Księga Pamiątkowa Ryk

[Page 523]

Z getta do partyzantów

Szewa Fisztajn (Toronto, Kanada)

Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevski

Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla

Moje przeżycia w hitlerowskim piekle

1-szego września 1939 roku napadem Niemców na Polskę rozpoczęła się druga wojna światowa. Był to początek zagłady narodu żydowskiego. Ja i mój mąż Motek- niech pamięć jego będzie błogosławiona- przebywaliśmy poza Rykami. Przypadek sprawił, że byliśmy w majątku Osmolice. Chcę podkreślić, że majątek Osmolice miał dla nas szczególne znaczenie. Los chciał, by koniec wojny zastał nas również w Osmolicach.

Jak to się stało, że znaleźliśmy się w Osmolicach. Mój mąż, chłopak z małego miasteczka, miał dziesięć lat, kiedy został osierocony przez ojca Lejbisza Fisztajna, zwanego „wysokim Lejbiszem”. Pozostała tylko matka Chaja-Eta, dwie siostry, Sora-Bluma i Szejndel oraz trzej bracia:żonaty już Lejzer, Frucze i Meir. Meir bardzo kochał matkę, i rozumiał, że musi zarabiać, aby pomagać rodzinie. Z pełną świadomością przejął na siebie ciężar utrzymania rodziny. Chodził od wioski do wioski, kupował worek zboża , które mełł we młynie i uzyskaną mąkę sprzedawał piekarzom. Później , będąc już nieco starszy zaczął handlować bydłem. A w końcu wziął w dzierżawę sad od bogatego właściciela majątku Osmolice, dziedzica Niedzielskiego[1]. Dziedzic bardzo lubił Motka. Właśnie w dzień wybuchu wojny byliśmy w Osmolicach.

Walka w gettcie

Kiedy wróciliśmy do Ryk, już na dobre panoszyli się tam niemieccy okupanci. Na porządku dziennym były coraz to nowe ograniczenia dla Żydów. Zamknięci w gettcie musieli nosić na rękawie białe opaski z gwiazdą Dawida. Sytuacja ekonomiczna w gettcie pogarszała się z dnia na dzień. Walka o utrzymanie się przy życiu była coraz trudniejsza.

Nasza liczna rodzina mieszkała w miasteczku Ryki od pokoleń. Każdy znał mojego ojca, Mojsze Goldesa, dobrze usytuowanego Żyda , który kochał ziemię Izrael. Już w 1932 roku kupił ziemię w Palestynie i cały czas wspierał finansowo Keren Kajemet le-Israel.[2]

Moja matka Estera-Frejdel była znana w mieście z serdeczności , uczciwości i przyjaznego stosunku do ludzi. Moje siostry:Bluma i Sora-Perla były wychowany w duchu żydowskim tak samo jak i moi dwaj bracia:Nossen i Szymon.

Niemiecka maszyna zagłady działała gorliwie i z zimnym wyrachowaniem. Wprowadzono najpierw zakaz opuszczania getta pod karą śmierci. Przydzielono kartki żywnościowe, co skazywało nas na głodowanie. W ciasnym gettcie warunki sanitarne były nie do zniesienia. Wybuchła więc epidemia tyfusu, która nie ominęła i Motela.

Kiedy brat Motela, Frucze wyszedł się z getta aby znaleźć coś do jedzenia , został zastrzelony przez patrol niemiecki. Taki sam los spotkał stryja Motela, Meiera Brezinera. Te morderstwa bardzo wstrząsnęło Motlem, który leżał przykuty do łóżka. Wtedy dał słowo, że jeżeli przeżyje tę ciężką chorobę, to nie pozwoli się odprowadzić jak bydło na rzeź a zrobi wszystko, aby zemścić się na mordercach.

W obozie pracy

Z przysięgą zemsty żył przez wszystkie dni walki z Niemcami. Nie była to ot taka reakcja, ale bardzo silne postanowienie wypływające z jego silnego charakteru i właściwej mu odwagi.

ryk525.jpg  Motel Fisztajn [10 KB]
Motel Fisztajn

Zaraz po tym jak wstał z łóżka, zaczął planować ucieczkę . Przyszedł sądny dzień, kiedy Niemcy otoczyli getto i zaczęli wypędzać Żydów. Mnie szczęście dopisało, bo kilka dni wcześniej wydostałam się poza teren getta. Motela, który tam pozostał wywieziono do obozu pracy w Stawach.

Trudne życie w lesie

Posłany przeze mnie chrześcijanin, powiadomił pracującego Motela, że jestem w lesie.

To mu dodało odwagi. Po pewnym czasie uciekł z obozu i przyszedł do mnie.

Zaczęło się nasze trudne życie lesie, pełne wielu dramatycznych przygód. Z jednej strony otoczeni byliśmy prześladującymi nas Polakami, a z drugiej strony Niemcami, którzy często przeprowadzali obławy na Żydów.

W czasie dnia nie opuszczaliśmy naszej kryjówkim wśród gęstych drzew i zaroślami.

