« Previous Page Table of Contents Next Page »

{205}

Zgierz święci żydowskiego ducha przedsiębiorczości

A. Litwin

Z Brzezin do Zgierza jest bardzo blisko, rzut beretem. Ale jaka różnica, jaka przepaść między tymi dwoma miastami!

Ciężko się robi na duszy, kiedy człowiek widzi brudne żydowskie szopy w samym sercu schludnego miasta o jak najbardziej europejskim wyglądzie i bogatym przemyśle.

Zgierz i Tomaszów to ważne centra polskiego przemysłu tekstylnego. Zgierzanie z wyższych klas społecznych wynoszą się ponad swoich łódzkich sąsiadów. Zgierz nie goni za klientem tak jak Lódź[1]; nie wpycha nikomu swego towaru; nie buduje swej egzystencji na wekslach.

Zgierz jest u szczytu swojej kariery. Kupiec, który chce mieć dobry towar, nie może go ominąć. Musi tu przyjechać, i to z gotówką. Tylko stabilne firmy, o wieloletniej i niepokalanej reputacji mogą sobie pozwolić na przyjazd do Zgierza bez brzęczącej waluty.

W Brzezinach smutek spowija serca; Brzeziny utraciły swoja dumę, zamieniły ją na „żydowską produktywność”, karykaturę prawdziwej produktywności, która w Zgierzu wydaje się podsycać narodowe uczucia.

Zgierz to nie Brzeziny. Zgierz nie ma się czego wstydzić. Zgierz robi wyłącznie w szlachetnych materiałach, jak chrześcijańscy producenci z Białegostoku.

Zgierz jest, jak Białystok, żydowskim miastem fabrykanckim. Serce rośnie na myśl o żydowskim kapitale w Zgierzu, o żydowskim duchu przedsiębiorczości.

Jeszcze parę słów o dumie Zgierza. Zaledwie pięć – sześć lat wcześniej kapitał żydowski odgrywał w mieście bardzo podrzędna rolę. Tylko 10 % fabryk należało do Żydów. Pozostałe były w rękach – niemieckich.

Teraz Żydzi grają pierwsze skrzypce w zgierskim przemyśle. Niemieccy przemysłowcy jeden po drugim wyjechali do Niemiec. Teraz żydowscy fabrykanci stanowią 70% wszystkich przedsiębiorców.

Jest się więc z czego cieszyć. Zgierz to nie Brzeziny. Zgierz święci żydowską przedsiębiorczość. Jest jednym z głównych centrów polskiego przemysłu tekstylnego. I – jest miastem żydowskim...

Ale – gdzie są Żydzi?

Przechadzasz się ulicami Zgierza. Przyjemnie jest chodzić po zgierskich ulicach. Nie ma tu kominów w samym środku miasta, jak w Łodzi. Kontrast między bogactwem a biedą nie jest tu tak miażdżący jak w Łodzi albo w Warszawie.

Zgierz to przede wszystkim miasto rzemieślnicze. Poza kilkoma dużymi ceglanymi budynkami przy głównym placu, gdzie zatrzymuje się elektryczny tramwaj z Łodzi, większość zabudowań to małe, schludne domki rzemieślnicze. Są to najczęściej domy jednego typu: jednopiętrowe, przeznaczone dla dwóch lub trzech rodzin. Mają potężne drzwi w starym niemieckim stylu, a od frontu szeroki ganek z ławeczkami, gdzie spędza się czas po pracy. Ulice są spokojne, ciche i czyste.

Nieco dalej nie ma już drzew, które by rzucały cień. Wszędzie widać wielkie fabryki lub małe ceglane domki. Na ulicach spotyka się na każdym kroku niemieckich i polskich robotników.

Jeszcze dalej, z boku, znajduje się na pół zrujnowany, niski sztibł[2]. W oknie zauważasz postać i do uszu twoich dochodzi znajome „tak-tak... tak-tak...”. Podchodzisz bliżej i widzisz obrazek znany ci z łódzkich Bałut czy Zduńskiej Woli. To ostatni Mohikanin.

Na starym, zniszczonym krześle siedzi stary, zniszczony żydowski tkacz... Ostatni Mohikanin.

Tutaj, za synagogą, opowiadam, mieszka rabbi. Rabbi wygląda z okna na opustoszałe ulice. Wydaje się, że poza żydowską kobietą w starej, znoszonej sukni, z pomarszczoną twarzą i dłońmi, siedzącą ze swoim koszem przy zapadłej szopie oraz zgarbionym, sześćdziesięcioletnim tkaczem na prawdopodobnie stuletnim krześle, nie ma tu nikogo więcej.

Rabbi pogrążony jest w melancholijnych rozmyślaniach. Jest tu rabinem od czternastu lat. To niezbyt długo – czternaście lat. On sam nie jest jeszcze stary. Ale ileż wydarzyło się w czasie tych czternastu lat, a zwłaszcza w ostatnich pięciu czy sześciu latach!

