego zdecydowała się mnie posłać do Izachara Naczelnika.Nie bardzo mi to pasowało i bardzo się rozpłakałem, ale matka mi wytłumaczyła,że jest on najtańszym mełamedem.
Cheder Jojsefa Czajnikera wtedy wydawał się mi być rajskim ogrodem,pałacem.A to dlatego,że do wszystkiego byłem tam przyzwyczajony.Nie bałem się już jego krzyków ani nawet tego że dostawałem trzinką.W odróżnieniu od tamtego,cheder Izachara Naczelnika mnie przerażal i jeszcze do dzisiaj czuję go w kościach.Tak samo chyba czują wszyscy,którzy przeszli jego chederem.
Izachar Naczelnik był średniego wzrostu a z ciągłego siedzenia miał mały garb.A do tego jeszcze był krótkowidzem.Bródkę miał siwą chociaż jeszcze nie był bardzo stary.
Dom w którym był cheder był bardzo mały i ciasny.Rebecynę pamiętam bardzo dobrze nazywała się Miriam wszyscy nazywali ją pucerkadlatego,że zarabiała na życie sprzątaniem mieszkań głównie przed Pesachem.Wtedy miała szczyt sezonu.Była główną żywicielką bo za zarobki za nauczanie nie mieli by co jeść.
Cały czas kiedy uczyłem się w tym chederze nie widziałem nigdy żeby rebecen była zdrowa.Ciągle chodziła z zawiązaną chustką twarzą i postękiwała.Miała ciągłe boleści zębów ale kiedy zbliżał się Pesach boleści ustępowały.
Sam rebe także był słaby.Często był chory i pamiętam jak utyskiwał. U nich w domu nigdy nie było spokoju.Byli zawsze skłóceni a tą złość rebe wylewał zawsze na nas.
Jego sposób uczenia był taki: wyłożyć lekcję przed całym chederem a potem przepytawać każdego chłopca oddzielnie.Jeżeli chłopiec pamiętał coś z tego to było jeszcze dobrze.Gorzej było z tym co miał cięższą głowę i w żaden sposób nie potrafił zapamiętać co rebe mówił.Wtedy rebe zapłonął i bródka zaczynała mu się trząść.Z oczu strzelał ogień i zawsze ze złości się strasznie rozkaszlał.Potem nie mógł wypowiedzieć ani słowa i dlatego puszczał w ruch ręce z paskiem.Nie pomagały ani skargi chłopca do rodziców.Także i moja mama często twierdziła,że chyba sobie zasłużyłem tą karę.Żaden rebe nie bije ot tak...Uczy was być dobrymi Żydami.Dla niego nie było żadnej różnicy między biednym i bogatym.Wobec wszystkich zachowywał się tak samo.Z taką samą złością.I wszyscy chłopcy tak samo go nienawidzili.
Przypisy:
|
|
JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of
the translation. The reader may wish to refer to the original material
for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.
Ryki, Poland
Yizkor Book Project
JewishGen Home Page
Copyright © 1999-2025 by JewishGen, Inc.
Updated 30 Nov 2025 by JH