Dopiero z nadejściem zmroku mogliśmy ostrożnie wyjść tak, aby nas nikt, nie daj Boże, nie zauważył.

ryk526.jpg  Motel Fischtein with a group of young men by a pond
 [25 KB]
Motel Fisztajn z kolegami nad stawem

Z prawej Szlomo Kojowski, Lejzer-Ber Turbiner, Becalel Borensztein,
Natan Kurcgan, Natan Kojowski, Szlomo-Dawid Turbiner,
Chaim Zalcberg, Ben-Cijon Rothalc, Mates

Najgorzej było w dni deszczowe, kiedy padało bez przerwy przez osiem a nawet dziesięć dni. Leżeliśmy wtedy w kałużach wody. W nocy Motel wychodził z lasu, podczołgiwał się do pobliskiej wsi prosząc chłopów o jedzenie. Bardzo ryzykował, gdyż okoliczni chłopi często donosili Niemcom o ukrywających się Żydach. Czasem Motel musiał straszyć chłopów, że jest partyzantem i siłą zabierał im jedzenie.

Spotkanie z siostrami i bratem

Leżąc całymi dniami w lesie, odcięci od świata, myśleliśmy tylko o naszych rodzinach. Nie wiedziliśmy co stało się z Żydami z naszego miasta. Baliśmy się rozmawiać i poruszać, aby nie zwrócić czyjejś uwagi. Porozumiewaliśmy się na migi, bo doskonale znaliśmy nasze myśli.

Pewnego wieczoru leżąc w lesie, zmartwieni i świadomi niebezpieczeństwa, jakie nam grozi i nie wiedząc, co się za chwilę stanie-usłyszeliśmy przybliżające się do naszej kryjówki kroki. Było je słychać coraz bliżej. Przyłożyliśmy ucho do ziemi i poznaliśmy, że to grupa ludzi.

Serca zaczęły nam bić coraz mocniej: oto nadchodzi nasz koniec.... Wstrzymaliśmy oddech i nagle zobaczyliśmy dwie kobiety i mężczyznę. Przechodząc obok nie zauważyli nas. Poznaliśmy, że byli to byli ukrywający się w lesie Żydzi. Podkradliśmy się do nich bliżej i poznaliśmy, że te dwie kobiety to moje siostry a mężczyzna to mój brat Nosse(Natan).

Zapanowała radość i smutek trudne do opisania. Dławił nas płacz, nie wiedzieliśmy, co mamy począć. Chciało się nam krzyczeć z radości. Cieszyliśmy się z naszego spotkania, a równocześnie chciało nam się płakać z powodu nieszczęścia, które spotkało naszą rodzinę.

Mój brat Nossen opowiedział nam swoje okropne przeżycia w czasie wysiedlania dęblińskich Żydów. Przebywał tam w gettcie razem z innymi ryckimi Żydami. Załadowano ich do bydlęcych wagonów . Zrozumiał, że nie miał nic do stracenia i zdecydował się wyskoczyć z jadącego pociągu.

Skok mu się udał . Tułał się po lasach, aż doszedł tutaj i spotkał siostry, które słyszały, że w tym właśnie lesie ukrywam się ja z mężem.

Polacy zamordowali moje siostry i brata

Nadeszła zima z mroźnymi wiatrami i śnieżną zawieruchą. Liście opadły z drzew. Slady w głębokim śniegu mogły nas zdradzić, dlatego postanowiliśmy wyjść z lasu i ukryć się u chłopa.

Motel poszedł pierwszy do wsi, aby znaleźć kogoś, kto zgodziłby się przechować nas przez zimę. Po kilku dniach ucieszony, wrócił do lasu ucieszony, że udało mu się załatwić kryjówkę u chłopa dla mnie i dla sióstr. Natomiast on z Nossem będą musieli zostać w lesie.

Mnie pierwszą wyprowadził z lasu. Nossen został z siostrami czekając aż on wróci i pojedynczo odprowadzi je do wsi. Kiedy powrócił, nie znalazł nikogo w miejscu w którym mieli na niego czekać. Zdenerwowany zaczął ich szukać między zaroślami. Błysnęła mu okropna myśl, że musiało się stać jakieś nieszczęście.

Nie szukał długo. Wkrótce natrafił na trzy bose ciała. Zamordowali ich Polacy i ściągnęli im buty.

Dla Motla był to okropny cios, bo nigdy nic takiego nie doświadczył. Powrócił do mojej kryjówki i długo nie mógł wypowiedzieć słowa. Po wyrazie twarzy i milczeniu poznałam, że stało się coś okropnego. Zaczęłam prosić, aby mi wszystko opowiedział. Udało mi się od niego dowiedzieć, co zobaczył co przeżył.

Oboje siedzeliśmy , przygnębieni i nieszczęśliwi. Zabrakło nam łez , żeby płakać. Serce skamieniało z wielkiej boleści i smutku.

W kryjówce na strychu

Kryjówka znajdowała się na strychu opuszczonej chaty. Było tam bardzo zimno. Mróz przenikał kości, ale wiedzieliśmy, że musimy wytrzymać aby nie dać się złapać.

Bardzo pragnęliśmy żyć. Pałałyśmy chęcią zemsty. Chcieliśmy na własne oczy zobaczyć klęskę Niemców.

Nikt oprócz gospodarza nie wiedział o naszej kryjówce, ale wiedział tylko o mnie a nie o Motlu, który ze mną również przebywał na strychu. Myślał, że Motel jest w lesie u partyzantów i dlatego zgodził się mnie ukrywać. Często w nocy Motel wykradał się za jedzeniem. Wracał po cichu, aby nikt go nie zauważył.

