Księga Pamiątkowa Ryk

[Page 549]

Śladami żydowskiego życia, którego już nie ma

Jakob Handsztok

z angielskiego przełożył Andrzej Ciesla

Podczas wszystkich moich wędrówek nigdy nie przestałem myśleć o Rykach. Bardzo chciałem je zobaczyć.Zobaczyć znów moje rodzinne miasto, gdzie spędziłem swoje dzieciństwo, młodość, gdzie poznałem radość i smutek, miałem nadzieję na lepsze czasy i gdzie doświadczyłem okropnej męki.

Aż wreszcie przyszedł dzień, kiedy razem z żoną wróciliśmy z Rosji. To był dzień, na który tak długo czekałem. Byliśmy w Warszawie, tylko sto kilometrów od Ryk. Musiałbym długo czekać na pociąg, a nie chciałem tracić ani chwili. Zdecydowałem się wziąć taksówkę i za półtorej godziny byłem w Rykach.

Nie mogłem uwierzyć, że już jestem w Rykach. Po pierwszym oszołomieniu odzyskałem orientację i zacząłem rozpoznawać miasto. Jakkolwiek nie mogłem pozbyć się natrętnej myśli: może to nie są Ryki? Może przyjechałem przez pomyłkę do innego miasta? Otrząsnąłem się. Przecież rozpoznałem sklepiki, które pozostawili po sobie Żydzi. Były puste. Brakowało wesołych twarzy Żydówek i Żydów, właścicieli sklepików. Ani śladu po wesołej atmosferze, po miłym żydowskim życiu. Nie, nie zgubiłem się. To były naprawdę Ryki. To samo miasto, ale bez Żydów. Dusza miasta zginęła. Jakby ktoś ją zdmuchnął, tak jakby umarła.

Wyglądało to tak, jakby miasto wróciło do swojego pierwotnego kształtu z czasów, kiedy jeszcze nie przybyli tutaj Żydzi, kiedy było jeszcze małą chłopską osadą. Drodzy, dobroduszni ludzie, którzy kiedyś tutaj mieszkali, odeszli. Nie został ani jeden z naszych pobożnych ojców przestrzegających świętego szabasu, którzy przeciągali ostatni jego sobotni posiłek by przedłużyć atmosferę świętości tego dnia.

Nie było już troskliwych, pełnych poświęcenia matek, kobiet, które w sobotę wieczorem czekały na pierwsze trzy gwiazdy na niebie, żeby zapalić szabasowe świece i szeptały pierwsze słowa modlitwy w cichym, zapadającym mroku: „Boże Abrahama,Jakuba,Izaaka,.chroń swój naród Izrael od wszelkiego zła.” Do dzisiejszego dnia pamiętam serdeczne modlitwy mojej matki. Jednak jej modlitwy nie pomogły. Ogromny gniew spadł na ukochany  lud Izrael.

Po chwili usłyszałem znów krzyki, szemranie i jęki Żydów, kiedy odprowadzano ich w stronę Dęblina. Cała droga była pełna tych, których męczono i zastrzelono.

 

Krucyfiksy i wizerunki chrześcijańskie

Zniszczenia w mieście nie były dla mnie niespodzianką. Już w 1943 roku, kiedy widziałem miasto ostatni raz, domy były spalone i zburzone. W bezsenne noce widziałem siebie chodzącego między ruinami i opłakującego śmierć całej swojej rodziny i bliskich przyjaciół. A teraz, gdy stałem na środku rynku, rany otworzyły się na nowo. Czułem się złamany i serce we mnie płakało. Oczy moje szukały znajomej twarzy, ale nieliczni przechodnie byli mi obcy. Popatrzyłem przez okna do domów, w których kiedyś mieszkali Żydzi. Teraz na ścianach wisiały krucyfiksy i święte obrazy.

Gdy zbliżyłem się do budynku,  który kiedyś był synagogą a teraz był magazynem zbożowym, moje serce zamarło. Myślami wróciłem do miasta sprzed lat, kiedy na święta Rosz Ha-szana i Jom Kipur synagoga była pełna wierzących, modlących się o rok w zdrowiu, o dobrobyt, o spokój. Kobiety modliły się w swojej części na górze. Ścisnęło mnie w gardle. Oparłem się o ścianę i załkałem. Wydawało mi się, że słyszę swój własny głos, który woła do wszystkich ryckich Żydów na całym świecie, żeby nie zapomnieli i nie wybaczyli hitleryzmu, przelanej krwi naszych ofiar i zniszczenia naszych domów.

Nogi zawiodły mnie do chederu. Tutaj też wszystko było zniszczone i zrujnowane. Nagrobki na cmentarzu były wyrwane i użyte na chodniki. Ani śladu po żadnym kamieniu, na którym mógłbym wypłakać żal swojego serca, wspominając te szlachetne dusze i powiedzieć im, że świat już nie jest taki jak był, że Żydzi mają swoje państwo otoczone ze wszystkich stron przez wrogów. Ale żydowscy chłopcy dzielnie walczą, a ich bohaterstwo podziwiają na całym świecie.

Stałem długo na zbezczeszczonym cmentarzu. Nie zostało nic ze świętości pokoleń, którą Żydzi z Ryk wnieśli do tego miejsca.

 

Krzyk rzezi

Zagłębiony w tych smutnych myślach, wróciłem wymarłymi ulicami. Kamienie, domy - wszystko krzyczało o największej rzezi, jaką mordercy mogli wymyślić. Kilku przechodniów popatrzyło na mnie z ukrywaną wrogością - czego tutaj szuka Żyd? Czy przyjechał tutaj by domagać się rozrachunku za morderstwa, które ma na sumieniu niejeden obecny mieszkaniec miasta?

