Księga Pamiątkowa Ryk

[Strona 187]

Ludzie, osobowości, tło obyczajowe

Zapiski z mojej młodości w mieście Ryki

Symcha Wajnberg

Z hebrajskiego na czeski przełożyła Judith Dunayevski
Z czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla

ryk187.jpg Symcha Wajnberg [12 KB]
Symcha Wajnberg

Jako jeden z tych którzy przeżyli Holocaust i razem z obywatelami naszego miasta Ryki przeszedł przez cierpienia i okropności ryckiego getta aż do jego likwidacji,czuję ,że jest moim świętym obowiązkiem opisać życie Żydów w Rykach Niech posłuży to jak pomnik po naszych drogich,którzy zginęli w Holokauście.Będzie to jak wieczna świeczka,ku pamięci unoszących się dusz bo nie znalazły one miejsca spoczynku dla swoich kości na ziemi a ich groby rozsiane po całej Polsce nie są żadnym sposobem oznaczone.Ta księga pamięci wspominająca obywateli naszego miasta będzie jak wieczny pomnik.

Niestety nie mam daru pisarskiego abym mógł opisać tamto życie okiem krytycznym i jakimś sposobem wyrazić uczucia naszych drogich w ostatnich chwilach ich życia.Będę próbował ze wszystkich sił i według swoich możliwości będę się starał opisać ogólnie,aby chociaż w przybliżeniu ukazać życie naszego miasta w okresie przed wybuchem wojny i w czasie Holokaustu.

Dom moich rodziców

Mój ojciec Lejbel Wajnberg,niech pamięć jego będzie błogosławiona,nazywany przez wszystkich Lejbel Chajeles bo taki wtedy był zwyczaj nazywania,i moja matka Mirjam,niech pamięć jej będzie błogosławiona,założyli rodzinę i porządny dom. Znani byli w mieście jako zamożna i wpływowa rodzina.Było nas w domu czworo braci i siostra.

ryk188.jpg Rodzina Lejbla Wajnberga [25 KB]
Rodzina Lejbla Wajnberga,niech pamięć jego będzie błogosławiona.Stoją: Dwojra,Szlomo i Symcha.Siedzą: mamusia Mirjam, Mosze i tatuś Lejbel.

Ojciec był od wczesnej młodości wierny ruchowi syjonistycznemu i jako wierzący Żyd dotrzymujący Bożego przykazania należał do ruchu Mizrachi [1]. Był Żydem dumnym ze swojej wiary i z uczucia przynależności narodowej .Nie schlebiał gojom, ani w carskiej Rosji ani w Polsce po jej powstaniu.Wychowywał nas w tym samym duchu i opowiadał o swoim życiu między gojami.

Jak wiadomo Żydom nie bardzo podobała się służba w carskiej armii.Głównym dowodem była niemożliwość dotrzymywania Bożych przykazań jak na przykład świętowanie szabasu,koszerne jedzenie,noszenie brody, pejsów itd.

Tak,że każdy Żyd,który miał się stawić przed wojskową komisją lekarską wojskową wymyślał różne choroby.Nawet sobie ubliżano aby tylko być zwolnionym z wojska.Mój ojciec nie miał bardzo szczęścia i zawiodły wszystkie sposoby których próbował aby nie pójść do carskiej armii.W końcu poszedł do wojska na trzy lata.Smutek i ból były wielkie.Musiał pożegnać się na długi czas z żoną i najstarszym synem Szlomą,który był jeszcze niemowlakiem a jeszcze na dodatek musiał się trapić czekującą go walką o dotrzymywanie Bożych przykazań.Nie miał innego wyboru.Był wysłany na służbę do dalekiej Finlandii.

Kiedy tam dojechał, odłączony od rodziny, zaczął borykać się z warunkami w których mógłby dotrzymywać Boże przykazania.Najpierw zaczął walczyć o brodę.Miał długą ,szeroką herclowską brodę,którą chcieli mu zaraz ogolić.Ojciec się nie zgodził i tak to dostało się aż do dowódcy pułku,który rządał od ojca wyjaśnienia.Stojąc przed dowódcą wytłumaczył mu swoje odważne stanowisko.To zrobiło na dowódcy wrażenie i pozwolił mu pozostawić sobie brodę.

Potem ojciec nawiązał kontakt z niewielką żydowską gminą w Turku i poprosił aby mu pozwolili w soboty i święta jeść u nich koszerne posiłki.Zgodzili się na to i gościli go w mieście u rzeźnika w soboty i święta.W pozostałe dni jadł nie gotowane a jedynie suche jedzenie.

Kiedy nam o tym opowiadał twierdził,że był jedynym Żydem któremu pozwolono nosić brodę i nie jeść jedzenia z wojskowej kuchni.A osiągnął to tylko dzięki swojej żydowskiej bucie,która zrobiła mocne wrażenie na jego dowódcy.Tak się przejął szczerością ojca,że uwierzył że ojciec może być dobrym i zdyscyplinowanym żołnierzem i że nie będzie przeszkadzało mu w tym dotrzymywanie kanonów żydowskiej wiary.

Z czasem ojciec zaprzyjaźnił się z oficerami a także z kapelanem z którym prowadził

ciągłe polemiki na różne tematy a między innymi i na tematy wiary.A tak kiedy skończył służbę w wojsku ksiądz mu podarował na pamiątkę hebrajską biblię Tanach z dedykacja napisaną po rozyjsku:”Swojemu dobremu przyjacielowi”.Tanach był w twardej oprawie i miał potem swoje miejsce na półce z książkami w naszym domu.Na grzbiecie była fotografia ojca w carskim wojskowym mundurze z czarną, bujną brodą zdobiącą jego pierś.

Dla nas dzieci było wielkim przeżyciem kiedy ojciec zaczynał opowiadać o życiu w Finlandii – kraju jezior i rzek.Opowiadał o swojej wizycie na dalekiej północy gdzie jest długi dzień i noc.To znaczy,że słońce prawie nie zachodzi albo,że księżyc świeci 24 godziny.

Kiedy wrócił z wojska,zaczął planować realizację swojego pomysłu o syjoniźmie,który wypełniał jego serce już w młodości.Pierwszym krokiem było kupno działki w Ziemi Izraela.Dlatego zapisał się do towarzystwa Nachalat Jaakov,które trudniło się zakupem placów w ziemi Izraela i osiedlaniem na nich swoich członków.

Ojciec wtedy zapłacił temu towarzystwu wielkie pieniądze w funtach aby się dostał ze swoja rodziną do Izraela.Jego snem było zostać farmerem pracującym na ziemi.

Ojciec był pilny i uczciwy i zawsze lubił manualną pracę i chociaż sam był bogatym handlowcem,lubił pracujących mężczyzn.Z szacunkiem odnosił się do produkujących rzemieślników i sam przygotowywał się psychicznie aby opuścić handel i zostać rolnikiem w Ziemi Izraela i utrzymywać się z ciężkiej pracy.

Ku jego wielkiemu rozgoryczeniu towarzystwo Nachalat Jaakov dostało się do kłopotów przy nakupowaniu ziemi na umowy.Nie mogło podpisać umów z powodu braku finansów.Członkowie,którzy zapłacili największe sumy w pełnej wysokości,tak jak od nich wymagano,zaczęli się tą sprawą interesować.