Spotykamy grupę dywersantów rosyjskich

Przyszła wiosna 1943 i powróciliśmy do lasu. Pewnej jasnej, księżycowej nocy usłyszeliśmy huk motorów i zobaczyliśmy krążący nad lasem samolot. Nie wiedzieliśmy czy to rosyjski czy niemiecki, ale bardzo się przestraszyliśmy. Wydawało się nam, że szukają nas Niemcy. Myśleliśmy, że wymordowaniu prawie wszystkich Żydów, polują jeszcze na pozostałych, ukrywająch się w lesie. W pewnym momencie zauważyliśmy, że z samolotu skaczą na spadochronach ludzie. Jeden z nich wylądował na drzewie blisko nas. Zaplątany linkami spadochronu między gałęziami, nie mógł się sam uwolnić.

Bardzo ostrożnie przybliżyliśmy się do drzewa i ujrzeliśmy nad sobą mężczyznę w pełnym uzbrojeniu:z pistoletem maszynowym i granatami. Był półprzytomny. Pomogliśmy mu zejść z drzewa.

Wyglądał na rannego. Gałęzie zdarły mu skórę z rąk i nóg. Obwiązaliśmy mu rany i daliśmy wody. Kiedy przyszedł do siebie, przedstawił się jako dowódca pięcio osobowej rosyjskiej grupy dywersyjnej. Powiedział, że nazywa się Serkisow a, że jego zadaniem będą akcje dywersyjne na tyłach niemieckich.

Jeszcze tego samego dnia wszyscy skoczkowie spotkali się w zagajniku w którym się ukrywaliśmy. Utworzyli coś w rodzaju punktu dowodzenia, gdzie odbywali narady. Mieli mapy i radio, przez które mogli utrzymywać kontakt z Rosjanami po drugiej stronie frontu. Następnej nocy, znów usłyszeliśmy huk samolotu i znów nasze serca zaczęły bić mocno ze strachu. Kto wie, czy tym razem to nie są naprawdę Niemcy szukający dywersantów. Rosjanie uspakajali nas , że to swoi. Dowódca wystrzelił rakietę co było znakiem dla samolotu, gdzie go oczekują.

Z samolotu zaczęto zrzucać na spadochronach wielkie paki. Były w nich materiały wybuchowe. W workach zrzucano także jedzenie i ubrania.

Tak to , że naraz znaleźliśmy się w dobrze zaopatrzonej grupie partyzantów. Bardzo się z tego cieszyliśmy i polepszyło się nasze samopoczucie. Przez cały czas pobytu w lesie marzyliśmy o tym aby spotkać partyzantów i przy ich boku walczyć z Niemcami.

Rosjanie dali nam broń i wzięli Motla na przewodnika, bo stąd pochodził i znał bardzo dobrze okolicę. Od czasu do czasu zmienialiśmy miejsce postoju. W nocy Motel wraz z kilkoma partyzantami wychodził na akcje dywersyjne:wysadzać transporty, pociągi i różne obiekty wojskowe. Często również wysadzali mosty. Cały czas jednak partyzanci unikali bezpośredniego kontaktu z Niemcami oraz Polaków, którzy o ich pobycie wiedzieli.

Po okolicy krążyły wieści, że Żyd Motek z Ryk dowodzi grupą partyzantów i buszuje po wsiach ze bronią.

Partyzanci odchodzą

Przyszła zima 1943/44 i rosyjscy partyzanci nagle otrzymali rozkaz opuszczenia lasu i przemieszczenia się na inne miejsce. Zrobiło się nam smutno. Zżyliśmy się z nimi i byliśmy jedną rodziną, którą łączyły wspólne niebezpieczeństwo, ryzyko i żądza zemsty. Chcieli zabrać ze sobą Motla, ale on nie chciał mnie samą zostawić więc musieliśmy z ciężkim sercem rozstać się z nimi.

Znów zostaliśmy sami w lesie. Spadł pierwszy śnieg i z każdym dniem robiło się coraz chłodniej. Przeziębiłam się i dostałam wysokiej gorączki. W nocy Motel wziął mnie na plecy i zaniósł do Osmolic, do pałacu pana Niedzielskiego. Niedzielski z wielką ostrożnością zaprowadził mnie na strych, aby nikt nie daj Boże, nie zauważył. Miałam u niego zostać aż wyzdrowieję. Motel powiedział, że odchodzi do partyzantów, ale była to tylko wymówka, aby Niedzielski myślał, że partyzanci o mnie wiedzą.

Na prawdę na strychu zostaliśmy oboje. W nocy Motel wychodził po cichu na dwór i zakradał się spowrotem ostrożnie do domu, udając, że właśnie wraca z lasu. Ta gra nie trwała jednak długo. Pewnego razu, kiedy Motel niósł mi jedzenie na strych, Niedzielski zauważył go , ale nic nie powiedział.