Ja też spoglądałem na miejscowych ukradkiem, może spotkam znajomą twarz, kogoś, kto mi przypomni historię tych wszystkich okropności, które to miejsce widziało. Poczułem się samotny i potrzebowałem obok siebie osoby, która pomogłaby mi pozbyć się tych strasznych myśli o nieszczęściach tamtych dni, pozwoliła mi wypłakać się, wykrzyczeć...

Odszukałem dom Tadka Steca, Polaka, o którym zachowałem dobre wspomnienia. Podczas najcięższych dni w getcie okazał szlachetne człowieczeństwo. Szmuglował jedzenie do obozu Shallingera. Jego matka gotowała całe wiadro zupy, przynosiła do bramy i szybko odchodziła. Wiedziała, że ryzykuje życiem.

Kiedy szedłem w stronę ich domu, przypomniałem sobie Leybla Leydmana i młodą dziewczynę Riwkę Lerner, których spotkałem u Steców. Sytuacja nie pozwoliła im długo się ukrywać – zabrano ich do obozu w Dęblinie. Leybl był jednym z tych, którzy się uzbroili i uciekli z obozu. Zastrzelono go podczas ucieczki.

Po drodze zatrzymałem się przed domem mojego dziadka. Nie mogłem oderwać oczu od drzew, które sadził mój ojciec. Pamiętam, kiedy były młode i cienkie. Teraz wyrosły i ich gałęzie pokryte liśćmi rozciągały się szeroko. Chciałem wejść do tego domu, usiąść na chwilę. Chciałem zobaczyć reakcję Polaków, którzy tam teraz mieszkają, gdy im przypomnę, kto był poprzednim właścicielem, kto zbudował ten dom, zasadził drzewa i kto zmarł w tak straszny i tragiczny sposób.

Zdałem sobie sprawę jak apatycznie by na to zareagowali. Przecież oni wszyscy wiedzą, że to było żydowskie miasto.

 

Jeden ze Sprawiedliwych

Byłem więc u Tadka w domu. Spał. Jego córka słysząc, że go budzę, przybiegła z kuchni przestraszona. Widząc zadowolenie swojego ojca na mój widok, stanęła zdziwiona, potem się uspokoiła i odeszła. Tadek był wzruszony spotkaniem. Przypominał czasy, które już nie wrócą. Ani czasy, ani ludzie...Już nigdy życie w mieście nie będzie takie, jak wtedy, gdy mieszkali tutaj Żydzi a miasto kipiało pracą i kwitło handlem.

Pomyślałem: czy Tadek jest tutaj jedynym człowiekiem, który boleje nad zniszczeniem? Mówił dalej: „To dziwne, nie? Mieszkać w mieście, gdzie ciągle widzisz to, co ci ludzie wybudowali własnymi rękami i musieli zostawić… i nikt z nich nie żyje, kto by to pomyślał? Mogłem zrobić dla nich więcej, mogłem ukryć więcej Żydów.... tak się baliśmy, że staliśmy się obojętni i spokojnie przyglądaliśmy się jak męczono Żydów, jak ich prowadzono na rzeź.”

Jego głos stawał się nieomal histeryczny: „Tak, tak, wszyscy wiedzieli, że Żydzi idą na śmierć i nic nie zrobiliśmy, żeby ich uratować, patrzyliśmy na nich jak na psy a nie na ludzi, z którymi żyliśmy dziesiątki lat.” Odpowiedziałem: „Setki lat, prawie tysiąc.”

Tadek pokiwał głową: „Masz rację. Zgrzeszyliśmy wobec Żydów i wobec Boga. Myślisz, że ludzie tego nie wiedzą? Wielu chrześcijan mi mówiło, że się boi kary, która może przyjść...To prawda, może przyjść, może.” Cień strachu przeleciał po jego twarzy.

 

Strach pomsty

Ten sam strach wyczułem w słowach innego Polaka - Janka Burka, który pamiętał mnie z czasów, kiedy pracował u mojego dziadka. Urodził się i wychowywał między Żydami, mówił w języku jidysz. Podczas naszej rozmowy wspominał nazwiska Żydów, między którymi żył. Często wzdychał: „Tak, tacy dobrzy ludzie, dlaczego ich to spotkało? Oj, Bóg nas ciężko ukarze za to, że nie zdołaliśmy im pomóc...”

Chwilami wątpiłem czy mówił szczerze, od serca, może tylko odgadywał moje myśli? Ale potem, kiedy chodziłem po mieście następnego dnia, usłyszałem kilka historyjek o nieszczęściach, które spotkały chrześcijan z miasta w ciągu ostatnich kilku lat. Czyjś byk się wściekł i zatratował córkę właściciela, ktoś inny się zranił zwykłym gwoździem i musiano mu amputować rękę....Chrześcijanie uznali to za karę za grzechy popełnione przeciwko Żydom: „Kto wie, co nas jeszcze czeka” - zamruczał starszy chrześcijanin jakby do siebie – „Podkowy, które wieszamy nad drzwiami nie pomogły. W mieście są złe duchy i chcą się pomścić.”  

Przygnębiła mnie nędza mieszkania Tadka. Był z zawodu fryzjerem, ale nikt już w Rykach nie mógł się z tego utrzymać. Posyłałem mu paczki z odzieżą i innymi rzeczami, które sprzedawał. Pieniądze wydawał na nasiona i sadzonki różnych owocowych drzewek. Sadził je w ogrodzie i dzięki ich owocom mógł się utrzymać. Był niezmiernie wdzięczny a ja wiedziałem, że to nie była wystarczająca zapłata dla tego szlachetnego człowieka za to wszystko, co zrobił, za wielkie ryzyko, które brał na siebie w tym niebezpiecznym czasie.