Pamiętam,że kiedy jeszcze byłem dzieckiem wziął mnie raz ojciec do Warszawy nazebranie,które się odbywało w Sali Unii Sjonistycznej na ulicy Nalewki 2.Słychać tam było wystąpienia i krzyki ludzi oszukanych przez to Towarzystwo,ale nie bardzo to pomogło.W wyniku tego ojciec na jakiś czas odłożył pomysł podróży do Izraela,ale cały czas nie odstępował od marzenia spełnienia swojego snu i żył w nadziei,że mu się jeszcze uda tam przeprowadzić.

W domu wychowywał nas w duchu syjonistycznym i zawsze nam powtarzał,że Żydzi nie mają przyszłości na wygnaniu i wierzył całą swoją duszą,że syjonistyczna wizja się spełni pomimo wszystkich przeszkód,piętrzących się po drodze do tego celu.Od wczesnego dzieciństwa uczył nas hebrajskiego.Prenumerował hebrajskie pismo Ha-Cefira [2] i inne wychodzące hebrajskie czasopisma.

Mieliśmy książkę wierszy hebrajskich,które ojciec przepisał z czasopism i je oprawił.Były to wiersze nowych pionierów a także poezje starych poetów z okresu hiszpańskiego.Wszysto to nauczyło nas kochać język hebrajski i wizję odrodzenia syjonizmu.

Kiedy miałem około sześciu lat,poczułem,że mi coś przeszkadza w mówieniu.Powiedziałem o tym rodzicom.Popatrzyli mi w usta i zauważyli,że coś mi wyrosło pod językiem.Zaraz wzięli mnie do miejscowego lekarza,który mi ten wyrostek operował.Za kilka dni znów mi się ten wyrostek pokazał i wtedy wzięli mnie do Warszawy do znanego doktoroa Sołowiejczyka,który miał reputację wspaniałego chirurga.Miał prywatną ordynację,która służyła także jako miejsce rehabilitacyjne po operacjach.Rodzice w ogóle nie myśleli o kosztach i jak się mówi, byli gotowi zapłacić ile tylko było potrzeba.Doktor mnie obejrzał i powiedziął,że muszę być niezwłocznie operowany.Byłem chudym dzieckiem małego wzrostu.W czasie badania doktor spytał się mnie po hebrajsku ile mam lat.Ku jego zdziwieniu odpowiedziałem mu grzecznie również po hebrajsku,że mam sześć lat.Tak mi się zapytał jaki jest rozdział na ten tydzień i ja mu odpowiedziałem.Wiedziano,że doktor Słowiejczyk oprócz tego że był wielkim specjalistą w medycynie,był także wielkim znawcą Talmudu.To wszystko na tyle go zaskoczyło,że zawołał swoją żonę aby jej pokazać ten cud,jak mały chłopiec pochodzący z jakiegoś małego miasteczka umie mówić po hebrajsku.Kiedy ojciec po operacji zapytał się ile ma zapłacić,doktor cały pod wrażeniem odpowiedział,że od niego nic nie chce,żadnych pieniędzy,że to jest wyróżnienie dla ojca,który wychowuje dzieci w takim to duchu.

Lata płynęły,dzieci dorosły a ojcu było trudno zlikwidować sklep i odjechać do Izraela.Również trudnosci z przeprowadzką były bardzo wymagające i nie można było łatwo otrzymać dokumentu na wjazd do tego państwa. Z tego powodu ojciec bardzo cierpiał duchowo i cały czas wymyślał coś nowego.Kiedy mój najstarszy brat Szlomo się ożenił,w domu zdecydowano,że on zostanie pionierem rodziny i pojedzie do Izraela a kiedy się tam już osiedli, przyjedzie za nim cała rodzina.

W roku 1935 brat złożył w banku 100 funtów i podał podanie o dokument jako bogaty emigrant według prawa angielskiego.Angielski konsulat w Warszawie zaczął dochodzić pochodzenie naszych pieniędzy.Czy jesteśmy ludźmi zamożnymi.W ten sposób przedłużali całą sprawę o wiele miesięcy.Aż pewnego słonecznego dnia polski rząd wydał nowe prawo dewizowe,który zabraniało wywóz polskich pieniędzy zagranicę.

Wtedy zaczęły rozmowy między żydowska agenturą a polskim rządem,które trwało bardzo długo a my cały ten czas żyliśmy w nadziei,że dojdzie do porozumienia ale ku naszemu smutku nic z tego nie wyszło.

Dwa lata po tym wydarzeniu odwiedził Polskę Icyk Igar,który się wtedy już wyprowadził do Izraela,i zaproponował ojcu aby posłał mojego młodszego brata Jezekiela na naukę w młodzieżowej wiosce Ben Szemen.Ojciec się długo nie namyślał i przyjął tą propozycję.Zapłacił wymagane pieniądze i na początku roku 1938 mój brat opuścił Polskę.Ojciec towarzyszył mu do Warszawy i poczekał aż do odjazdu pociągu do Konstancy w Rumunii,skąd brat popłynął do Izraela.Kiedy ojciec wrócił z Warszawy opowiedział nam o swoich uczuciach w chwilach pożegnania.Z jednej strony był bardzo szczęśliwy,że się wreszcie jednemu z jego synów udało wyemigrować do Izraela i realizuje się ten doniosły sen,z drugiej strony jednak to było bardzo trudne pożegnanie.Początkowo cierpiał ale potem przez jego wielką miłość do Izraela się z tym pogodził i dalej żył z myślą,że przyjdzie dzień,kiedy cała rodzina połączy się w Izraelu.

Życie ekonomiczne i społeczeństwo.

W żydowskich Rykach mieszkali ludzie o różnym pochodzeniu społecznym.Było kilku bogatych,ale większość była biedna.Byli kupcy,właściciele sklepików ,mniejsi kupcy i pouliczni handlarze,straganiarze którzy cały czas jeździli na jarmarki do różnych miast,handlarze chodzący ciągle od wioski do wioski,aby nakupić produkty rolnicze,a głównie krowy i cielęta.Byli rzemieślnicy,krawcy i

szewcy,czapnicy,rzeźnicy,właściciele jatek,właściciele restauracji i szynków którzy zarabiali głównie na chłopach przychodzących na jarmark w Rykach i jacyś żydowscy łajdacy,którzy czekali cały tydzień na mały,okazyjny handelek,kilku kleryków,rabinów i rzeźników,mełamedów i szamesów .Wszyscy oni tworzyli mozaikę życia gospodarczego Żydów w Rykach.Oprócz kilkudziesięciu zamożnych i zabezpieczonych rodzin,które żyły w dobrobycie,wszycy pozostali dosłownie walczyli o utrzymanie w podstawowym tego słowa znaczeniu:jeść chleb,ubierać rodziny z wieloma dziećmi,których wychowanie stało na pierwszym miejscu przed innymi potrzebami.

I tak widziało się ,że oprócz poniedziałków i piątków,jechały setki głów rodzin na jarmarki do innych miast w okolicy na wozach pełnych towarów bez wzgledu na pogodę,gorąco w lecie,śniegi i mróz w zimie, po to aby mogli utrzymać swoje rodziny.Nie raz wracali z jarmarków załamani i rozbici i to nie tylko przez fizyczne zmęczenie wynikajace z jazdy,złej pogody ale przede wszystkim z nieudanego handlu swoim towarem bo nie mieli pieniędzy na zapłacenie handlarzom za kupiony na dług towar.

Mimo wszystkich cierpień i mąk,które stały się już częścią ich życia,nie poddawali się i w głębokiej wierze ze wszystkim się pogodzili i nadal żyli w nadziei,że z Bożą pomocą się wszystko poprawi i siłą tej wiary powróci na swoje miejsce.Byli zaszczepieni tą wiarą i psychicznie panowali nad ciężkimi warunkami życiowymi,przyjmując je jako rzecz naturalną i normalną i w tym duchu wychowywali również swoje dzieci.