Zima była ciężka. Mrozy były tak silne aż trudno było poruszać nogami. W ciągu długich dni często nie odzywaliśmy się do siebie ani jednym słowem. Pewnego dnia przyszli do Niedzielskiego w gości Niemcy. Gdyby usłyszeli choć najmniejszy szmer ze strychu, kosztowałoby to życie nasze i Niedzielskiego.

ryk533.jpg  Lodz 1945 – Motel Fischtein in a Polish officer's uniform  [17 KB]
Motel Fisztajn w mundurze polskiego oficera (pierwszy od prawej)
z ówczesnym premierem Polski Władysławem Gomółką,

komendantem Łodzi mjr.Serkiesowem, marszałkiem Polski Rolą
Zymierskim i prezydentem Polski Bolesławem Bierutem

Wyzwolenie

Nareszcie nadeszło lato 1944. Motel wrócił do lasu, a ja zostałam sama. Byłam tak osłabiona, że nie mogłam się poruszać. W czerwcu 1944 słychać było zbliżające się odgłosy dział artyleryjskich. Pewnego dnia Motel wrócił z radosną nowiną, że Niemcy uciekają za Wisłę, a zbliża się armia rosyjska.

Dwudziestego czwartego lipca 1944 dotarł do Osmolic pierwszy rosyjski patrol. Wyczerpani, zmęczeni zeszliśmy ze strychu. Nasz żałosny stan fizyczny wzmacniało uczucie wolności. Myśl, że dożyliśmy klęski Niemiec dodawała nam siły.

Powrót do Ryk

Postanowiliśmy wrócić do naszych Ryk. W sercach tliła się iskierka nadziei, że może ktoś z naszej licznej rodziny przeżył. Kiedy dojechaliśmy do miasta zrozumieliśmy, że nikt z naszych rodzin nie ocalał. Zostaliśmy sami. Osamotnieni, zgruzgotani opuściliśmy Ryki, nasze rodzinne miasteczko, gdzie urodzili się nasi rodzice i dziadowie, gdzie żyli pięknym żydowskim życiem. Byliśmy również świadomi tego, że grozi nam tam niebezpieczeństwo. Dotarła do nas wiadomość, że gdy Polacy dowiedzieli się o obecności Motka w Rykach chcieli go zlikwidować. Musieliśmy uciekać.

Motek ratuje Niedzielskiego od wyroku śmierci

Pojechaliśmy do Lublina, dokąd przybywali ocaleli Żydzi z okolicznych powiatów.

Dowiedzieliśmy się, że organ nowej polskiej władzy aresztował Niedzielskiego z Osmolic i skazał go na śmierć. Było jasne, że dzieje się jakaś niesprawiedliwość-mord niewinnego, dobrego człowieka. Motek postanowił zrobić wszystko, aby uratować tego człowieka, który by nas ocalić ryzykował własnym życiem.

Motek natychmiast pojechał do Siedlec, gdzie Niedzielski był więziony. Jedynym przestępstwem było to, że był dziedzicem a jego zięć to znany polski generał Sikorski, który wyprowadził armię polską z Rosji i zginął potem w katastrofie lotniczej.

Wyglądało na to, że żadna siła już nie uratuje Niedzielskiego od wyroku śmierci. Motek przewrócił góry, aż dostał się do sędziego i najwyższych władz Armii Polskiej. Udało mu się w końcu uzyskać całkowite uwolnienie Niedzielskiego.

Polscy bandyci czyhają

W Lublinie też nie byliśmy długo, gdyż dowiedzieliśmy się, że Polacy z Ryk szukają Motka, aby go zlikwidować.

Pewnego zimowego dnia pojawiło się u nas trzech Polaków z Ryk. Trzymając rewolwery w ręku pytali:

„Gdzie jest Motek?”Na szczęście Motka nie było w domu. Usiedli i czekali kilka godzin. Jednak widząc, że Motek nie przychodzi, odeszli grożąc, że jeszcze powrócą.

Motek zostaje zastępcą Komendanta Miejskiego Łodzi.

Po tym incydencie wyjechaliśmy do Łodzi, gdzie przebywało najwięcej ocalałych Żydów. Motek poszedł na Komendanturę, aby coś załatwić. Zauważył znajomą twarz oficera w stopniu majora. Kiedy spojrzenia ich się spotkały, obaj naraz wykrzyknęli:
-Serkisow!
-Motek!
Rzucili się sobie w ramiona. Obejmowali się i całowali. Stojący w pobliżu oficerowie patrzyli na nich ze zdziwieniem , nie wiedząc o co chodzi.

ryk535.jpg  Motel leaves for Israel 1948 [18 KB]
Motel odjeżdża do Izraela w 1948 roku

Spotkanie było bardzo wzruszające. Tych dwóch łączyły wspólne przeżycia z wojny:

dziesiątki niebezpiecznych sytuacji w których jeden drugiemu ratował życie. Major Serkiesow był komendantem miasta i zaraz odprowadził Motka do swojego biura, otworzył butelkę wódki wypili na zdrowie. Motek otrzymał stopień porucznika i został mianowany Zastępcą Komendanta miasta Łodzi.

Od razu zyskał popularność wśród łódzkich Żydów, którzy wiedzieli, że mogą się zwrócić do niego z problemami.

W tym okresie Motek udzielał się dużo w Brichu(Ucieczka). Załatwiał Żydom dokumenty na wyjazd do Niemiec.

Zdawał sobie sprawę, że otoczony jest antysemitami. Z każdym dniem jego sytuacja się pogarszała i ziemia zaczęła mu się palić pod nogami. Dlatego zdecydował się wyjechać z Polski.

Emigrujemy do Izraela.