 

Żydowskie oczy

Nadszedł drugi dzień mojej wizyty w Rykach. Chodziłem z aparatem i fotografowałem dla potomków ulice i domy, które kiedyś należały do Żydów, i o których wspomnienia miałem wyryte w sercu. Małe grupy dzieci i dorosłych chodziły za mną, patrząc jak na złowieszczego diabła. Przyszedł milicjant i odprowadził mnie na posterunek, gdzie zabrano mi aparat, wyjęto i wywołano film. Gdy nie znaleźli nic podejrzanego, odprowadzili mnie do komendanta, który spytał mnie uprzejmie skąd jestem i co robię w Rykach. Słuchał uważnie i zauważyłem, że coraz bardziej i bardziej interesowało go moje opowiadanie o Izraelu. Po pewnym czasie, gdy jego oczy się rozświetliły, stało się oczywiste, że to żydowskie oczy, a jego aryjski wygląd to tylko maska. Był jednym z tysięcy Żydów, którzy jeszcze żyli w Polsce pod aryjską maską.

Zapadł zmierzch i jeszcze raz przespacerowałem się po prawie wymarłych ulicach. Wszystkie moje zmysły były wyostrzone i słuchałem każdego szelestu. Może jeszcze gdzieś został ślad ciepłego, gwarnego żydowskiego życia. Z okien słyszałem głosy, śmiech i płacz, ale to wszystko należało do dalekich, obcych i obojętnych mi ludzi. Miałem dziwne wrażenie, że oni, Polacy, nie mogli się jeszcze przyzwyczaić do życia na ziemi przesiąkniętej żydowską krwią. Do życia między ścianami, gdzie było czuć strach żydowskich dusz krążących w powietrzu. Chrześcijanie poruszają się jak cienie po jednej stronie życia. Głęboko w nich tkwi poczucie winy wobec Żydów, których obrabowali, których domy zagarnęli.

Takie słowa drążyły mi umysł: „Żydowskich Ryk już nie ma, nie ma…”


 

Żydzi z Ryk na świecie

 

[Strona 557]

W bliskim kontakcie

M.Kapari

Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla

Trochę o historii ryckich Żydów w Ameryce

Pierwszymi ryckimi Żydami,którzy wzięli do rąk kije podróżne,byli bracia Lewi i Symcha Derfner.Wyjechali na początku tego stulecia.Chociaż podobno już pod koniec ubiegłego stulecia ktoś tam wyemigrował z Ryk.Niestety, nie mamy na to żadnych dowodów.Nie posiadamy żadnej dokładnej statystyki,aby sporządzić historyczny zarys na ten temat.Dlatego musimy się zadowolić fragmentarycznym materiałem i trzymać się dokładnie jedynie suchych faktów,którymi dysponujemy.

Wiemy,że w Ameryce mieszka admirał Rickower,który wziął nazwisko od naszego miasteczka.Ma teraz około 60 lat i nawet brał udział w amerykańskiej delegacji do Polski pod przewodnictwem prezydenta Richarda Nixona.Byliśmy pewni,że czuje sentyment do naszego miasta i że go odwiedzi.Ale według tego co pisała prasa,Admirał Rickover nie chciał skorzystać z okazji, by odwiedzić swoje rodzinne miasto Ryki.Pisaliśmy do niego wiele razy pytając o jego stosunek do naszego miasteczka,ale do dzisiaj nie otrzymaliśmy żadnej odpowiedzi.

Pierwsi emigranci z Ryk pochodzili ze środowiska wykształconego w chederze i jeszywie.W tamtym czasie uczenie się rzemiosła było niegodne przyzwoitego człowieka.Rzemiosła uczyli się tylko chłopcy,którzy nie mieli ambicji stać się “porządnymi ludźmi”.Dlatego pierwsi emigranci z Ryk spotkali się zagranicą z wielkimi problemami.Wrzuceni między obcych bez znajomości języka,bez zawodu,bez przyjaciół byli osamotnieni.Taka sytuacja wymagała odwagi,inicjatywy i wytrzymałości,aby człowiek się nie rozczarował i nie załamał.

Wydaje się,że pierwsi emigranci z Ryk byli naprawdę z jakiegoś cudownie wytrzymałego materiału. Mocni,twardzi i zdecydowani pokonać kłopoty i komplikacje.Mieli wielką odwagę – nie doznali rozczarowania i zawodu.

Aby utrzymać pewien porządek w tym opracowaniu,podzielimy historię na pięć etapów: “kiełkowania”(początkowy),aklimatyzacja,sukcesy ekonomiczne,kryzys gospodarczy i nowe pokolenie.Łatwo jest sobie wyobrazić,jaki był okres “zielony”. Na pewno dużo gorszy niż dla emigrantów z innych miast i miasteczek,przede wszystkim dlatego,że do Nowego Jorku przybyła tylko mała garstka rodaków z Ryk.Można ich było policzyć na palcach.

To było normalne,że ci którzy przyjeżdżali, czuli się w nowej ojczyźnie zagubieni.Wszystko było dla nich nowe i obce : nowy język,którym nie mówili,nowa kultura.Również i między żydowskimi emigrantami czuli się bezradni.Tęsknili,garnęli się do obcych rodzin,szukali serdeczności przy obcych stołach,pragnęli odnaleźć się towarzysko.

W pierwszej dekadzie tego stulecia uciec z Ryk i dopłynąć do “złotej ziemi”: udało się niektórym.Byli to Lewi i Symcha Derfner,dwaj bracia Lichtensztajn,Mojżesz Anfanger,Chaim i Efraim Borensztajn,Jakub i Symcha Bukler,Chaim Derfner,Eliezar Klajnman,Jakub–Izak Lewinger i Mojsze Litwak–Szulmajster.