Tak to biegło życie aż do początku lat trzydziestych.Wtedy to w Rykach zaczęły pojawiać się nowe ideologie a to przede wszystkim wśród młodzieży.Pierwsze pączki buntu pojawiły się kiedy młodzież zaczęła według otrzymanego

wychowania,organizować się w młodzieżowe syjonistyczne organizacje i związki zawodowe.

Wpływ na to miało ich biedne,ubogie życie.Zaczęli przemyślać o swojej mglistej przyszłości w miejscu zamieszkania.Część z nich opuściła miasteczko i przesiedliła się do innych.Przede wszystkim do wielkich miast wśród których była i stolica Warszawa.Tam zaczęli uczyć się różnych zawodów a ponieważ byli zorganizowanymi członkami związków zawodowych,ich wypłaty i warunki socjalne się polepszały.

ryk192.jpg Rycki zespół młodzieżowy [30 KB]
Rycki zespół młodzieżowy

Kiedy podczas świąt odwiedzali rodziców w Rykach,byli już w nowych ubraniach,na które w domu ojców by nie mogli sobie pozwolić.Kolegom opowiadali o swoim ekonomicznym i towarzyskim awansie.Oczywiście,że namawiali kolegów aby zrobili to samo wbrew sprzeciwu rodziców.którzy obawiali się,że ich synowie z daleka od domu i bez dozoru rodziców wydaliby się w wielkim mieście za złą kulturą.Z tego powodu wznikły spory między rodzicami i ich synami.A ponieważ prąd doby był mocniejszy niż pozycja rodziców,tak musieli pomału zmierzyć się z rzeczywistością,że ich synowie odchodzą w wielki świat aby poprawić swoją ekonomiczną sytuację i zlepszyć poziom życia.

Również i młodzież,która nie opuściła Ryk organizowała się w pionierskim ruchu młodzieżowym.Ich celem było przedostać myśl syjonistyczną do ruchu.Z czasem zaczęli dojeżdżać na haszcharę [3], która była założona właśnie z inicjatywy ruchu syjonistycznego.Uczyli się tam jak zostać pionierami i przyzwyczajenia do wszystkich prac fizycznych a szczególnie jak pracować na roli,od czego Żydzi się tak oddalili.Na końcu obozu haszchara mała grupa uczestników mogła wygrać podróż do Ziemi Izraela i wyjechać tam już jako pionierzy.

Dla pionera,który wygrał taką możliwość to była wielka przygoda.Ruch organizował mu huczne pożegnanie w obecności wszystkich członków.Na cześć tej akcji były różne przemówienia a wszystko kończyło się tańcami hora [4]. Przyjaciele i rodzina odprowadzała emigranta na stację.Wszyscy pionierzy zazdrościli mu ,że jako zwycięzca zrealizuje ideę sjonistyczną i żegnając się,pragnęli w sercach aby wkrótce oni także wygrali taką przygodę.

Część młodzieży organizowała się w rzemieślniczych związkach zawodowych albo uczyła się zawodu pracując jednocześnie u właścicieli warsztatów.Celem organizowania było to aby od początku zabezpieczyć sobie warunki socjalne,prawidłowy wymiar godzin oraz podnoszenie zarobku.Związek zawodowy był pod wpływem lewicowo -komunistycznym i nieakceptował idei syjonistycznej. Wierzył,że wraz z polskim ogólnopaństwowym ruchem robotniczym osiągnie wymażony cel – dostanie się do polskiego lewicowego rządu.Gorsząca się ekonomiczna sytuacja wpłynęła na część młodzieży,która uchwyciła się myśli współpracy z polskim robotnikiem,aby razem z międzynarodowym proletariatem wyzwolić robotników od wyzysku i biedy i uczynić ich wolnymi ludźmi.

Byli oczarowani jak czarodziejską różdżką myślą o wyzwoleniu i brali udział w różnych akcjach protestacyjnych przeciwko władzy,pomimo,że groziło to aresztowaniem i więzieniem.Byliśmy świadkami wieszania przez młodzież z Ryk czerwonych flag na pierwszego maja na druty telefoniczne.Młodzież aresztowała polska policja i dręczono ich na różne sposoby przy przesłuchaniu aby przyznali się do swoich czynów i aby można było postawić ich przed sądem.Wyrokami w większości przypadków było wieloletnie więzienie.

Typowe żydowskie twarde głowy kontynuowały czynność pomimo wszystkich prześladowań i więzienia. Z entuzjazmem wierzyły,że uda się im wyzwolić świat z biedy i wykorzystywania i że osiągną życie w postępowym i światłym świecie jak równy z równym.Niektórzy byli zmuszeni z powodu prześladowania uciec do Warszawy. Kiedy i tam ich odkryto, musieli uciekać do innego kraju jak na przykład do Rosji Sowieckiej.Pozostali nadal kontynuowali swoje działanie i dalej śnili sen o wyzwoleniu.

Istniała również młodzieżowa ultraortodoksyjna grupa z której większość należała do organizacji Agudat Isroel [5]. Ta grupa zgromadzona pod skrzydłami Tory początkowo świadomie ignorowała biedę którą sama doświadczała. Grupa ta nie szukała nowej drogi jak inna młodzież.Negowała myśl syjonistyczną uważając ją za przyspieszenie zbawienia,które by miało przyjść w przyszłości razem z przyjściem Mesjasza a pragnienie ucieczki z wygnania widziała jako znieważenie Tory i dlatego wydała wojnę przeciwko ruchowi syjonistycznemu i religijnemu Mizrachi.

Charakteryzował tą młodzież konserwatyzm,trzymania się Tory oraz Bożych Przykazań.Mimo swojej złej sytuacji materialnej znalazła zaspokojenie w życiu duchowym i cieszyła się z obranej przez siebie własnej drogi.Rozkosze tego świata odnalazła w siedzeniu w synagodze lub domu modlitwy i zatapianiu się w stronach Gemary [6]. Ich twarze promieniowały radością kiedy znaleźli jakieś tłumaczenie trudnego „sugia” [7].

Ta treść wypełniała całe wewnętrzne życie tej młodzieży w dzień i w nocy.Na inne strony życia patrzyła jak na drugorzędne,była to skorupka życia.Usiłowała wszystkimi sposobami aby jej to nie przeszkadzało w życiu wewnętrznym.Dla otoczenia wyglądali oni może smutnie ale wewnątrz byli pełni radości i blasku,krocząc swoją drogą,pełną nadziei na przyszłość i niosąc w sobie sen o zupełnym zbawieniu,które przyjdzie w przyszłości.

Trzeba podkreślić,że mimo wszystkich sprzecznych poglądów na życie różnych ruchów i organizacji istniały między nimi wspólne poglądy i wspólne pola działania.Wszyscy byli złączeni wspólną wiarą w wieczne istnienie narodu żydowskiego.Pomimo wszystkich ograniczających zarządzeń,które im nakazywali goje,utwierdzała ich ta wiara na trudnej drodze i walcząc przeciwko wszelkiemu przystosowaniu i asymilacji i kontynuowali rozwój kultury i wychowania żydowskiej młodzieży,każdy według swojego sposobu i kierunku.