Po wyjeździe do Niemiec przebywaliśmy jakiś czas w Berlinie a potem wyjechaliśmy do Zelsheimu koło Frankfurtu. Zelsheim był przechodnim obozem dla tych, którzy przeżyli holokaust. Stamtąd wyjeżdżali do różnych miejsc na świecie:do USA, Kanady lub do ziemi Izrael. W obozie działał również ruch konspiracyjny dążący do utworzenie państwa Izrael. Motek należał do najaktywniejszych jego członków. Kiedy w roku 1948 ogłoszono powstanie państwa Izrael i wybuchły tam ciężkie walki, Motek poleciał do Izraela.

ryk536.jpg  Motel Fischtein visiting the Israeli Prime Minister Yitzhak Ben-Zvi z
Motel Fisztajn na wizycie u premiera Izraela Yitzchaka Ben-Tzvi

Po pewnym czasie Motek zaczął inwestować, głównie w budownictwie. Ja wraz z trojgiem dzieci pojechałam za nim. W 1951 roku pojechaliśmy do Kanady i osiedliliśmy się w Toronto w Kanadzie. Motkowi interesy szły pomyślnie . Mogliśmy żyć dobrze, ale nas spotkało nieszczęście bo odszedł od nas Motek. Był jeszcze młody i pełen pomysłów. Miał zaledwie 53 lata. Zmarł 22 listopada 1970 roku. Jego życzeniem było spocząć w Izraelu. Spełniliśmy jego życzenie i pochowaliśmy go na Har-Hamenuchod w umiłowanym i drogim mu Swiętym Mieście Jerozolimie.

„Niech będzie dusza jego zawiązana w woreczku żywych”


Przypisy:

  1. Właścicielami majątku Osmolice w czasie wojny była rodzina Leśniowskich. Niedzielski był prawdopodobnie rządcą. Return
  2. Żydowski Fundusz Narodowy-instytucja utworzona w 1902 roku w celu skupowania gruntów w Palestynie oraz zalesiania jałowych ziem Return

 

[Page 538]

Dni i noce gniewu i zemsty

Ryfka Tajchman Gerecht

Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevski

Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla

ryk538.jpg Ryfka Tajchman Gerecht [12 KB]

Do martyrologii krwią i łzami będzie także zapisana tamta niedziela rano, kiedy niemieckie samoloty obniżyły się nad naszym miasteczkiem i zaczęły w okrutny sposób bombardować.Tamtego dnia od bomb zginęło około 500 ofiar.

Ten sądny dzień otworzył śmiertelny rozdział żydowskiej gminy w Rykach.Tak jak setki innych ,także i moi rodzice uciekli wtedy z miasteczka na chrześcijański cmentarz.Gdy nastała noc ,poszliśmy do wioski do znajomych chłopów, gdzie zatrzymaliśmy się kilka dni.Kiedy wróciliśmy do miasteczka , byli już Niemcy.A na żydowskie głowy zaczęły zaraz spadać nieszczęścia.Wyznaczano do różnych prac jak:sprzątanie domów, zamiatanie ulic itd.

Gdy utworzono getto, każdy dzień przynosił nowe kłopoty. Panował głód, tyfus i śmierć.

Siódmego maja 1942 na miasteczko wydano wyrok.Ta hiobowa wiadomość rozchodziła się piorunem od domu do domu i w sercach każdego wywoływała uczucie smutku i przygnębienia.Nagle wszystkich żydowskich mieszkańców ogarnął strach przed nieznanym.

 

ryk539.jpg  Balcze Tajchman [15 KB]
Zdjęcie Balcze Tajchman jednej z moich kuzynek z naszej wielkiej rodziny,która stoi przed moimi oczyma dzień i noc ,a która była tak brutalnie wymordowana i nie zostało po niej żadna pamiątka

 

Jedna myśl trapiła wszystkich. Dokąd nas wysyłają? Co czeka ryckich Żydów na nieznanej drodze? Co los im zgotował.

Doświadczyłam wszystkich siedmiu kręgów getta i wygnania.Pracowałam w Stawach w barakach leśnych,w składzie amunicji.Widziałam, jak znęcano się nad chłopcami i dziewczętami. Byliśmy bici i zabijani.Co tydzień chorzy i ranni byli wysyłani do Dęblina.Byli i tacy, co sami uciekali.Po takiej ucieczce Niemcy pozostałych stawiali w szeregu i co dziesiątego zastrzelili.

Jakiś czas pracowałam we dworze w Sobolewie ,gdzie byłam odcięta „od świata”.Raz kiedy wyszłam na dwór,zauważyłam jak Niemcy gonią grupę Żydów.Ogarnął mnie strach i zaczęłam uciekać ze wszystkich sił w pole i dobiegłam do lasu.

Po dniach i nocach strachu i cierpienia doszłam do wioski Kuchnie,gdzie miałam znajomych chłopów, ale jednak i tak bardzo się ich bałam,bo jeden bał się drugiego. Ledwie mi się udało znaleźć chłopską rodzinę, która by mnie do siebie przyjęła.Po kilku dniach chłop też się przestraszył i nie chciał mi dać nawet kawałka chleba.Uważał,że wcześniej czy później Niemcy mnie złapią i zmuszą ,abym wydała tych, co mi pomagali.