Po dwóch latach pobytu w Ameryce,Chaim Derfner ze względu na stan zdrowia był zmuszony powrócić do Ryk.Później,po pierwszej wojnie światowej ,wrócili także Jakub–Izaak Lewinger i Mojsze Litwak–Szulmajster.Reszta choć było im ciężko,pozostała w Ameryce. Nadal walczyli o egzystencję.Możliwe,że było troche łatwiej gdyż nie zostawili w Rykach żon i dzieci i nie musieli ich sprowadzać do Ameryki.Wielu innych,którzy pozostawili w kraju żony i dzieci, z tego właśnie względu musiało powracać z Ameryki do swoich miasteczek.”Złota ziemia”,która tyle obiecywała na odległość,w tamtym czasie nie potrafiła spełnić obietnic i marzeń ludzi,którzy planowali znaleźć w niej utrzymanie dla swoich rodzin.

W każdym razie ryccy Żydzi,którzy pozostali w Nowym Jorku,dzielnie walczyli,aby zapewnić dla siebie pozycje i wrosnąć w amerykańskie życie.

Każdy nauczył się jakiegoś zawodu i ciężko pracował po 12 i 14 godzin dziennie za małą zapłatę.Zarobek,tak wykorzystywanych,ledwie starczał na utrzymanie.Mimo to chodzili na kursy wieczorowe,uczyli się późno wieczorami języka i w taki sposób coraz lepiej poznawali nową kulturę.W szabas i w niedziele chodzili na wykłady,odczyty i na występy artystyczne.

I tak pomału dostosowywali się do nowego stylu życia,poznawali język, kulturę nowej ojczyzny, ale zarazem żyli kulturą starą,nabytą w dzieciństwie w Rykach.

Ten okres “kiełkowania” trwał aż do około 1910 roku.Dni i noce poświęcano na naukę zawodu,języka,nowych zwyczajów,budując tak fundamenty własnego,rodzinnego życia.Cały czas myślano o swobodzie ekonomicznej i o usamodzielnieniu.

Ryckim Żydom według indywidualnych aspiracji i możliwości udawało się osiągnąć wszystkie zamierzone cele.Wyjątkiem był Eliezer Klajnman,zagorzały społecznik rewolucjonista,który przywiózł z domu ze sobą “sen” o światowej rewolucji i wyzwoleniu klasy robotniczej.Nie myślał o wolności ekonomicznej,która znaczyła zatrudnianie innych we własnym warsztacie.Dlatego wolał być najemnym robotnikiem i takim pozostał przez całe życie.

Inni Żydzi z Ryk się dorobili,pożenili,rodziły się im dzieci,którym starali się zapewnić najlepsze warunki do nauki i to wszystko,czego oni sami nigdy nie mieli możliwości osiągnąć.

Tak zaczynał się okres aklimatyzacji – amerykanizacji.Rozwijały się kontakty handlowe ze starymi żydowskimi osadnikami w Ameryce a także i z nie–Żydami.Równocześnie rozszerzały się kontakty towarzyskie i kulturalne.Tym samym poszerzały się kulturowe horyzonty,co z kolei umożliwiało wydostanie się z wąskiego kręgu osobistych spraw i przyłączenie się do szerszego, publicznego żydowskiego życia.Dzieci dorastały,włączały się w życie szkół.Spotykały się z nie–żydowskimi rodzicami kolegów z ich klas i tak jak jest zwyczajem w Ameryce,zaczęły się angażować w działalność różnych instytucji i organizacji charytatywnych.Rozwijały w sobie amerykańską cechę dobroczynności i wolontariatów środkami finansowymi.

Już wtedy wszyscy Żydzi z Ryk mieli amerykańskie obywatelstwo i częściowo zaczęli włączać się aktywnie w działałność polityczną. Wstępowali do różnych partii, w których uzyskiwali znaczne wpływy.

Żydów z Ryk wybierano do zarządów w różnych spółkach.

Nastały lata rozkwitu ekonomicznego,prosperity i tutaj dał się wyraźnie poznać charakter ryckich Żydów,którzy nie zapominali o swoich krewnych pozostałych w Rykach.Nadal łączyło ich uczucie gorącego związku z tamtymi.Każdy,według swoich możliwości,posyłał do domu pomoc finansową.Wszyscy próbowali sprowadzić najbliższych krewnych do Ameryki.Ten proces przerwał wybuch pierwszej wojny światowej i tak przepadło wiele poważnych starań w tym kierunku.

W latach wojny zwiększyło się tempo rozkwitu ekonomicznego i wzmocnienie pozycji gospodarczej.Przy tym znów należy podkreślić odpowiedzialność jaką okazali ryccy Żydzi względem potrzebujących Żydów w Rykach, nie tylko względem swoich krewnych ale względem całego miasteczka.

Kilkunastu ryckich Żydów mieszkających w Nowym Jorku zdecydowało założyć zaraz po zakończeniu wojny fundację pomocy potrzebującym w Rykach. W czasie wojny fundacja cały czas się powiększała.Kiedy ją zakładano,zdecydowano,że korzystać z niej będą mieli prawo tylko ci,którzy nie mają krewnych w Ameryce.Obowiązek pomagania krewnym

ciążył nadal na indywidualnych ryckich Żydach w Ameryce.

Zaraz po zakończeniu pierwszej wojny światowej Jakub–Izaak Lewinger zdecydował się powrócić do Ryk.Powierzono mu zadanie przewiezienia pieniędzy i przypilnowania,aby zostały one rozdzielone tak,jak życzyli sobie ich ofiarodawcy dla fundacji tzn.przekazać tym potrzebującym,którzy nie mieli krewnych w Ameryce.

Również wznowiono próby sprowadzenia krewnych z Ryk.Były jednak różne przyczyny,dla których nie można było uskutecznić tego silnego pragnienia.W Rykach dużo mówiło się o tym,że w Ameryce Żydzi oddalają się od swojego żydostwa,gdyż muszą pracować i w szabas.Również i klimat polityczny w Polsce nie był sprzyjający.W międzyczasie wybuchł konflikt polsko–sowiecki i liczbę emigrantów do Ameryki ograniczono.Jedynie rodzinie Tencer udało się wyemigrować.