Między wszystkimi grupami żydowskiego obywatelstwa istniała rozwinięta wzajemna pomoc.Były: kasy „Gmach[8], które dawały pożyczki drobnym kupcom i właścicielom warsztatów rzemieślniczych.Były to bezprocentowe pożyczki ze spłatnością dwutygodniową,towarzystwo Hachnasat-Kalla,które pomagało organizować wesela panien z biednych rodzin lub sierot,bractwo Bikur cholim którego działalność polegała na odwiedzaniu chorych i pomoc w miarę potrzeb,przenocowanie u ciężko chorego,nocna pomoc,staranie się o leki dla biednych.

Było zorganizowane bractwo sprawiedliwych kobiet.które zbierały w piątkowe wieczory od mieszkanców chały aby je potem rozdzielić między miejscowymi ubogimi,którzy nie mogli przygotować szabasowego posiłku według wiary i prawa.Lub zbierały pieniądze aby je skrycie rozdzielić między ubogich żeby nie wstydzili się że potrzebują pomocy pieniężnej.Te które zajmowały się pomocą biednym,wykonywały swoją pracę z wiarą i uczuciem spełniania obowiązku i odnajdywały wielką satysfakcję w swoich poczynaniach.

Domy modlitewne

W mieście było dużo miejsc modlitwy,minjanów i chasydzkich sztybłów,w których modlono się w soboty i święta a w niektórych i w zwykłe dni.Ale przede wszystkim głównym miejscem modłów był bejt-midrasz który znajdował się na rynku.Od wczesnych godzin rannych wszyscy spieszyli się z woreczkiem z tałesem i tefilin aby pomodlić się w bejt-midraszu.Niektórzy nawet znaleźli czas aby siąść przy stole i jeszcze przed,czy po modlitwie przestudiować rozdział Gemary.

Największy ruch był tak około dziewiątej a potem to już można było tam spotkać tylko studiujących Torę chłopców co było ich codziennym zajęciem.Przed wieczorem bejt-midrasz znów zapełniał się modlącymi z zróżnych warstw społecznych ,kupcami,rzemieślnikami i młodzieżą.Wtedy to po całodziennym dniu pracy w sklepach czy warsztatach,było tutaj więcej ciszy i spokoju.Wtedy można było zobaczyć dziesiątki Żydów siedzących przy długich stołach i studiujących Torę w zorganizowanych grupach,czy pojedyńczo,każdy według swojej woli.

Po całodziennym psychicznym stresu aby zarobić jakieś pieniądze,był to dla Żyda duchowy odpoczynek .W bejt-midraszu powracał do swoich korzeni.Tak jakby powrócił do domu po jakiejś wymuszonej podróży i tutaj w swoim odizolowanym kącie przywracał swojej stęsknionej duszy spokój ducha i gasił pragnienie wiedzy wodą życia Tory.Po modlitwie wieczornej w bejt-midraszu nastawało cicho.Zostawali tylko ci,którzy studiowali do późnych godzin nocnych.

Szczytową pozycję miała modlitwa na Smutne dni.Aby ta modlitwa mogła się uskutecznić ,jak jest napisane „za większości dla sławy Króla”,większość ludzi z miasta chodziła na modlitwę do bejt-midraszu.A co jeszcze,występował tam przed aron ha-kodesz Elimelech,rycki rebe,niech pamięć jego będzie błogosławiona,który swoim przyjemnym głosem i poważnymi rozmaitymi śpiewami ,modlitwą i żalem przed stworzycielem doprowadzał modlących aż do płaczu.Swoją szczerą modlitwą do Stworzyciela o pełne zbawienie dla każdego izraelskiego domu,przemieniał masy modlących w jedną wielką,połączoną całość.

W tą chwilę znikały wszelkie wzajemne spory i kłótnie.Stawali się jedną wielką rodziną wspólnie oczekujacą na fizyczne i duchowe zbawienie.Uczucie serdecznego zbliżenia i miłość do Izraela unosiły się w pomieszczeniu bejt-midraszu,zapełnionego do ostatniego miejsca.To cudowne przeżycie w tamtej chwili miało wielki wpływ na stosunki międzyludzkie a także na czas Smutnych Dni.

Wyjątkowym przeżyciem był pochód na modlitwę taszlis,która odbywała się na brzegu rzeki koło młyna.Mężczyźni i kobiety a także i dzieci, wszyscy szli na taszlich,aby wyrzucić do rzeki wszystkie złe uczynki,które się im nazbierały przez cały rok.A w drodze powrotnej rebe Elimelech,niech pamięć jego będzie błogosławiona,szedł na przedzie pochodu doprowadzany przez chasydów i wiernych mu ludzi.Szli ulicami miasta ze śpiewem aż do domów.Goje zatrzymywali się i patrzyli na pochód nie rozumiejąc znaczenia żydowskiej radości ,która wypełniała ulice.

Bejt –midrasz był używany także jako miejsce na różne ludowe okazje,które organizowali tam studiujący.Były to różne wydarzenia jak na przykład masechta [9],misznajot [10], uroczystości Chanuki [11],Tu bi szwat [12] czy Purim. [13] Odbywały się także tam i spotkania,zwoływane przez różnych magidów,którzy przyjeżdżali do miasta i opowiadali swoje przygody i przypowieści zgromadzonej szerokiej publiczności,która zbierała się aby usłyszeć słowa Tory powiedziane ludowym, przyjemnym dla uszu językiem.Czasami udawało się zdolnym magidom,obdarzonym wielkiem talentem retorycznym przedstawić ludziom kulturalne przeżycie połączony z narodową tradycją.

Również i różne ruchy polityczne nie raz używały bejt-midraszu na organizowanie narodowych zgromadzeń w różnych celach i wtedy wybuchały kłótnie między chasydami organizującymi zgromadzenia a przeciwnikami,którzy próbowali zakłócić ich przebieg.Oprócz tego bejt-midrasz był duchowym centrum Żydów i używany był jako miejsce spotkań wszystkich zgrupowań i wszystkich warstw społecznych w Rykach.

Do prywatnych domów modlitwy należała i modlitewna w prywatnym domu Symchy Bunema Wolfa-niech jego pamięć będzie błogosławiona.

Prowadził gospodę,która głównie w dni targowe była miejscem spotkań chłopów z okolicy,przyjeżdżających do miasta za handlem.Tam przesiadywali,jedli ,pili a kiedy się już upili zaczynali bałaganić i aby wyrzucić pijaków na ulicę wołano na pomoc silnych synów Symchy.

Kiedy przyszedł szabas to dwa wielkie pokoje,które w zwykłe dni służyły jako gospoda całkiem się zmieniały.Stoły przykrywano białymi obrusami na cześć szabasu i nie pozostawiano nic co by przypominało ich codzienną rolę,oprócz kilku butelek napojów na półkach i beczki piwa.Przy stole siadywali modlący się,którzy przychodzili z sąsiednich ulic.

Reb Symcha Bunem,niech jego pamięć będzie błogosławiona,był trochę dziwny.Nie należał do kręgu uczonych,chociaż był chasydem do szpiku kości.Kiedy przyszedł czas szabasu,zakładał jedwabną kapotę z szerokim pasem a na głowę wkładał sztrajmel [14] i bardzo lubił amud [15]. I chociaż nie był obdarzony przyjemnym głosem,często przyłączał się do modlitwy na powitanie szabasu,i do porannej modlitwy i musafu.[16] W modlitwie na powitanie szabasu śpiewał z wielkim zapałem hymn Lecha dodi [17] i kiedy doszedł do (psalmu) Mizmor szir lejom ha-szabat [18] podnosił głos a na jego twarzy pojawiał się wyraz szczęścia,jakby do swojego domu przyjmował ważnego gościa,który właśnie przekroczył jego próg.