Ze zbolałym sercem odeszłam. Dokąd pójdę,? Jak przeżyję? Ta myśl dręczyła jak straszny dręczyciel.Może są lepsi ci ,co kulą pozbawili takich myśli?Ciemną nocą skradałam się do wsi i po cichu zakradałam się do stodoły.Wcześnie rano,kiedy tylko zaczynało świtać ,wychodziłam w pole na skraj lasu.

Były dni,że przygnębiona ,zrozpaczona , prosiłam Boga, aby ze mną skończył.Nagle się otrząsnęłam. I stałam się zupełnie innym człowiekiem.Wewnętrzny głos mówił mi :'Trzeba być silnym i pokonać to wszystko zło!Kto przeżyje, później wykrzyczy światu całą tę grozę i zażąda zemsty za wszystkich zamęczonych.

W takich chwilach żyłam bardziej we śnie niż w rzeczywistości.Miałam uczucie,że koło mnie przechodzą tuziny,setki i tysiące Żydów z podniesionymi pięściami krzycząc i żądając sprawiedliwości.

Pewnej nocy policja przyszła do stodoły, gdzie się schowałam.Zaprowadzili mnie na policję i przesłuchiwali.Poznali , kim jestem ,ale ja trzymałam się swojej wyuczonej wersji ,że jestem polską dziewczyną Białosówną. Mówiłam ,że zachorowałam.Mój wygląd był bardzo żałosny,bo pokryta byłam świerzbem.Policjanci cały czas naradzali się szeptem.Potem zaczęli mnie znów namawiać ,abym powiedziała ,kim jestem i kto mi pomógł się ukryć.Twierdziłam to samo uparcie i nie mogli wydobyć ode mnie nic innego.Gdy mnie przesłuchiwali , na twarzy jednego z policjantów zauważyłam cień współczucia.Ale kiedy odeszli i zostałam sama w zamkniętej,ciemnej piwnicy ,moja sytuacja stała się jasna.Nie widziałam ani najmniejszego promienia, który wskrzesiłby iskrę nadziei.Ta beznadziejność mnie bardzo gnębiła.

Nie wiedziałam, jak długo tak leżałam pogrążona w nocnych koszmarach.Nagle otworzyły się drzwi i wszedł ten policjant,który wyglądał na bardziej ludzkiego niż pozostali. Byłam pewna,że przyszedł mnie zastrzelić.Strach mnie przycisnął do ściany i wydawało mi się ,że tracę przytomność.Oczy policjanta patrzyły na mnie przenikliwie:”Nie bój się. Ja cię nie zabiję”.

Jego głos brzmiał ludzko.Powiedział,że kiedy się ściemni,mam wyjść na dwór i iść do lasu ,gdzie są partyzanci,którzy mnie ukryją.Wychodząc zostawił otwarte drzwi.

Noc była ciemna .Szła i szłam bez końca.Huczało mi w głowie.Noc..śmierć... i dokąd iść?Dlaczego jeszcze żyję...

Doszłam do lasu.To był paprocki las.W okolicy już kiedyś pracowałam u niemieckiego gospodarza.Gdy szłam coraz dalej i głębiej w las , czułam, jak we mnie budzi się chęć do życia.

Powoli przyzwyczaiłam się do ciszy i szelestu w lesie.Usilnie nasłuchiwałam szukając śladu partyzantów.Raz spotkałam grupę Żydów: starszych, młodych i dzieci.Nikt z nich nie miał broni.Żyli cały czas w strachu.Dopiero od nich dowiedziałam się,że w lesie są partyzanci polskiego ruchu oporu i że trzeba trzymać się od nich z daleka ,bo zabijają Żydów ukrywających się w lesie.

Pewnego dnia krzyknięto,że las jest otoczony przez Niemców.Wybuchła panika i wszyscy się rozbiegli. Każdy w swoją stronę.Biegłam ze wszystkich sił ,aż upadłam zmęczona,prawie że nieprzytomna i od razu usnęłam.

Kiedy się przebudziłam zobaczyłam stojącą nade mną grupę żołnierzy w niemieckich mundurach.Zauważyli mój strach i roześmiali się.We mnie wszystko zamarło.

Jeden przesadzisty,kościsty mężczyzna w podeszłym wieku,wyglądajacy na leśnego rozbójnika,łobuzowato krzyknął po rosyjsku:”Nie bój się dziewczę.My swoi ”.

Okazało się,że byli to Gruzini,którzy dostali się do niemieckiej niewoli i zaciągnęli się do armii niemieckiej.Ale kiedy już dostali broń ,to uciekli do lasu.

Z nimi był Żydek,którego znaleźli w lesie,samotnego,głodnego i wzięli go ze sobą.Teraz on mnie uspokajał,że są to dobrzy ludzie i żebym się nie bała.

Chłopiec Józiek mi opowiadał,że się szykuje niemiecka obława i dlatego Gruzini chcą się przebić do dąbrowskich lasów.Znałam te okolice i zaproponowałam,że pokażę im drogę.

Tą drogę naprawdę znałam,ale nie wiedziałam,że na niej czekają niemieccy żołnierze,którzy otworzyli do nas gęsty ogień.Gruzini znaleźli się w trudnej sytuacji.Powiedzieli,że trzeba mnie zastrzelić, bo wprowadziłam ich w pułapkę.