Kiedy emigracja do Ameryki została prawie wstrzymana,ryccy Żydzi nie zaprzestali pomagać swoim bliskim wyemigrować z Ryk do Ameryki Południowej czy Kanady lub Izraela.Proces był bardzo powolny,ale miał wielkie znaczenie, gdyż dzięki temu dziesiątkom żydowskich rodzin z Ryk udało się ocalić przed morderstwami hitlerowskimi.Do dnia dzisiejszego wielu z ocalałych ryckich Żydów mieszka w wielu różnych państwach.

Pod koniec lat dwudziestych w Ameryce zaczął się kryzys gospodarczy i trwał do końca lat 30–tych.Odczuli go również ryccy Żydzi. Znikło wtedy dużo socjalnych instytucji.Jak mógł ktoś wtedy myśleć o społecznej i charytatywnej działalności,kiedy największym problemem było samemu się utrzymać.Myślano wtedy głównie o tym,jak obronić się przed biedą i głodem,jak nakarmić swoją rodzinę.

To był najtrudniejszy okres w życiu ryckich Żydów w Ameryce tak na społecznym jak i osobistym poziomie.Nieraz słyszeliśmy głosy starych emigrantów,że gdyby nie kryzys lat trzydziestych, to by zdążyli ściągnąć o wiele więcej Żydów z Ryk,albo chociaż im pomóc w emigracji do innych państw . W taki sposob krewni z Ryk uniknęli by strasznej śmierci.

Kryzys gospodarczy doprowadził do opuszczania Nowego Yorku.Również i część ryckich Żydów wyjechała z Nowego Jorku, aby szukać środków utrzymania w innych miastach.

Koniec kryzysu gospodarczego przypadł na początek drugiej wojny światowej.Wydarzenia w Ameryce rozwijały się w szybkim tempie.Stało się to jak za machnięciem ręki: jednego dnia skończył się kryzys i rozkwitła prosperita.W ciągu kilku lat,już w roku 1943,ryccy Żydzi,którzy pozostali w Nowym Jorku stanęli ekonomicznie na nogi.

Niestety, urwał się kontakt z tymi,którzy wyjechali z Nowego Jorku.Ale ci,którzy pozostali, od razu zaczęli organizować działalność,której celem było przygotowanie pomocy dla Żydów w Rykach zaraz po skończeniu wojny.

W czasie wojny wiedzieliśmy o tym,jak hitlerowcy traktują Żydów,ale nikt by nie przypuszczał,że może dojść do tak straszliwej zagłady.Nawet w najgorszych snach nie wyobrażaliśmy sobie takiej strasznej śmierci.Docierały do nas wiadomości o nazistowskich zbrodniach na Żydach ,co przypisywaliśmy okropnościom wojny.Byli i tacy,którzy wierzyli,że jest to pewny element propagandy zastraszania.Nikt nie znał całkowitego obrazu nazistowskiej polityki zagłady.

16 kwietnia 1944 roku ryccy Żydzi zebrali się w domu Symchy Derfnera i postanowili zorganizować fundację pomocy Żydom w Rykach i uruchomić mechanizm,którego zadaniem byłoby wyszukiwanie ocalałych z Ryk i kontaktowania ich z rodzinami.Na tym zebraniu byli obecni:Symcha i Lewi Derfner,Eliezer Klajnman,dwaj bracia Tencer,Herman Borensztajn,Manes Anfanger,Jakub Bukler i piszący te słowa.Ja dostałem się do Ameryki dzięki pomocy mojego wujka Symchy Derfnera.

Na tym pierwszym założycielskim posiedzeniu została zebrana znaczna część pieniędzy dla fundacji.Podjęto ważną decyzja o częstych zebraniach, które miały się odbywać co najmniej raz w miesiącu.W taki sposób powstał Rycki Związek pełen rodzinnej serdeczności.Pamiętam to uczucie,z jakim wszyscy przychodziliśmy na spotkania,uczucie,że znajdujemy się w wąskim kręgu rodzinnym.Nareszcie wszyscy poczuli,że istnieje ciepły kąt,gdzie można się przytulić i poczuć wzajemną bliskość.Nie musiało się już szukać ciepła wśród obcych i być zapraszanym do obcych stołów.

W ciągu roku organizowane były różne akcje,których kulminacją był bankiet organizowany w rocznicę powstania Ryckiego Związku w Ameryce.Wydawaliśmy także gazetkę poświęconą naszym początkom w Rykach w której pisaliśmy trochę o historii i przygodach ryckich Żydów w Ameryce.W gazetce ukazywały się także deklaracje przywódców o ważnej roli Ryckiego Związku i o celach ,jakie sobie postawił.Przyjaciele i znajomi przesyłali sobie pozdrowienia.W czasie planowania,organizowania i końcowej realizacji bankietu i wydawania gazetki, nadszedł wreszcie koniec wojny i zwycięstwo nad hitlerowskimi Niemcami.Dlatego nasz bankiet zmienił się w radosną uroczystość z powodu zwycięskiego końca wojny.

Niestety wielka radość ze zwycięstwa dość szybko wymieszała się z niekończącym smutkiem, który nas spotkał po tym jak, usłyszeliśmy o śmierci Żydów w Polsce,o okropnych męczarniach jakim byli poddawani w obozach koncentracyjnych,gettach i o uśmiercaniu w komorach gazowych.Dochodziły coraz to gorsze wiadomości wraz ze zdjęciami z okropnej zagłady.Skąpe wiadomości,które kiedyś często braliśmy za zastraszującą propagandę,były kroplą w morzu w porównaniu z rzeczywistymi faktami.