Musi zmierzyć się z tym wywrotowym światem, który go otacza, z gąszczem pytań, które skłaniają go do rozmyślań i odbierają mu sen. Szuka odpowiedzi na te pytania w swojej bibliotece. Przerzuca strony Gemar, wczesnych i późnych komentatorów i szuka wyjścia z dżungli nowych, trudnych kwestii. Szuka, ale nie znajduje.

Dzieje się coś dziwnego. Nigdy wcześniej nie przytrafiło się to żadnemu rabbiemu żadnego miasta! Rabin Zgierza zaczął zajmować się kompletnie odmiennymi książkami. Czyta i pisze, czyta i pisze...

Nie pisze pytań i respons o prawie rozwodowym i małżeńskim; nie pisze nowel czy komentarzy na temat jednego czy drugiego mędrca. Zapisuje stronę za stroną, a pisze... o narodowym i ekonomicznym upadku narodu żydowskiego.

Nie czerpie z teoretycznych wywodów ani z wyników badań. Pisze tylko o tym, co sam widzi, czego doświadczył w ciągu poprzednich pięciu czy sześciu lat. Pisze w proroczej udręce, serdeczną krwią.

„Ja jestem tym mężem, który zaznał niedoli...”[3].

Zapisuje stronę za stroną i dochodzi do strasznego, smutnego wniosku: naród żydowski szybkim krokiem zmierza ku narodowemu i gospodarczemu bankructwu!

Takie są fakty. A książki, nowe książki dowodzą, że dzieje się to, co dziać się musi.

Dziewięć czy dziesięć lat wcześniej Żydzi żyli tu w spokoju i bez trosk. Setka żydowskich woźniców wcale nieźle zarabiała na swoje utrzymanie. Potem puszczono elektryczny tramwaj do Łodzi i z dnia na dzień życie całej setki zawisło na włosku.

Zgierz to miasto robotników. Robotnicy zarabiają niezłe pieniądze. Miejscowi Niemcy i Polacy to przyzwoici ludzie. Jedzą, piją i dobrze się prowadzą. Dzięki nim setki żydowskich rodzin ma środki do życia. Nagle nadchodzi rewolucja nowych idei. Robotnicy organizują się w kooperatywy „Szpulki”. Przyswoili sobie żydowskie umiejętności handlowe, a że sami nie są głupi, nie potrzebują już Żydów.

Także mariawici mocno zagrozili żydowskiej egzystencji. Przejrzeli oni na wskroś żydowskie interesy. Gdzież indziej mogli oni mieć tyle władzy, tyle wpływów, odnieść takie sukcesy jak tutaj? Nie było w mariawitach antysemityzmu. Odkąd zjawili się tutaj, polscy robotnicy stali się jakoś lepsi – wiodą puste życie, otwartymi oczami patrzą na ciebie i świat[4].

Nauczono się radzić sobie bez Żydów. Mariawici, jeśli chcieli zbliżyć się do polskich mas, co było głównym założeniem ich doktryny, włączali się w zakładanie „Szpulek”. Całe życie polskich robotników skoncentrowało się wokół kooperatyw. Nie było to skierowane przeciwko Żydom; niemniej zabrało im środki utrzymania i zagroziło żydowskiej egzystencji.

Co więcej, nie można było winić obcych. Los, jaki przyniosła obecna sytuacja, był gorszy od śmierci. Sprawy pogarszały się z dnia na dzień.

Zgierscy Żydzi zostali w mgnieniu oka doprowadzeni do ruiny. Każdy dzień przynosił nowe nieszczęścia. Starzy i młodzi musieli sięgnąć po laski, by nie umrzeć z głodu.

Także rzemieślnikom zajrzało w oczy bankructwo. Utrzymało się tylko kilka małych sklepików i stoisk, na pamiątkę upadku[5]. I to nie miało potrwać długo – już nazajutrz i ci mieli zostać ofiarami.

Pozostał tylko jeden Żyd, który nie dał się zepchnąć na boczny tor ani obrabować ze swoich ludzkich i obywatelskich praw przez elektryczny tramwaj, „Szpulkę” czy mariawitów.

To stary tkacz. On, który miał swój udział w budowaniu i tworzeniu zgierskiego kapitału, zgierskiego bogactwa i potęgi, nie zostawi tego miasta w żadnych okolicznościach.

Pojawił się jednak pewien żydowski przedsiębiorca i wysadził z siodła ostatniego Żyda, który miał w Zgierzu pełne prawa. Własnego brata...

Tu właśnie zgierski rabbi zaczął się gubić w swoich rozmyślaniach. Jako rabin powinien był chwalić zasługi swojego narodu. Jako Żyd musiał cieszyć się, że Zgierz jeszcze raz staje się miastem żydowskim, z potężnymi żydowskimi przedsiębiorcami.

Ale – jak może być żydowskie miasto, w którym nie ma już Żydów? Jak można się cieszyć z powodzenia tych, których sukces jest gwoździem do trumny dla ich żydowskich współbraci? Którzy są dla swych biednych braci nie mniej okrutni niż mariawici, „Szpulka”, księża?

Wszystkie te pytania połączyły się w umyśle rabbiego w jedną wielką, straszną wątpliwość: czy naród żydowski przetrwa?