Musiałam się rozstać z grupą Gruzinów i znów zaczęłam szukać sposobu, aby spotkać prawdziwych partyzantów.Dni i noce w lesie ciągnęły się jak wieczność.Gorszy od głodu był strach,który mnie ściskał przy każdym najmniejszym szeleście drzew.Dręczyła mnie beznadzieja, czy to wszystko wytrzymam.Przecież jestem zupełnie bezbronna, z gołymi rękami.Bez jedzenia,bez tych niezbędnych rzeczy ,które człowiek musi mieć.Byłam sama.

Na koniec spotkałam grupę partyzantów.Dali mi jeść,sprawdzili kim jestem i kiedy mi już uwierzyli ,dobrze mnie ubrali i wysłali do rejonu na rozpoznanie sytuacji.

Czułam się jak żołnierz,który chodzi w ciemne noce na warcie.Chodziłam po wioskach ubrana jak chłopka -nie żydowska dziewczyna.Zachowywałam się swobodnie i nikt mnie nie podejrzewał, że jestem Żydówką.Niebezpieczeństwo mnie zahartowało.Pamiętałam o tych tysiącach, którzy już zginęli i myślałam,że może los mnie oszczędził dlatego, aby mogła się zemścić na naszych mordercach i odpowiedzieć śmiercią za śmierć tych niewinnie zamordowanych Żydów.

Mijały noce i dni , a wszystkie były pełne grozy i niebezpieczeństwa.Każdy dzień miał swoją historię,swoje epizody i ofiary.W gęstwinie leśnego kotła rozgrywał się swoisty bieg bezkompromisowych walk.

Sprawiedliwy Wśród Narodów świata

Niemiecka mordercza maszyneria działała bez przerwy, a pomagali jej polscy nieprzyjaciele narodu żydowskiego. Ale byli Polacy,wyjątkowe jednostki,którzy ryzykowali życiem dla ratowania Żydów.To byli Sprawiedliwi wśród Narodów Świata. Przed nimi pochylamy głowy i mamy w naszych sercach szacunek i miłość wobec tych to szlachetnych osobowości.

Takim był również Stachurski,polski bogaty pan z wioski Leopoldów.[1] Do swojego majątku przyjął Żydów i Rosjan i załatwił im broń.Często pojawiał się u nas w lesie, przekazywał rozkazy dowódcy,instrukcje zadań bojowych i znikał.

Stachurski urósł między partyzantami na legendarną postać, a szczególnie był bardzo lubiany przez Żydów.Kiedy Niemcy go złapali i odwieźli do Dęblina, między ryckimi Żydami w dęblińskim obozie było wielkie poruszenie. Szukano sposobu, jak by mu pomóc,ale kiedy już udało nawiązać się z nim kontakt ,to prosił ,aby mu załatwić pasek lub sznurek.Jasno wytłumaczył, że Niemcy go będą torturować ,aby wydał innych,dlatego zanim ulegnie , chciał się powiesić.

W więzieniu Stachurski mówił Żydom, aby uciekali z obozu i pokazał kierunek na lasy.Wtedy dołączyli do nas w lasie uciekinierzy z dęblińskiego obozu:Lejbel Lejdman,Gedalie a Lejbel Mikowski,Szabsaj Bojta i inni,których nazwiska wypadły mi z pamięci.

Spotkania w lesie należały do najbardziej wzruszających momentów.I chociaż byliśmy zahartowani codziennymi ryzykami niebezpieczeństwa,każde takie spotkanie wywoływało łzy.Opowiadaliśmy sobie przygody,wspominaliśmy nasze zniszczone domy rodzinne,wymienialiśmy rady na dalsze życie.

Między akcjami,które przeprowadzaliśmy ,szczególnie pozostał mi w pamięci nasz napad na posterunek policji koło Lubartowa.Miejscowi policjanci specjalizowali się w prześladowaniu Żydów.Ja należałam do grupy partyzantów ,która wzięła na siebie zadanie zlikwidowania tych policjantów.Po cichu zakradliśmy się do wsi,zajęliśmy chłopską chatę ,z której nikogo z miejscowych nie wypuszczaliśmy na dwór.Nasz łącznik Staszek,młody Polak z Ryk,wyszedł skontrolować sytuację i szybko wrócił spowrotem z informacjami,których potrzebowaliśmy.Bitwa trwała wiele godzin i zakończyła naszym zwyciestwem.

Podobne akcje były naszym chlebem powszednim.Ale najbardziej przeżywałam te ,które były skierowane przeciwko mordercom , o których wiedzieliśmy,że odznaczają się brutalnością i mordowaniem Żydów.

Wiele razy przyszło nam prowadzić walkę przeciwko grupom AK.Z daleka obserwowali nasze walki z Niemcami i nie raz donosili im, gdzie przebywamy.

Życie w lesie wyostrzyło naszą czujność i obdarowało wyjątkowymi nawykami.Rozwinęły się w nas zdolności,które jedynie niebezpieczeństwo mogło je stworzyć.Nauczyliśmy się naśladować trel i gwizdanie różnych ptaków.To były sygnały którymi porozumiewaliśmy się w niebezpiecznych sytuacjach nie wywołując podejrzenia,że to ptasim językiem porozumiewają się ludzie.