Szczytem szabasowego święta były trzy posiłki.Po minche[19] modlący siadali do długiego stołu na czele którego siedział chasydzki rebe i śpiewał szabasowe pieśni poczynając od Bnej hechala deksifin [20] i kończąc na Ki eszmera szabat [21] a modlący go doprowadzali.

Po zachodzie słońca w pomieszczeniu był mrok ale w sercu była światło i uczucie korzyści z szabasu.Kiedy przyszedł koniec szabasu zawołał swoją córkę Zlatą,która było w pokoju obok,aby zapaliła świeczkę i zaraz przyszła z tą zapaloną świeczką w ręku i z ulicznickim uśmiechem na twarzy. Płomień świeczki oświetlał twarze gości przy stole.

Po modlitwie maariw[22] poprowadził Hawdalę[23] przy świetle świeczki i pobłogosławił kadzidłem jak jest zwyczajem i wtedy było czuć smutek na jego twarzy,która przed kilkoma chwilami zażyła radością .Wyraz jego twarzy mówił,że żal mu jest żegnać się z szabasem i z drugą duszą.

Przypisy:

  1. Mizrachi –religijny ruch syjonistyczny. Return
  2. Ha-Cefira – hebr.świt. Pierwsze w jęż.hebrajskim czasopismo w Królewstwie Polskim lub rocznik religijno-literacki. Return
  3. Haszchara – ośrodek przygotowawczy dla przyszłych osadników mających zamiar emigrować do Palestyny. Return
  4. tańce hora – tradycyjny taniec  żydowski tańczony w dużym,zamkniętym kręgu Return
  5. Agudat Isroel – hebr.Związek Izraela, – międzynarodowa polityczna organizacja ultraortodoksji żydowskiej Return
  6. Gemarahebr. „uzupełniać” Jedna z dwóch części Talmudu. Uzepełnianienie, rozważania Miszny Return
  7. Sugia – pytanie,zagadnienie Return
  8. GmachGemilut Chasidim – bezprocentowa kasa pożyczkowa Return
  9. Masechta – uroczystość na koniec czytania traktatu Return
  10. Misznajot – uroczystość na koniec czytania Miszny Return
  11. Chanuka – „Świeto Świateł” Return
  12. Tu bi szwat – Nowy Rok Drzew 15 dzień miesiąca szwat Return
  13. Purim – święto żydowskie upamiętniające uchronienie Żydów od zagłady w perskim imperium Achemenidów obchodzone 14 dnia miesiąca adar  Return
  14. Sztrajmel – futrzana czapka(lisiurką) noszona przez chasydów podczas szabasu oraz świat Return
  15. Amudhebr.pulpit Return
  16. Musaf – dopełniująca modlitwa. Return
  17. Lecha dodi – śpiew na przywitanie szabasu Return
  18. Mizmor szir lejom ha-szabat – pieśń pochwalna. Return
  19. Mincha – modlitwa popołudniowa. Return
  20. Bnej hechala deksifin – „Synowie światyni którzy pragną” Return
  21. Ki eszmera szabat – „Bo święcę szabas” pieśń sefradyjska Abrahama Ibn-Ezry Return
  22. maariw – modlitwa wieczorna Return
  23. Hawdala – ceremonia i modlitwa mająca symbolicznie oddzielać czas święty od świeckiego odmawiana na zakończenie szabasu. Return

[Strona 197]

Wspomnienie o domu moich rodziców

Izrael Blajchman

Z hebrajskiego na czeski przełożyła Judith Dunayevski
Z na czeski czeskiego na polski przełożył Andrzej Ciesla

Po śmierci mojego młodszego brata w domu zostało sześć dusz:mama,ojciec,trzy siostry i ja.

Nasz dom był pełen ciepła,rodzinnej miłości i żydowskiej kultury.Wydaje mi się,że od jak żywa umiałem pisać i czytać w jidysz,oczywiście dzięki mojemu ojcu,niech pamięć jego będzie błogosławiona,oraz dzięki środowisku w którym wyrastałem.

Wydaje się,że większość mieszkańców Ryk,dzieci i młodzież uczyła się u mojego ojca.Byli i tacy,którzy oprócz innych rzeczy uczyli się u niego hebrajskiego i Tanachu.Ojciec z moją siostrą często między sobą rozmawiali po hebrajsku aby ich nikt nie rozumiał.Wtedy mało kto znał ten język.Jako dzieci byliśmy oświeceni światłem promieniującym od ojca.

Ojciec był aktywny społecznie.Razem z innymi założyli w Rykach Bikur Cholim,którego zadaniem było pomagać biednym a takich w Rykach nie brakowało.Czasami odbywały się w Rykach przedstawienia amatorskie z których dochód był przeznaczony na pomoc chorym.Ojciec był także jednym z organizatorów kasy charytatywnej,która pożyczała bez uroku pieniądze potrzebującym.Aż do wybuchu wojny pełnił tam funkcję skarbnika.

Mój ojciec miał wrażliwą duszę,dużo czytał i kochał poezję.Również lubił śpiewać.Pamiętam jak w zimowe wieczory wyjmował śpiewnik z piosenkami jidysz i nam śpiewał.Czasami uczył mnie wiersza na pamięć i potem kiedy ktoś do nas przyszedł,byłem „zmuszony” go przed nim recytować.

Próbował iść z postępem.I jak tylko sytuacja to umożliwiła,postarał się o to aby w domu było radio.Wtedy było to dla nas wielkim kulturowym majątkiem.Nie można było żyć wiadomościami z gazet,które przychodziły z opóźnieniem a z radia otrzymywaliśmy 'swieże' wiadomości.Pamiętam,że czasami ludzie na ulicy obstępowali ojca aby wysłuchać jego rozważne słowa o wydarzeniach w świecie.

O ojcu mógłbym napisać dużo.Nie był tylko ojcem i oddanym mężem ale koroną naszej rodziny i dlatego kiedy go zamordowano nasz świat się zawalił.

Nasz dom był otwarty i często schodzili się tutaj młodzi chłopcy i dziewczęta-koledzy mojej siostry – miejscowi albo zupelnie nieznajomi.Moja siostra nie miała żadnych tajemnic przed matką.Matka znała jej wszystkie intymne sekrety. Prawie zawsze rozmawiały ze sobą jak dwie siostry.Ja i moje młodsze siostry nie braliśmy udziału w ich zbliżeniu.

Matka miała na nia wielki wpływ a siostra bardzo poważnie traktowała jej słowa..Nasza matka była nam oddana całem sercem i duszą.W trudnych okresach starała się głównie o nas,abyśmy byli najedzeni i ubrani.O siebie nie dbała.

Moja dorosła siostra nazywała sie Blumcze.Pamiętam ją dobrze.Była miłą i mądrą dziewczyną z doskonałą umiejętnością wypowiadania się.Od swojego dzieciństwa była aktywna w Gordonii w Rykach.Brała udział w zespołowych imprezach kulturalnych jak recytacje, czy inscenizacje z okazji kolegi odjeżdżającego na obóz przygotowawczy (hachszara).

Była wspaniałą dziewczyną.W wolnych chwilach czytała książki aż do późnych godzin nocnych.Czasami brała udział w zbiórce pieniędzy na Ha Keren Kajemet.W chwili rozstania patrzyliśmy na siebie i tylko łzy wyrażały nasze uczucia.

Moja młodsza siostra Frania była bardzo miłą dziewczynką w wieku dojrzewania.Taka jak i inne dziewczęta dopiero miała pierwsze marzenia,które sie jej nigdy nie spełniły.Ciągle widzę zastygły uśmiech na jej twarzy.Nieraz wspominałem jej delikatną urodę.Obie siostry zostały brutalnie zamordowane jak kwiaty w chwili rozkwitu.....