Uzbrojony w masy nowych książek, które jako duchowy przywódca ludu od czasu do czasu przegląda w poszukiwaniu odpowiedzi na pytania, jakie niosą nowe czasy, czuł się zobowiązany rozwiązać tę kwestię. Wiedział, że w każdym narodzie istnieją klasy, których interesy są sprzeczne. Wiedział jednak także, że są również interesy, które jednoczą owe walczące ze sobą klasy i partie.

Widział na przykład, że naród polski różni się niemal całkowicie od Żydów. Są między Polakami różnice i tarcia: narodowcy, postępowcy, księża, socjaliści. Walcząc ze sobą nawzajem, każda z tych partii pragnie przyciągnąć do siebie masy. To znaczy, że każda docenia siłę ludu, poważa go i potrzebuje, czy to z powodów czysto politycznych, czy po to, aby działać wraz z ludem i dla ludu. Stronnictwa edukują masy, starają się je organizować i pokazują im nowe formy życia.

Ludzie żyją swoim życiem, powoli przyswajają sobie kulturę, wzmacnia się ich sytuacja ekonomiczna, pomiędzy poszczególnymi grupami społecznymi budowane są mosty, które wreszcie łączą cały naród.

Rabin próbuje dostrzec ślady takiej jedności wśród ludu żydowskiego. Ale nie znajduje. Jest wręcz przeciwnie! Każdy troszczy się tylko o siebie. Ludzie oddalają się od siebie. Uciekają od siebie. Jeśli cokolwiek ich łączy, to jest to generalna obojętność na los żydowskich mas. I nie ma na to lepszego przykładu niż Zgierz.

Oczy rabbiego zwracają się ku zaproszeniu, które właśnie otrzymał. Jeszcze raz przebiega wzrokiem przez pismo i serce jego ściska gwałtowny ból.

Oto zapraszają go. Ma wygłosić kazanie na temat „umacniania wiary”. Wybrano go, aby poprowadził „poświęcenie” organizacji. Organizacja „wspierających wiarę” założona została przez żydowskich ortodoksyjnych przedsiębiorców zgierskich. Wznieśli oni w Zgierzu jesziwę. Wspierają kilkudziesięciu młodych studentów. Wiara jest przedmiotem ich troski – aby nie nastąpił, Boże broń, upadek religii.

Poszedł na poświęcenie organizacji i wygłosił dla niej kazanie. Nie mówił jednak o umacnianiu religii – nie! Przeczytał fragment aktu oskarżenia. Pokazał im gorszą destrukcję niż destrukcja religii. Pokazał im destrukcję narodu. W ciemnych, strasznych barwach. Chciał wzniecić w ich sercach iskry miłości i współczucia dla własnego ludu.

Kiedy skończył, przez salę przeszły chłodne, gniewne szepty.

Uszy jego wychwyciły słowa: „Rabin miesza się w rzeczy, które do niego nie należą”. Rabin powinien mówić o „umacnianiu wiary” – dlaczego wtrąca się w nie swoje sprawy?

Odtąd rabbi już nigdy nie przemawiał. Raczej w samotne noce siadywał nad nową książką i pisał. Pisał, zgierski Jeremiasz, nową „Ejchę”, nowe „ja jestem tym mężem..”[6], pisał o upadku żydowskiego narodu.

(Z książki „Dusze Żydowskie”, tom 4, „Polska”)

« Previous Page Table of Contents Next Page »



  1. tłumacz angielski przetłumaczył to zdanie (niedosłownie): „Zgierz nie pozostaje w tyle za Łodzią, jeśli chodzi o klienta” podaje jednak także dosłowne tłumaczenie, na którym ja oparłam moją wersję (przyp. tłumacza - Z.G.). Return
  2. słowo „sztibł” oznacza tu raczej małą chatę lub szopę niż dom modlitwy Return
  3. część pierwszego wersu trzeciego rozdziału Księgi Trenów Return
  4. ten fragment jest dosyć niejasny (przyp. tłumacza - Z.G.) Return
  5. budując nowy dom zwyczajowo zostawia się fragment niepomalowany, „na pamiątkę upadku świątyni” („Zecher Lechurban”). Tu użyto tego samego wyrażenia. Return
  6. Ejcha to Księga Trenów, tradycyjnie przypisywana prorokowi Jeremiaszowi. Trzeci rozdział Ejchy, w którym autor opisuje własne doświadczenie upadku, zaczyna się słowami „Ja jestem tym mężem..”. Return


This material is made available by JewishGen, Inc. and the Yizkor Book Project for the purpose of
fulfilling our mission of disseminating information about the Holocaust and destroyed Jewish communities.
This material may not be copied, sold or bartered without JewishGen, Inc.'s permission. Rights may be reserved by the copyright holder.


JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of the translation. The reader may wish to refer to the original material for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.

  Zgierz, Poland     Yizkor Book Project     JewishGen Home Page


Yizkor Book Director, Lance Ackerfeld
This web page created by Max Heffler

Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 24 Mar 2007 by MGH