Dla Niemców nie było tajemnicą,że Żydzi chowają się po lasach.Z gorliwością,która graniczyła z dziką pasją ,szukali po wioskach,polach i lasach.W gorączkowym poszukiwaniu zderzali się z nami i za to ciężko płacili.Mieli w wielu Polakach wiernych pomocników,którzy wyniuchali w lasach Żydów w kryjówkach i donosili Niemcom.

Żydzi,którzy ukrywali się w lesie niedaleko naszego partyzanckiego obozu ,byli pod naszą ochroną. Po wszystkich niebezpieczeństwach i cierpieniach,które nas otaczały na każdym kroku, nie przestała w nas tlić się iskra porządnego Żyda.Zawsze kiedy byliśmy wysyłani na akcje dywersyjne przeciwko Niemcom, zatrzymywaliśmy się po drodze w ziemiankach, gdzie chowali się Żydzi.We wsiach do których przychodziliśmy,szukaliśmy ukrywających się Żydów potrzebujących pomocy.Tak też się stało, kiedy mój mąż Mendel razem ze swoja grupą pewnej nocy szedł na zadanie.Ostrożność była drugą naturą partyzanta.Kiedy zauważyli światła w jednej chałupie we wsi przez którą szli,przybliżyli się po cichu do okna.Obraz,który się im ukazał ich oburzył .Na podłodze leżało dwóch mężczyzn z zawiązanymi rękami i nogami.Było jasne,że to Żydzi ,których chłop szykuje, aby za gorzałkę oddać Niemcom.Partyzanci długo się nie namyślali.Wyważyli drzwi i gwałtem wtargnęli do chaty.Zastrzelili chłopa i uratowali od pewnej śmierci tych dwóch Żydów.Odprowadzili ich do lasu.Niestety później obaj zginęli w ziemiance,kiedy ich wydał jakiś Polak.

Niemcy ziemiankę zarzucili granatami i żaden z ukrywających się Żydów nie przeżył.Wtedy zdecydowaliśmy,że tego nie darujemy.Dowiedzieliśmy się, kim był ten co doniósł Niemcom o ziemiance.Grupa partyzantów na czele z Mendlem poszła do tamtej wioski.To był młody gospodarz,który utrzymywał kontakt z Armią Krajową, z polskim podziemiem.Partyzanci złapali go w domu,przeczytali mu wyrok śmierci i za go zastrzelili.

Tym to pokazaliśmy chłopom w tej wiosce, że wiemy kim są donosiciele i że za każdą ofiarę drogo zapłacą.

We dworze Zalesie koło Ryk mieszkali dziedzice, dwaj bracia.którzy byli oficerami AK.Zamiast walczyć z Niemcami,pilnowali uciekających i ukrywającycych się Żydów.Mieli na swoim sumieniu wielu zamordowanych Żydów.Te informacje dotarły do partyzanckiego sztabu i mój mąż otrzymał zadanie udać się z dowodzona przez niego grupą i zlikwidować tych oficerów.[2]

Mendel przeprowadził to zadanie dokładnie według planu.Oficerowie byli rozstrzelani,a ich majątek skonfiskowany.Ten przypadek zrobił wielkie wrażenie na chłopach w całej okolicy.

Czas się zmienił i chłopi już nas darzyli szacunkiem bo poznali naszą siłę. Wiedzieli ,że jesteśmy żydowskimi partyzantami ,których zemsta może być krwawa.Nie raz miałam okazję widzieć strach w ich oczach i wtedy myślałam ,jaki inny by był nas los ,gdybyśmy uzbroili się zanim Niemcy uruchomili swoja morderczą machinę.

 

ryk546.jpg  [11 KB]
Jeden z ryckich uczonych po którym nie pozostała ani pamiątka,ani jeden człowiek,który by pamiętał jego imię.Ciche i skromne było jego życie.Cisza w której tliło się jego gorące żydowskie serce ,które nie goniło za bogactwem, za honorami.Jeden z tych którym wystarczyło niewiele i tą cechą odznaczało się wielu Żydów w naszym miasteczku

 


Przypisy:

  1. Prawdopodobnie chodzi tutaj o Henryka STACHURSKIEGO aresztowanego wraz z rodziną 29 czerwca 1943 roku w Czernicu,który według innych źródeł powiesił się w więzieniu.Był szefem komunistów na Terenie Nr 6 współpracującym z oddziałami żydowskiej partyzantki. Return
  2. Nie udało się zidentyfikować kogo autorka miała na myśli.Jeżeli braci SKORUPKÓW z Zalesia,to nie zostali oni wtedy zlikwidowani przez oddziały żydowskie.Możliwe,że chodzi o braci ZABOROWSKICH,Stanisława i Zygmunta,synów właściciela folwarku w Dąbi Starej,zamordowanych w czerwcu 1944 roku przez partyzantkę komunistyczną. Return
Księga Pamiątkowa Ryk


This material is made available by JewishGen, Inc. and the Yizkor Book Project for the purpose of
fulfilling our mission of disseminating information about the Holocaust and destroyed Jewish communities.
This material may not be copied, sold or bartered without JewishGen, Inc.'s permission. Rights may be reserved by the copyright holder.


JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of the translation. The reader may wish to refer to the original material for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.

  Ryki, Poland     Yizkor Book Project     JewishGen Home Page


Yizkor Book Director, Lance Ackerfeld
This web page created by Max Heffler

Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 25 Feb 2017 by MGH