Moja najmłodsza siostra Sore,albo jak ją nazywaliśmu w domu Sonja,była cichą dziewczynką o brązowych oczach pełnych smutku,którego wtedy nie potrafiłem zrozumieć.W życiu nie słyszałem,aby kiedyś podniosła głos i taką cichą gołabkę o smutnych oczach widziałem po raz ostatni między wszystkimi tamtymi nieszczęsnymi,których posłano na śmierć.Może jej serce przeczuwało co czeka naszą rodzinę i to było przyczyną jej wiecznego smutku.

Ryki

Pamiętam Ryki z ostatnich lat przed wybuchem wojny.Małe miasto położone przy głównej drodze Warszawa – Lublin miało stały kontakt z Warszawą.W ostatnich latach przed wojną zmienił się jego wygląd.Domy wyremontowano,otynkowano i pomalowano.Pamiętam nasz dom,pięknie pomalowany i ozdobiony przeze mnie złotym monogramem mojego ojca .W mieście wybrukowano ulice,ułożono chodniki dookoło rynku i posadzono drzewka.Na koniec uporządkowano długą ulicę wzdłuż parku do kościoła i ustawiono ławeczki. Na tej ulicy,w pobliżu domu doktora rosły kasztany i krzaki bzu.A co najważniejsze,to wybudowano remizę strażacką,w której była sala kinowa ze sceną,na której czasami odbywały się przedstawienia.

W miasteczku panowała cicha, sielska atmosfera.Pamiętam wielki staw,który rozciągał się wzdłuż całego miasta dodając mu romantycznego uroku.W letnich miesiącach spędzaliśmy czas nad tym stawem.Nie raz mieliśmy szczęście być obdarowanymi kamieniami czy nawet małymi zranieniami.W zimie,kiedy staw zamarzł, jeździliśmy na łyżwach po jego równej,zaśnieżonej tafli.Często też kiedy zamarzły studnie braliśmy ze stawu wodę.Po drugiej stronie stawu na wzniesieniu był cmentarz.Kiedy byliśmy dziećmi,staraliśmy się nie pokazywać palcem w tamtym kierunku..

W Rykach dorastało nowe pokolenie,już inne niż jego rodzice nie tylko tak pod względem ubierania sią ,ale i poglądów.Była to młodzież okresu wielkich zmian politycznych w kraju i na świecie.W tak małym mieście było dużo młodzieżowych klubów jak:He-Chaluc ha-Cair (Młody Pionier),Gordonia,Ha-Szomer ha-Leumi(Strażnik Narodowy) a także i partia komunistyczna,która nazywała się Haigud hamikcoi (Związek rzemieślniczy).Do dzisiaj nie wiem jakie rzemiosło reprezentowała.

Jako młodzieniec wstępowałem po kolei do wszystkich partii,aby poznać ich programy i cele.

Młodzież nie miała żadnych szans pracy w Rykach i była zależna od swoich rodziców i ich niepewnej egzystencji.Wyjeżdżała przeważnie do Warszawy,aby wyuczyć się zawodu albo znaleźć zatrudnienie,chociaż i tam te możliwości były bardzo ograniczone.

Na pół feudalny,reakcyjny reżim,który panował w Polsce nie dbał o rozwój państwa.Był zajęty o wiele bardziej ważnymi problemami jak na przykład sianiem antysemickiej nienawiści i prześladowaniem Żydów.

Przed wybuchem wojny nasze życie się coraz bardziej pogarszało.Pamiętam rozstawione pikiety przed żydowskimi sklepikami,aby przeszkodzić polskim klientom kupować u Żydów.

Wybuchła wojna.W pierwszy dzień wojny nadleciały nad miasto myśliwce.Dzień wcześniej było bombardowane lotnisko w Dęblinie.W sobotę doszli uciekinierzy do Ryk i opowiadali o poległych w czasie nalotów.Niemcy siali zniszczenie i śmierć w Polsce zanim jeszcze ją opanowali.Smierć zawitała także i do Ryk.

Pamiętam,że to był cichy, przyjemny jesienny dzień.Wojna trwała.W mieście było dużo obcych ludzi.Wielu uciekało ze zbombardowanej Warszawy. Stały tu samochody polskich arystokratów,ponieważ skończyła się im benzyna.Było bardzo dużo wojska.

Jednej nocy nocował u nas polski żołnierz.W rozmowie z ojcem powiedział mu,że jutro będzie gorąco i kto może niech ucieka.Nie wiedzieliśmy o co mu chodzi.W mieście pojawiało się dużo niemieckich agentów.Żołnierze z rozbitych oddziałów, zaczęli przygotowywać się do nastepnego dnia.Na drugi dzień pojawiły się niemieckie samoloty,do których widoku się już pomału przyzwyczailiśmy.Staliśmy i obserwowaliśmy,jak artyleria przeciwlotnicza bezskutecznie próbowała zestrzelić samoloty .Umieli,ale tylko ubliżać Żydom.

Pod wieczór wyszedłem na dwór zaprosić żydowskiego żołnierza na kolację.Nie zdążyliśmy jeszcze usiąść kiedy zaczęło się ciężkie bombardowanie.Po kilku minutach miasto stanęło w ogniu.Ludzie oszaleli.Niedoświadczeni i nie pouczeni uciekali do sitowia nad stawem.Niemcy tak mieli łatwy cel i ginęły tam całe rodziny.Nam się udało uciec z miasta.Przeszliśmy most i uciekliśmy w kierunku młyna bogacza Skalskiego a stamtąd na otawarte pola.Na polu znależliśmy kupę kartofliska,w której schowała się cała rodzina.

Z miasta,które płonęło dochodził straszny lament.Późno w nocy, już po bombardowaniu,ojciec z siostrą poszli do miasta zobaczyć co tam się dzieje.W świetle ognia zobaczyli okropny widok.Bombardowanie przyniosło śmierć i zniszczenie.Nasz dom też się palił.Po tylu latach gromadzenia majątku,zostaliśmy bez niczego ale cieszyliśmy sie,że wszyscy przeżyliśmy.Tak,wszyscy przeżyliśmy.Nie oczekiwaliśmy od Niemców żadnych szlachetnych czynów ale wtedy nawet nam się jeszcze nie śniło w najgorszych snach o szatańskich planach,przygotowanych przez Hitlera.Po kilku dniach Polska przestała istnieć.Polacy,którzy jeszcze wczoraj bali sie naszego wspólnego wroga,szybko pokazali swój wstrętny charakter.Przez całe generacje nasiąkający antysemicką trucizną.od razu zmienili się w sprzymierzeńców wroga donosząc i prześladując Żydów.

Niemcy zaraz wprowadzili prace przymusowe.Potem zorganizowano Judenrat i jego zadaniem było dostarczanie siły roboczej.

Przyszło lato.Zażądano od Judenratu stu młodych ludzi do pogłębiania rzeki i wałów przeciwpowodziowych w Janiszowie koło Sandomierza.W obozie było bicie i niewolnicza praca,a kto próbował stamtąd uciec był na miejscu zastrzelony.Ale i tak w porównaniu z obozami koncentracyjnymi,które nas w przyszłości czekały,było to jeszcze do wytrzymania.Dzięki temu,że byliśmy młodzi i zdrowi wytrzymaliśmy wszystkie cierpienia i po kilku miesiącach powróciliśmy do domu.