Nasza działalność ożywiła się i stała się wszechstronna.W dalszym ciągu zbieraliśmy środki finansowe, aby zwiększyć fundusze fundacji.Również zbieraliśmy odzież i nawiązaliśmy kontakt z amerykańskimi siłami okupacyjnymi w Niemczech.Pomogło nam w tym biuro rabina i Amerykański Kongres Żydowski.Nawiązaliśmy również kontakt z nowymi polskimi władzami i z dr Zamersztajnem z Rady Żydowskiej w Lublinie.Prosiliśmy o odszukanie Żydów z Ryk i posłanie nam ich adresów.

Skontaktowaliśmy się także z ryckimi Żydami w Ameryce Południowej, Kanadzie i Izraelu.Dawaliśmy ogłoszenia do żydowskiej prasy.Prasa nam poszła na rękę.Drukowała listy nazwisk i adresów ryckich Żydów.Był to gorący czas w działalności polskiej organizacji w Ameryce.Każdy rycki Żyd brał w tym czynny udział.Każdy chciał pomagać ze wszystkich sił.Każdy miał uczucie,że chodzi o ratowanie życia ludzi.

Po kilku miesiącach intensywnej pracy udało się odnaleźć 72 ocalałych ryckich Żydów.Cieszyliśmy się bardzo,ale zarazem ogarniał nas smutek z powodu tak małej liczby ocalonych ze społeczności,która stanowiło kilka tysięcy żydowskich dusz.Z tymi 72 Żydami byliśmy w ścisłym kontakcie i zrobiliśmy wszystko,co było możliwe,aby połączyć ich z bliskimi i przyjaciółmi.

Szukając ocalałych ryckich Żydów,dzięki nawiązanym kontaktom,często pomagaliśmy przy szukaniu ocalałych Żydów z innych miasteczek i kontaktowaliśmy ich z rodzinami.

W ciągu naszej pracy zrozumieliśmy całą okropność tego,że większość Żydów w Polsce zginęła.Dlatego zdecydowaliśmy nie ograniczać naszej pracy wyłącznie do Ryk ale przyłączyć się do Rady Ocaleniowej dr Zamersztajna w Lublinie,dokąd posyłaliśmy pieniądze,żywność i odzież.

Pocieszaliśmy się tym,że może i ryckim Żydom coś się z tego dostanie.Tym nie mniej w dalszym ciągu nie przestawaliśmy szukać ocalałych ryckich dusz.

Było jasne,że Polska już nie jest domem dla Żydów i nie ma sensu trwać w iluzji, że Żydzi będą mogli budować tam swoją ojczyznę.Dochodziły do nas okropne wiadomości o zbrodniach polskiego podziemia,którego zadaniem było wymordowanie tych Żydów,którym udało się uniknąć śmierci z rąk nazistów.

Także i w Rykach podziemie zamordowało kilku Żydów,którzy po wojnie powrócili do miasteczka.Było zrozumiałe,że zanim nowa władza poradzi sobie z podziemiem,to wszyscy ocaleli będą całkowicie wymordowani.Z wyjątkiem kilkunastu ryckich Żydów,którzy się tymczasowo osiedlili w Łodzi i we Wrocławiu,pozostali którzy przeżyli ,mieli nadzieję na wyjazd do Izraela lub do Ameryki..Większość jednak wyjechała do Niemiec i do Włoch.Byliśmy z nimi w kontakcie i posyłaliśmy im pomoc w formie pieniędzy,żywności,odzieży i lekarstw.To był dodatek do aktywnej działalności dla uchodźców,którą prowadziły UNRA i JOINT.

Wkrótce zaczęli przyjeżdżać ci,którzy zdecydowali się na emigrację do Ameryki, a my przyjmowaliśmy ich z wielką radością.Lecz zdarzało się,że urząd emigracyjny rozsyłał imigrantów do różnych miast w Ameryce i to nam uniemożłiwiło utrzymywanie z nimi ścisłej współpracy.To miało wpływ na dalszą działalność Związku Ryckich Żydów w Ameryce.

Ubiegły lata, bo czas nie stoi w miejscu,i anioł śmierci zabiera ludzi i z naszego Związku.Każde takie zdarzenie przynosi smutek.W dalszym ciągu żyje zainteresowanie ocalałymi,którzy przyjechali do Ameryki.Pomału udaje się im zabezpieczyć utrzymanie,ich warunki życiowe się normalizują, i ich stan ekonomiczny jest stosunkowo dobry.

Zadowalajaca sytuacja ryckich Żydów w ich nowym miejscach zamieszkania,spowodowała,że kilka lat upłynęło we względnym spokoju.Społeczna działalność ryckich Żydów ustała.

Otrząsnęli się z nieszczęścia i trzymali się wszędzie razem. Rany fizyczne i duchowe leczy czas .Życie ma swoje sposoby jak zabliźnić nawet najgorsze przeżycia.I tak Żydzi budują życie rodzinne ,wychowują dzieci,bez względu na rany.Działa także instynkt towarzyski,który podszeptuje,że nie tylko chlebem człowiek żyje i ludzie angażują się w działałność towarzyską.Przeżywają ten sam cykl co ryccy pionierzy w Ameryce: okres “kiełkowania”,zakorzenianie i umacnianie pozycji ekonomicznych.

Cały czas panuje wspólnota duchowa i pamięć o naszym zniszczonym mieście.W duchu każdego absorbuje myśl,w jaki sposób upamiętnić naszych wymordowanych krewnych.Chciałoby się zrobić wszystko, aby nie zapomnieć naszego miasteczka ,w którym spędziliśmy dzieciństwo i młodość,gdzie kształtowało się nasze wychowanie i kształtowały się nasze charaktery.Pamięć o naszym miasteczku jest droga dla każdego z nas i wszyscy czujemy potrzebę postawienia pomnika dla ryckiej gminy żydowskiej - książki nagrobka,który by posłużył badaczom historii Żydów w Polsce i opowiadał przyszłym pokoleniom o pięknym życiu i wysokiej moralności naszych rodziców i dziadów w Rykach.