Wszelka nadzieja na pomoc Francji czy Anglii okazała się fałszywa.Niemcy połykali państwo za państwem ,a na koniec przyszła kolej na Związek Radziecki.

Pewnej letniej nocy usłyszeliśmy potworny hałas.Kiedy wyszliśmy na dwór,zobaczyliśmy nie kończącą się kolumnę czołgów,która posuwała się na wschód.Rano dowiedzieliśmy się,że wybuchła wojna między Niemcami i Związkiem Radzieckim.Wielu Żydów optymistów wierzyło,że tylko Armia Czerwona może pokonać Niemcy i wkrótce doczekamy sie wyzwolenia.Stosunek Polaków do Żydów był odzwierciedleniem sytuacji na froncie.Kiedy wiadomości z frontu mówiły o sukcesach Armii Czerwonej, Polacy odnosili się do Żydów „przyjaźnie”

Z frontu zaczęły nadchodzić niepomyślne wiadomości.Nazistowska armia parła na wschód a po drodze likwidowała Żydów.Ciągle nie wiedzieliśmy co nas czeka,gdyż wiadomości były nie jasne.Uważaliśmy,że Niemcy byli niezwyciężeni.Cały czas na ścianach pojawiały się niemieckie slogany: ”Niemcy zwyciężają na wszystkich frontach”.Od żydowskich żołnierzy wracających z niemieckiej niewoli dowiadywaliśmy się,że w Niemczech nie zbombardowano ani jednego domu.

Jedne po drugich wydawane były nowe zarządzenia.Ludzie nie zdążyli się jeszcze przyzwyczaić do jednego,a już pojawiało się następne jeszcze bardziej surowe.Większość mieszkańców Ryk zatrudniło się w niemieckiej firmie Schallinger,która prowadziła roboty drogowe.Byliśmy w błędzie myśląc,że wykonując ważną dla Niemców pracę zagwarantujemy sobie przeżycie,ale pętla na szyi powoli się nam zaciskała.Wydano zarządzenie,że żydowscy mieszkańcy muszą opuścić główną ulicę i przeprowadzić się do centrum miasta.Chociaż dużo domów było tam zniszczonych musieliśmy jeszcze przyjąć pozostałych mieszkańców,których liczba powiększyła się jeszcze o przybyłych żydowskich uciekinierów.

Śmierć mojego ojca

Chanuka w 1942 roku.Śnieżna mroźna noc.Siedzimy wszyscy przy kolacji wokół ubogiego stołu w na pół wykończonym pokoju,który wyremontowaliśmy wyłącznie własnymi rękami.Żywo dyskutujemy.Ojciec analizuje sytuację na froncie. Niemiecką ofensywę zatrzymano pod Stalingradem.Marzymy,że kiedy wojna się skończy,a według ojca to będzie już niedługo,pojedziemy do Ziemi Izraela.Naszym miejscem jest jedynie w Izraelu.Mój biedny ojciec.Jego serce nie podpowiedziało mu,że to jego ostatnie marzenie i,że to jest jego ostatnia noc.

W dobrym nastroju poszliśmy spać.Jeszcze nie zdążyliśmu usnąć,kiedy usłyszeliśmy stukanie do drzwi.Wystraszony ojciec się zapytał się kto to.”Otworzyć”-odezwał się głos po niemiecku.”To chyba jakaś pomyłka”- powiedział naiwnie ojciec.”Otworzyć!”- zabrzmiał rozkaz już podniesionym głosem.Do domu wpadło pięciu uzbrojonych policjantów.”Żydzie!gdzie masz skóry?” Ojciec przysięgał na B-ga,że nie prowadzi handlu skórami.Zaczęli go bić i żądali,aby pokazał im schowek.Polka,która nie wiadomo dlaczego przyprowadziła do nas policjantów ,twierdziła,że tylko ojcu sprzedawała skóry.Zaczęli przeszukiwać mieszkanie i gdy nic nie znaleźli zabrali ze sobą ojca.Mój biedny ojciec wyszedł z mordercami mrucząc do siebie ostatnie słowa”Co mam robić?Zabiją mnie”.

Na jego powrót czekaliśmy w strachu całą noc .Niebezpieczeństwo groziło każdemu,kto naruszył godzinę policyjną.Mimo zakazu moja siostra Blumcze z narażeniem własnego życia pobiegła do aresztu zobaczyć, czy tam nie zamknięto ojca.Niczego się nie dowiedziała i nie znalazła żadnego śladu.

W środku nocy przyszła do nas dziewczyna od Jechiela Goldnodla,kupca skór,zapytać się,co się stało z naszym ojcem,bo Jechiela także zabrali.Rano dowiedzieliśmy się o losie ojca i Jechiela Goldnodla.Policja żydowska przywiozła zabitego ojca do domu.Mordercy go zastrzelili po drodze.Taki sam los spotkał i Jechiela Goldnodla.Właśnie oni byli pierwszymi ryckimi ofiarami zaplanowanego mordu wszystkich żydowskich mieszkańców.Cień grozy padł na nasz dom.Rodzina straciła swoja koronę.

Zbierają się ciemne chmury,zbliża się burza.S sąsiednich miasteczek nadchodzą wiadomości o wysiedleniu.Dokąd tego nikt nie wiedział.

Ludzie próbują sie bezsensownie pocieszać.Może ominie to Ryki,przecież większość mieszkańców jest zatrudniona przy ważnych pracach u Niemców.W ten sposób nie chcieli spojrzeć prawdzie w oczy.Właściwie to co można było zrobić? Nie wiedzieliśmy jaki nas czeka los.Okolica nie była bezpieczna.Głębokich lasów jakie były na wschodzie tutaj nie było.Nie słyszeliśmy też,aby w okolicy byli jacyś partyzanci.Tak,że nic innego nam nie pozostawało jak tylko się pocieszać,że nic nam się nie stanie.Tak więc chodziliśmy codziennie do pracy,chociaż czuliśmy,że ziemia zaczyna nam sie palić pod stopami.

Wiosenny poranek.Wszystko dookoła rozkwita.Kwitnie bez i ptaki śpiewają.Z kolegą Mordechajem Zajfentregem wychodzimy wcześnie rano do pracy.Na ulicy jeszcze ani żywego ducha.Kiedy doszliśmy do głównej ulicy spotkaliśmy kolumnę furmanek pełnych uzbrojonych Niemców.”Dokąd?”-krzyknęli do nas.”Do pracy”-odpowiedzieliśmy naiwnie.”Wróćcie się” zawrzeszczeli na nas.Nie zawróciliśmy i zaczęliśmy biec.Wiedzieliśmy,że to już jest koniec.Po drodze krzyczeliśmy do ludzi ,że będzie wywózka.Wybuchła straszna panika.Nagle całe miasto stanęło na nogi.Niemcy otoczyli miasto aby nikt nie uciekł i wyganiali ludzi z domu.Kto leżał chory w łożku od razu został zastrzelony.Słyszeliśmy straszne krzyki.Rodziców zabijano na oczach dzieci i odwrotnie.Wszystko działo się jak we śnie.Chwyciliśmy na drogę jedyny bochenek chleba,który wtedy był jedynym pokarmem.Wszystkich zgromadzono na rynku.Po jednej stronie stały kobiety a na przeciwko mężczyźni.Matka i siostrą żegnały się ze mną z bólem.Matka powiedziała:”Nie zdążyłam się pożegnać z twoim ojcem,to chociaż pożegnam się z tobą”.Objęliśmy się i to było nasze pożegnanie.