W Izraelu powstał pomnik męczenników z Ryk.Posadzono również drzewka dla upamiętnienia,ale to wszystko jeszcze nie daje pełnej satysfakcji.Chcemy się przyłączyć do ruchu rodaków,aby wydać księgę pamięci na cześć zgładzonej gminy.

Każdy z nas jest przekonany,że taka księga będzie najlepszym i najtrwalszym pomnkiem dla męczenników naszego miasteczka.

Zdajemy sobie sprawę,że tak wielka praca wymaga zdolności organizacyjnych.Dlatego jesteśmy wdzięczni rodakom z Izraela za ich projekt realizowania tego zadania.

Zdajemy sobie sprawę,że każdy początek jest trudny. Wiemy, ile wysiłku kosztowało naszych rodaków rozpoczęcie tego projektu.Jest zrozumiałe,że na takie dzieło musi się zgromadzić mnóstwo materiałów i finansów.Dlatego przejęliśmy inicjatywę zmarłego już Nachmana Abramowicza,członka rady wydawniczej książki w Izraelu,aby w roku 1968 podjąć podróż po wszystkich gminach,w których byli ryccy Żydzi celem wzbudzenia w nich zainteresowania wydaniem pamiątkowej książki.On sam wszędzie pomagał w organizowaniu prac w tym kierunku,inspirował ludzi ,aby podzielili się swoimi wspomnieniami,zdjęciami i innymi materiałami do księgi pamięci.Z satysfakcją obserwowaliśmy narastanie funduszy, które wpłacano według swoich możliwości.

Dzięki tej inicjatywie we wszystkich gminach organizowane są koła ryckich Żydów :w Argentynie,Brazylii,Los Angeles,Kanadzie i Nowym Jorku. Zrozumiałe,że głównym ośrodkiem jest Izrael.

Z niecierpliwością oczekujemy wydania tej książki ,w której widzimy także zawiązanie bliskich i serdecznych więzi między ryckimi Żydami na całym świecie.Wierzymy także ,że będzie ona dla naszych dzieci i wnuków magnesem,który ich przyciagnie i że będą kontynuować tradycję utrzymywania bliskich kontaktów.

Chciałoby się podkreślić,że ryccy Żydzi mają wszędzie wielki krąg znajomych i przyjaciół,należą do różnych organizacji,ale nigdy nie spotykają się z taką serdecznością i bliskością ojczyzny, jaką czują na towarzyskich spotkaniach z ryckimi Żydami.To jest uczucie rodzinne.Takie uczucie posiada w sobie nieograniczoną piękność i radość.I to się musi utrzymywać i pielęgnować Dlatego wierzymy,że ta ksiega pamięci wraz z uwiecznieniem naszej przeszłości zostanie ośrodkiem naszej współczesności i przyszłości.Serdecznym gniazdkiem dla wszystkich ryckich żydów na całym świecie.


[Strona 568]

Ryccy rodacy w Los Angeles

Karole Davidman

Z jidysz na czeski przełożył Michael Dunayevsky
Z czeskiego przełożył Andrzej Ciesla

Rycki landsmanszaft w Los Angeles stanowi małą kolonię której trudno było włączyć się do społeczenstwa,zakotwiczyć się i zapuścić korzenie.Sporo asymilacyjnego bólu musieli ścierpieć nim wyrobili sobie dobre pozycje ekonomiczne.To był długi proces w którym rodacy z Ryk wykazali wiele ochoty pomagać jeden drugiemu.Nostalgia i gorące wzajemne zainteresowanie jednego ryckiego Żyda drugim stymulowało do obustronnej pomocy.

Z wielkim zapałem ryccy rodacy w Los Angeles zareagowali na naszą inicjatywę uwiecznienia zgładzonej gminy żydowskiej w księdze pamięci w której odnaleźliby obraz dawnego domu,jego wszystkich instytucji,związków i organizacji,styl życia i postawy męczenników a także zniszczenie Ryk.

 

ryk569.jpg
Stoją od prawej: Rafael Grinkorn, Malach Zuckerkop i Malach Derfner

Siedzą: Sara Teichmann–Korn, Herszel Friedmann, Dawid Mliczkowicz, Meir Szalom Milgrum, Jechezkiel Asz i Herszel Tajchman

 

Specjalnie wyróżnił się nasz rodak pan Melech Cukerkop,który posiada bogatą przeszłość bohaterskiej walki w szeregach partyzantów.Pomógł nam materiałem i pieniędzmi.Był nie utrudzony przy zbiórce środków finansowych na uwiecznienie męczenników z naszego miasteczka.

Melech Cukierkop nie opuścił ani jednej okazji aby przypominać ten dług opracowania i wydania pamiątkowej książki.Na każdym spotkaniu,na każdym prywatnym czy ogólnym zebraniu prosił,zachęcał i przyspieszał wykonanie tej nabożnej pracy.

 

Ryccy Żydzi w Nowym Jorku

Również entuzjastyczna była reakcja naszych rodaków w Nowym Jorku,na mój pierwszy listy w którym informowałam o naszej decyzji wydania książki pamiątkowej na cześć naszych męczenników.Odrazu zwołali w Nowym Jorku zebranie w którym wzięli udział wszyscy ryccy rodacy.Mówcy,którzy zabrali głos wyrażali się z wielką serdecznością o naszej inicjatywie.Jednogłośnie zdecydowano pomóc nam we wszystkim w czym tylko będą mogli.

Ryccy Żydzi są ludźmi czynu i tą cechę piastują również i w Nowym Jorku.Natychmiast wysłali pieniądze,materiały i fotografie.W listach wyrażali poparcie i życzenie abyśmy nie ustawali i kontynuowali pracę nad księgą pamiatkową.

Doceniamy ich materialną i moralną pomoc, która świadczy o ich więzach z miasteczkiem,z naszym zniszczonym domem,z naszą przeszłością i ukazuje jak święta jest dla nich pamięć o śmierci naszych Męczenników.

Pomoc naszych rodaków z Nowego Jorku tak jak i pomoc pozostałych miała olbrzymie znaczenie przy pracy nad tą pamiątkową księgą.Musi się stwierdzić,że stworzenie takiego dzieła było doprowadzane wielkimi trudnościami.W pewnej chwili już się nam nawet wydawało,że będziemy musieli pracę tę ukończyć,że była ponad nasze siły.Pomoc rodaków z zagranicy nas znów natchnęła,dodała nam siły i wiary,że wszystkie problemy i pułapki przekonamy.

Dlatego podkreślam,że moralna pomoc naszych rodaków miała taka samą wartość jak i materialna i że to jest ich wielka zasługa w wydaniu księgi pamiątkowej która jest prawdziwym nagrobkiem dla zniszczonej gminy żydowskiej w Rykach.

 

Ryccy rodacy w Kanadzie

Jak tylko podjęliśmy inicjatywę wydania księgi na pamiątkę zgładzonej gminy żydowskiej w Rykach, nawiązaliśmy kontakt z naszymi rodakami w Kanadzie.Stanowią oni małą grupę ocalałych z nazistowskiego piekła i nasz apel przyjęli z pobożnym entuzjazmem i z całkowitym oddaniem zaczęli nam pomagać tak materiałami jak i pieniędzmi.

 

ryk571.jpg
Rada ryckiego landsmanszaftu w Kanadzie

Z prawej: Szymon Grajcar, Aszer Miński, Rafael Kowsky, Gienia Gutwajder–Beckermann i inni

 

Każdy rodak z Kanady czuł obowiązek dołożenia się do pracy nad książką,która będzie nie tylko wyrazem pamięci dla umarłych z naszego niezapomnianego miasteczka,ale będzie także wkładem do aktu oskarżenia,który naród żydowski wnosi przeciwko nazistowskim złoczyńcom.

Ryccy rodacy w Kanadzie swoim aktywnym udziałem w wydaniu tej książki pokazali jak mocno są zjednoczeni w pamięci o naszym miasteczku,że utrzymują stosunki przyjacielskie z ryckimi Żydami w różnych państwach i jak czują się związani z państwem Izrael.Są z nami ciągle w kontakcie.

Nagrodą dla nas wszystkich za to głębokie poświęcenie i silną wolę przy wydaniu księgi pamięci, jest wykonana praca .Światła pamiątka o naszych zamęczonych rodzicach,siostrach i braciach żądała od nas mocnego i odważnego serca,aby ich śmierć otrzymała sens przy naszym dalszym budowaniu państwa Izrael.

 

Ryccy rodacy w Paryżu

Tylko niewielu jest ryckich rodaków w Paryżu,ale każdy z nich docenia prace wydania księgi pamieci.Dużo serca i duszy włożył do pracy nad książką nasz wiecznie młody,dynamiczny rodak pan Rafael Lederman.Spisał swoje wspomnienia,szkice a w czasie swoich częstych wizyt w Izraelu także wspierał,dodawał otuchy do tego świętego zadania,którego się podjęliśmy.

 

ryk572.jpg
Rada Ryckiego Landsmanszaftu w Izraelu

Z prawej: J.Stanisławski, J.Borensztein, J.Mandelbaum, S.Wajnberg, J.Handsztok i N.Nachliali

 

Tacy są ryccy rodacy w Izraelu i w diasporze.Wszyscy byli oddani temu świętemu zadaniu i czuli w sobie dług postawienia nagrobku dla tych,których nigdy nie zapomnimy.W księdze pamięci stawiamy taki nagrobek dla naszego zgładzonego miasteczka,dla naszych bliskich i drogich i widzimy w nim nie tylko nieme słowa – słyszymy głos dusz naszych tak brytalnie zamordowanych bliskich Wiecznie będzie brzmieć w naszych uszach tento głos: „Pamiętaj!Nie zapominaj o nas!”.

Strony tej to księgi pamięci ukazują jak święta jest dla nas pamięć o tragicznie zgładzonej ryckiej gminie,gdzie razem żyli,cierpieli,śnili ,walczyli i wierzyli w lepsze czasy.

Strony księgi pamięci na pamiatkę naszego miasteczka opowiadają naszym dzieciom i następnym pokoleniom o tej tragedii,która w dziejach ludzkości nie da się z niczym innym porównać.

Księga Pamiątkowa Ryk


This material is made available by JewishGen, Inc. and the Yizkor Book Project for the purpose of
fulfilling our mission of disseminating information about the Holocaust and destroyed Jewish communities.
This material may not be copied, sold or bartered without JewishGen, Inc.'s permission. Rights may be reserved by the copyright holder.


JewishGen, Inc. makes no representations regarding the accuracy of the translation. The reader may wish to refer to the original material for verification.
JewishGen is not responsible for inaccuracies or omissions in the original work and cannot rewrite or edit the text to correct inaccuracies and/or omissions.
Our mission is to produce a translation of the original work and we cannot verify the accuracy of statements or alter facts cited.

  Ryki, Poland     Yizkor Book Project     JewishGen Home Page


Yizkor Book Director, Lance Ackerfeld
This web page created by Lance Ackerfeld

Copyright © 1999-2024 by JewishGen, Inc.
Updated 03 Jan 2015 by JH