Krzyki ludzi dochodziły do niebios.Słyszeliśmy strzały,ale nie wiedzieliśmy ,kogo zabito.Nasi polscy ”przyjaciele” przyglądali się temu okropnemu zjawisku obojętnie, a może nawet i ze spokojem.Wielu z nich na pewno już planowało,które domy zrabują.

W mieście pojawiło się kilku Niemców z firmy Schallinger,aby wybrać z zebranych kilku robotników do pracy.Wielu chłopców żebrało Niemców,aby ich wzięli do pracy.Ja niczym się nie wyróżniałem od innych.Stałem spokojnie bo nie wiedziałem jak mam prosić i dokąd nas zabiorą.Wtedy zbliżył się Niemiec i wskazał na mnie palcem:”Ty,mały,wystąp”.

Dzięki tym słowom mogę dzisiaj pisać te oto wspomnienia....Z całego miasta wybrali 13-tu chłopców i ja znalazłem się między nimi.Pamiętam,że był ze mną również Mordechaj Zajfentreger.Pozostałych nie pamiętam.

Ruszyliśmy w drogę.Miasto pozostawało za nami.Z każdym krokiem oddalaliśmy się od naszych ukochanych.Rozdzielenie światów.Rzuciliśmy poza siebie ostatnie spojrzenia .Jeszcze trochę i całkiem znikną nam z oczu.Tylko ich jęki dochodziły do naszych uszu.Ostatnie jęki.Ostatnie krzyki,które wydawały ludzkie istoty w wielkiej beznadziei.Jeszcze jedna żydowska społeczność została zgładzona.

Przyprowadzili nas do ogrodzonego drutem kolczastym obozu,który sami zbudowaliśmy w zimie.Ten obóz wybudowany przy wjeździe do Ryk,przeznaczony był dla rosyjskich jeńców.”Traktować ich jak jeńców!” rozkazał kierownik niemieckiej firmy.Potem załadowali nas na samochody i odwieźli do pracy na szosie.

W pracy spotkaliśmy kilku chłopców,którzy zdążyli wyjść do pracy jeszcze przed przyjazdem Niemców.Było nas teraz 41.Dopiero po kilku miesiącach dowiedzieliśmy się,że część wywiezionych była posłana do obozu pracy w Dęblinie.Cały dzień pracowaliśmy zszokowani i przygnębieni.W drodze powrotnej widzieliśmy pierwsze ślady wywózki.Na poboczach szosy leżało wiele trupów.Wtedy jeszcze nie znaliśmy całej prawdy.Za kilka dni pracowaliśmy znów na tej samej drodze po której pędzono naszych drogich nieszczęśników.Czyściliśmy szosę z kurzu przed położeniem asfaltu.Na całej nawierzchni widzieliśmy plamy krwi.Wiedzieliśmy,że to krew naszych bliskich,z których część zamordowano zanim jeszcze dowieziono ich na miejsce zbrodni.

Zrozpaczeni i zmęczeni wracaliśmy po pracy do obozu.Pierwsze noce przepłakaliśmy.

Opłakiwaliśmy życie które przestało istnieć .Płakaliśmy z powodu okropnej samotności którą nagle poczuliśmy.Płakaliśmy i z bezsilności.Silne pragnienia przetrwania tego wszystkiego zrobiło swoje. Nie mieliśmy innego wyboru,musieliśmy przywyknąć do nowej sytuacji.Po kilku dniach pobytu w obozie Niemcy pozwolili nam pójść do miasta,abyśmy mogli wziąć ze swoich domów jakieś ubrania.

Wszedłem do domu.Śmiertelna cisza krzyczała z każdego kąta.Wszędzie leżały porozrzucane rzeczy.Przecież jeszcze wczoraj siedzieliśmy i jedliśmy przy tym stole.Nie zasłane łóżko w którym spali moi ukochani.Wszędzie wiało pustką.Serce mi zadrżało i zalałem się łzami.Krzyknąłem z bólem: ”Dlaczego?Za jakie grzechy nam to zrobili?”.Moje słowa pozostały bez odpowiedzi.

Ludzie,których nie dotknęła jeszcze tragedia żyli i okłamywali się,tak jak kiedyś my to robiliśmy.

W pracy spotkaliśmy chłopców z pobliskiego Żelechowa.Wierzyli, tak jak my kiedyś ,że tragedia ich ominie.W swojej naiwności obiecali nam,że kiedy my będziemy pracować w zimie u Niemców,oni za zarobione przez nas pieniądze kupią nam jedzenie w mieście.

Takie różowe złudzenia..Po pewnym czasie i Żelechów został zlikwidowany.W lecie kilku z naszej grupy uciekło.Początkowo wymierzano nam lekkie kary,ale kiedy uciekł Zalcberg,wtedy zapłaciliśmy za to wielką cenę.

Kiedy wróciliśmy z pracy do obozu przyjechało kilku policjantów.Wiedzieliśmy dobrze w jakim celu.Na początek nas brutalnie pobili.Myśleliśmy,że na tym koniec.Ale myliliśmy się.To był dopiero początek.

Ustawiono nas w trójki.Pamiętam jak wszyscy pchali się do drugiego lub trzeciego rzędu aby tylko nie stać twarzą w twarz z mordercami.W końcu jeden z tych morderców wykrzyknął:”Przecież jesteście Żydami a nie czarnuchami.Nie umiecie się ustawić?!” Było nas 40-tu,trzęsących i omdlewających ze strachu.Gdy ustawiliśmy się jeden z morderców podchodził i wyciągał ludzi z szeregu.Potem znów wszyscy wrócili do szeregu. Jeden z dowodzących Niemców zaczął wywoływać z listy po nazwisku, Do dzisiaj nie wiem,kto sporządził tę listę Niemcom.Wywołano sześciu ludzi:Unteroid Isaschar,Szlomo Zalcberg,Holman,Mliczkiewicz,Zilberberg Izaak-Meir i Kuperman.

Wywołanym rozkazano wziąć łopaty do wykopania grobów.Kiedy skończyli kopanie,mordercy przymusili ich aby się bili łopatami.Możliwe,że biedacy myśleli,że to wystarczy.Na koniec Niemcy zabili wszystkich strzałem w tył głowy.Musieliśmy ich jeszcze ciepłe ciała zakopać.

Taki los czekał w zasadzie każdego z nas:najpierw wykorzystać naszą siłę a potem nas zgładzić.To był zbrodniczy plan Hitlera jak definitywnie rozwiązać „kwestię żydowską..” Tylko,że nie zdążono tego planu całkowicie zrealizować.

Nasi najbliżsi swoją śmiercią zobowiązali nas do życia.Ci co przeżyli muszą żyć dalej,aby wychować nowe pokolenie,zdolne do walki o swoje życie.

Lata płyną a ciągle nam brakuje naszych pomordowanych.Ból nie maleje.A oni nadal są w naszych sercach.Pojawiają się w naszych snach i kierują naszymi myślami

Będziemy o nich pamiętać do końca naszego życia.

Księga Pamiątkowa Ryk


This material is made available by JewishGen, Inc. and the Yizkor Book Project for the purpose of
fulfilling our mission of disseminating information about the Holocaust and destroyed Jewish communities.
This material may not be copied, sold or bartered without JewishGen, Inc.'s permission. Rights may be reserved by the copyright holder.


JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of the translation. The reader may wish to refer to the original material for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.

  Ryki, Poland     Yizkor Book Project     JewishGen Home Page


Yizkor Book Director, Lance Ackerfeld
This web page created by Max Heffler

Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 31 Mar 2010 by MGH